To dopiero początek lekkoatletycznych mistrzostw świata, a my mamy już trzy medale. Duża w tym zasługa tych, którzy nie zawodzą od lat, czyli młociarzy. Konkurs znów należał do Polaków. Złoto wywalczył Paweł Fajdek, a srebro Wojciech Nowicki.
Polska lekkoatletyka to siła młota. Paweł Fajdek, Wojciech Nowicki, Anita Włodarczyk, Malwina Kopron, a dwie dekady temu Kamila Skolimowska i Szymon Ziółkowski. Zawsze można stawiać w ciemno, że na wielkiej imprezie, jaką są igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata lub Europy, akurat w tej konkurencji będziemy się liczyć. Rok temu na igrzyskach w Tokio polska reprezentacja pobiła wszelkie oczekiwania, przywożąc aż cztery medale właśnie z tej konkurencji. Wojciech Nowicki i Anita Włodarczyk wywalczyli po złocie. Hymnu Polski mogli też na najniższym stopniu podium posłuchać Paweł Fajdek i Malwina Kopron. Nowicki był wówczas w formie życia, bo aż w pięciu próbach rzucił powyżej 80 metrów. Tym razem udało mu się dwa razy i okazał się słabszy tylko od kolegi z reprezentacji.
Eugene, Doha, Londyn, Pekin, Moskwa. To pięć ostatnich miast, które gościły MŚ w lekkoatletyce. We wszystkich wygrywał Paweł Fajdek. Polski młociarz jest więc pięcioktrotnym mistrzem świata i to w dodatku z rzędu! Na mistrzostwach świata od 2013 roku kosi wszystkich rywali. Gdybyśmy wzięli pod uwagę tylko jedną konkurencję, to bardziej utytułowanym lekkoatletą jest tyczkarz Siergiej Bubka, LaShawn Merritt w sztafecie 4×400 metrów i to tyle. Oni wygrywali po sześć razy. Taki Usain Bolt ma tych złotych medali więcej, ale on biegał na setkę, dwusetkę i w sztafecie. Fajdek najpierw był najlepszy w kwalifikacjach, a później w konkursie prowadził od trzeciej próby, gdy osiągnął odległość 81,98 m. To w tym roku najlepszy wynik na światowych listach.
Pomiędzy MŚ były igrzyska olimpijskie w Londynie i Rio. Na pierwszych Paweł w fatalnym stylu spalił trzy próby w kwalifikacjach. Co prawda nie jechał do Londynu jako faworyt do złota, ale spokojnie rzucał powyżej 80 metrów i miał trzeci najlepszy wynik na listach. Tym większa szkoda, że konkurs finałowy stał wtedy na słabiutkim poziomie. Węgier Krisztián Pars jako jedyny i tylko raz osiągnął wynik ponad 80-metrowy. Cztery lata później Fajdek, już jako gigantyczny faworyt, dwukrotny mistrz świata, w kwalifikacjach zajął dopiero 17. miejsce po uzyskaniu 72 metrów i sensacyjnie odpadł. Złą passę igrzysk przełamał dopiero rok temu w Tokio. Co prawda był to “tylko” brąz, ale znaczył więcej od hegemonii na mistrzostwach świata, bo wygrał tam ze sobą i swoimi demonami, choć podkreślał zdenerwowany, że żadnej klątwy nie ma i nigdy nie było.
Po piątku i sobocie, czyli dwóch pierwszych dniach mistrzostw świata, Polska znajdowała się na drugim miejscu w klasyfikacji ogólnej, tylko za Stanami Zjednoczonymi. Oprócz młociarzy, dużo bardziej sensacyjny medal wywalczyła Katarzyna Zdziebło w chodzie na 20 kilometrów. Chód jest więc wyjątkowo pozytywnym zaskoczeniem ostatnich lat, bo przecież na igrzyskach zasłynął mało komu znany i raczej anonimowy Dawid Tomala. Dziś zna go niemal każdy średnio zorientowany fan polskiego sportu. Trochę rozczarowała mieszana sztafeta 4×400 metrów, czyli złoci medaliści z Tokio. Tym razem skończyli na najgorszym możliwym miejscu, a więc czwartym. Mistrzostwa świata zaczęły się dla nas świetnie. Fajdek zdobył piąte złoto MŚ i innego medalu w swoim dorobku nie ma. Wojciech Nowicki dorzucił srebro do trzech brązów, ale on posiada za to coś cenniejszego – jest mistrzem olimpijskim.