W sobotę startuje 111. edycja Tour de France – największego i najbardziej prestiżowego kolarskiego wyścigu. W tym roku jest to wyścig wyjątkowy z kilku względów i jeszcze przed startem elektryzuje fanów kolarstwa, którzy liczą na trzy tygodnie wielkich emocji. Szczególnie po nudnym jak flaki z olejem Giro d’Italia byłaby to dobra odtrutka.
Przypomnijmy, że w wyścigu dookoła Włoch Tadej Pogacar objął prowadzenie już po 2. etapie, a potem tylko ja powiększał. Słoweniec wygrał z przewagą prawie 10 minut nad drugim Danielem Felipe Martinezem. Teraz Pogacar mierzy w triumf we Francji i uchodzi za głównego faworyta Wielkiej Pętli, którą przecież wygrywał już dwukrotnie – w 2020 i 2021 roku. W dwóch ostatnich latach kolarz UAE Team Emirates musiał uznawać wyższość Jonasa Vingegaarda. Start Duńczyka w tym roku długo stał pod znakiem zapytania. Podczas kwietniowego wyścigu Dookoła Kraju Basków brał on udział w potwornej kraksie – złamał sobie obojczyk i kilka żeber. Od tego czasu nie uczestniczył w żadnym ściganiu na szosie, ale kilka dni temu ogłosił, że wraca do rywalizacji we Francji, by walczyć o klasyczny hat-trick. Pokiereszowany Vingegaard siłą rzeczy nie może być brany pod uwagę jako główny faworyt – Pogacar powinien być przygotowany dużo lepiej.
Wspomnieliśmy jednak o tym, że tegoroczny Tour ma być wyjątkowy. Dlaczego? Pierwszy i najważniejszy argument to rywalizacja sportowa. O Pogacarze i Vingegaardzie już wiemy, ale na liście startowej znaleźli się inni wielcy, tworzący nieoficjalne TOP 6 światowego kolarstwa. Pozostali czterej to Primoz Roglic, Remco Evenepoel, Mathieu van der Poel i Wout van Aert. Żaden z nich nie zaznał jeszcze smaku zwycięstwa w Le Tour i tylko Roglic stał we Francji na podium. Notabene Słoweniec dwukrotnie przystępował do walki jako faworyt, by potem przegrywać ze swoim rodakiem, Pogacarem. Szczególnie bolesna musiała być dla niego porażka w 2020 roku, gdy prowadził niemal do samego końca, a prowadzenie stracił na przedostatnim etapie, jeździe indywidualnej na czas.
Wielka szóstka nie startowała jeszcze nigdy razem w wieloetapowym klasyku. Trzeba jednak uwzględnić, że van Aert skupi się raczej na pomaganiu swojemu liderowi, czyli Vingegaardowi. Mało kto widzi również szanse na triumf van der Poela.
Co innego Evenepoel. Belg nie startował jeszcze w Wielkiej Pętli, ale swoją gotowość do wygrywania największych wyścigów zasygnalizował niecałe dwa lata temu, gdy zgarnął triumf w hiszpańskiej Vuelcie. Ze wsparciem takich kolarzy jak Mikel Landa, Evenepoela trzeba wymieniać w gronie kandydatów minimum do podium, a być może nawet do końcowego sukcesu na…
No właśnie, na Polach Elizejskich, chciałoby się napisać, ale byłaby to nieprawda. W tym roku wyjątkowo Tour de France nie będzie finiszował pod Łukiem Triumfalnym. Wszystko dlatego, że w Paryżu trwają gorące przygotowania do Igrzysk Olimpijskich. Tradycji nie stanie się więc zadość. Nie będzie etapu przyjaźni, popijania szampana i finiszu sprinterów. Wręcz przeciwnie. Może być walka na noże o każdą sekundę, bowiem ostatni etap to… jazda indywidualna na czas z Monaco do Nicei. Trasa ma 33 kilometry i dwa wzniesienia. Jeśli w klasyfikacji generalnej nie będzie wyraźnego lidera, to ostatni etap może przyciągnąć gigantyczne zainteresowanie kibiców, nawet takich, którzy na co dzień nie interesują się kolarstwem.
To nie koniec ciekawostek dotyczących trasy tegorocznej wyścigu dookoła Francji, czyniących go niezwykłym. Po raz pierwszy Le Tour wystartuje… z Włoch. Miastem początkowym pierwszego etapu jest Florencja, a metę zaplanowano w Rimini, gdzie 20 lat temu zmarł legendarny Marco Pantani. Patrząc na trasę początkowych etapów, można się zastanawiać, czy to aby nie kolejne Giro, bo wyścig zahaczy o Bolognę, Turyn, Piacenzę. Ba, kolarze zahaczą nawet o San Marino, którego w ponad 100-letniej historii TdF jeszcze na mapie wyścigu nie było.
Łącznie 21 etapów złoży się na blisko 3500 kilometrów. A jak wygląda charakterystyka etapów? Mamy dwa odcinki jazdy na czas, jeden szutrowy, siedem płaskich, cztery górzyste i siedem górskich, wśród których cztery mają metę na podjazdach.
Nietypowa trasa plus szalenie mocna obsada – w tym roku naprawdę warto śledzić trzytygodniową rywalizację w Tourze. Początek 29 czerwca, finisz 21 lipca.