Tegoroczny Tour de France zapowiadał się na najciekawszy od wielu lat, przede wszystkim dlatego, że na starcie stanęło aż czterech zawodników, mających mocną chrapkę na końcowe zwycięstwo – byli to Jonas Vingegaard, Primoz Roglic, Remco Evenepoel i Tadej Pogacar. Z dużej chmury oczekiwań spadł jednak tylko kapuśniaczek emocji – Pogacar nie dał swoim rywalom żadnych szans.
Po raz pierwszy od 35 lat Wielka Pętla kończyła się etapem jazdy indywidualnej na czas. Wtedy w 1989 roku Greg LeMond pokonał ówczesnego lidera Laurenta Fignona o 58 sekund i wyrwał zwycięstwo w wyścigu dosłownie rzutem na taśmę – o 8 sekund. Można w ciemno zakładać, że organizatorzy Tour de France liczyli na coś podobnego w tym roku. I srogo się rozczarowali, bowiem Tadej Pogacar przystępował do „czasówki” z ogromną przewagą i praktycznie mógł sobie zrobić przerwę na siku i batonika, a i tak dowiózłby żółtą koszulkę do mety w Nicei. Bo ze względu na zbliżający się start Igrzysk Olimpijskich, tegoroczna meta touru nie była zlokalizowana w Paryżu.
Słoweniec wygrał już w tym sezonie Giro d’Italia, a teraz dołożył skalp we Francji. Aż chciałoby się zapytać, czy zamierza powalczyć o coś, czego nie dokonał jeszcze nikt przed nim i wygrać również Vueltę. Ale zdrowy rozsądek nakazuje sądzić, że Słoweniec w ogóle nie pojedzie w wyścigu dookoła Hiszpanii, który startuje za niecały miesiąc. To zdecydowanie za mało czasu, by zregenerować się i znów powalczyć o triumf w trzytygodniówce. Zwłaszcza że po drodze są jeszcze wspomniane Igrzyska Olimpijskie, a Pogacar będzie jednym z kandydatów do medali.
Dwuletnie panowanie Vingegaarda skończyło się w sposób bezdyskusyjny. Duńczyk wygrał nawet jeden etap, ale nie zyskał na nim praktycznie nic, poza bonifikatą, bo Pogacar wpadł na metę zaraz za nim. Dominację Słoweńca obrazuje fakt, że wygrał on aż sześć etapów Wielkiej Pętli 2024, w tym trzy ostatnie! Końcówka wyścigu miała być najtrudniejsza – górskie etapy i jazda indywidualna na czas wieńcząca trzy tygodnie rywalizacji. No to Pogacar pokazał rywalom, co on robi z takimi trudnościami.
W klasyfikacji generalnej pokonał Vingegaarda o 6:17, a Evenepoela o 9:18. Czwarty Joao Almeida, czyli kolega Pogacara z drużyny, wykręcił czas o prawie 20 minut gorszy od swojego lidera. Lidera, który tym samym wygrał Le Tour po raz trzeci. Gdyby nie dwuletnie panowanie Vingegaarda, byłby to już piąty raz, sytuujący go wśród największych w historii. Pogacar ma jednak raptem 25 lat, więc jeszcze wszystko przed nim. Póki co jest w elitarnym gronie siedmiu zawodników, którzy w jednym roku wygrali we Włoszech i Francji. Po raz ostatni przed Tadejem dokonał tego Marco Pantani, ale miało to miejsce w 1998 roku!
Inne klasyfikacje tegorocznego touru? Klasyfikację punktową wygrał Erytrejczyk Biniam Girmay (Intermacrhe Wanty), klasyfikacja górska padła łupem Ekwadorczyka Richarda Carapaza (EF Education EasyPost), który otrzymał też nagrodę najbardziej walecznego zawodnika, a w klasyfikacji młodzieżowej zwyciężył Evenepoel z Soudal Quick-Step.
Jedyny z Polaków na trasie TdF 2024, Michał Kwiatkowski, zakończył na 54. miejscu. Polak był bliski zwycięstwa na 18. etapie, ale ostatecznie przeciął linię mety jako trzeci, a wygrał Belg, Victor Campenaerts. „Kwiato” oczywiście zostaje we Francji, bo za chwilę ściganie w ramach igrzysk. W „czasówce” na medal nie ma co liczyć, ale w wyścigu ze startu wspólnego możliwe jest wszystko, bo Polak lubi tego typu jednodniowe rywalizacje, co pokazał 10 lat temu w Ponferradzie, sięgając po tytuł mistrza świata.