Dzisiejszym, płaskim etapem z Gruissan do Nimes rozpocznie się trzeci i ostatni tydzień zmagań w Tour de France. Na prowadzeniu Tadej Pogacar. Słoweniec systematycznie powiększa przewagę i absolutnie nie wygląda na kogoś, kto mógłby stracić żółtą koszulkę lidera.
Od 26 lat żaden kolarz nie wygrał Giro d’Italia i Tour de France w jednym sezonie. Pogacar jest na najlepszej drodze. Ma już ponad 3 minuty przewagi nad drugim Jonasem Vingegaardem i ponad 5 minut nad trzecim Remco Evenepoelem. Tylko tę trójkę można brać jeszcze na poważnie w dyskusjach o zwycięstwie, choć tak naprawdę mało kto wierzy, że Duńczyk lub Belg pokonają Słoweńca. Jeśli mieli takie nadzieje i ambicje, to w sobotę i niedzielę kolarz UAE Team Emirates skutecznie wybił im to z głowy, wygrywając dwa kolejne górskie etapy. Łącznie od startu Wielkiej Pętli wygrał już nawet trzy górskie etapy. Biorąc pod uwagę, że odbyły się tylko cztery takie odcinki, można mówić o dominacji, a gdy do tego dołożymy fakt, że na tym niewygranym był drugi i przegrał jedynie sprinterski finisz z Vingegaardem, mamy pełen obraz. Na razie w górach jest po prostu niepokonany. Nikt mu nie uciekł. Jakiekolwiek straty poniósł tylko na czasówce, gdzie lepiej pedałował Evenepoel – sęk w tym, że Belg zyskał nad drugim Słoweńcem raptem 12 sekund, ale już taki Vingegaard stracił do Pogacara 25 sekund.
No właśnie – jazda indywidualna na czas. To właśnie taki etap kończy tegoroczny Tour de France, co będzie stanowiło wyjątek od reguły „etapu przyjaźni” z metą na Polach Elizejskich. Liczyliśmy, że w ostatnią niedzielę wyścigu czekają nas jeszcze duże emocje, ale wygląda na to, że Pogacar nie będzie musiał forsować tempa, by dowieźć do Nicei pewne zwycięstwo w tourze. No chyba, że…
W ostatnim tygodniu są aż trzy etapy górskie (środa, piątek, sobota) i jeden górzysty (czwartek). Najwięksi rywale Pogacara muszą atakować, muszą szarpać i liczyć, że Słoweńcowi przytrafi się gorszy dzień i wreszcie poniesie jakieś straty, a nie powiększy i tak sporą przewagę.
Z wyścigiem pożegnał się już rodak Pogacara, Primoż Roglić. Zawodnik Bora-Hansgrohe od ładnych paru lat bezskutecznie próbuje wygrać Wielką Pętlę. W tym roku wycofał się po udziale w kraksie. Pewnie gdyby miał realną szansę na zwycięstwo, zacisnąłby zęby i jechał dalej. Ale widać było, że z czwórki wielkich faworytów wyścigu, Roglić jest najsłabszy. Po kraksie tracił do swojego rodaka już prawie 5 minut. Niebawem Igrzyska Olimpijskie, ale były skoczek narciarski nie obroni tam złota z Tokio, bo sam zrezygnował ze startu w Paryżu. Liderem Słoweńców będzie więc oczywiście Pogacar, który może liczyć się zarówno w „czasówce”, jak i rywalizacji ze startu wspólnego.
Zostawmy jednak Igrzyska i wróćmy do TdF. Ostatnie dni rywalizacji będą naszpikowane trudnościami. Nawet kończący rywalizację etap jazdy na czas będzie miał podjazdy górskie. Gdyby przewaga Pogacara była mniejsza, zacieralibyśmy ręce na niesamowitą walkę na ostatnich etapach. Jeśli Słoweńcowi nie przydarzy się kryzys, będzie o to ciężko. Ale z drugiej strony, końcówka touru jest piekielnie wymagająca i takiego kryzysu kolarza UAE Team Emirates nie można wykluczyć. W piątek etap do Isola 2000, wiodący przez „dach wyścigu”, czyli mające szczyt na aż 2798 metrach nad poziomem morza Cime de la Bonette. W sobotę czeka nas druga alpejska batalia z metą na Col de la Couillole. Na koniec, jak już wspominaliśmy, blisko 34 km jazdy indywidualnej na czas z Monako do Nicei. Po prawie trzech tygodniach ścigania w nogach, będzie to już naprawdę wysiłek na granicach wytrzymałości.
Co jeszcze zapamiętamy z dotychczasowej rywalizacji na trasie Le Tour 2024? Na pewno etapowe zwycięstwo Marka Cavendisha. Brytyjczyk okazał się najlepszy w sprinterskim finiszu na 5. etapie. To 35. zwycięstwo tego kolarza w historii na Tour de France, co uczyniło go najlepszym pod tym względem. Wyprzedził legendarnego Eddy’ego Merckxa. Belg wygrał 34 etapy w latach 1969-1975.
Rok temu na ostatnich etapach Vingegaard wyraźnie pobił Pogacara i wygrał Wielką Pętlę po raz drugi z rzędu. Obaj mają to w pamięci. I choćby to może przemawiać za Duńczykiem, a raczej za tezą, że nie jest jeszcze pozamiatane.