Żaden Australijczyk nie wygrał nigdy Giro d’Italia. To zdanie od ostatniej niedzieli jest nieaktualne. Jai Hindley nie powtórzył błędów sprzed dwóch lat i utrzymał prowadzenie na ostatnim etapie jazdy indywidualnej na czas.
Mimo że Hindley otarł się o wygraną w Giro 2020, w tym roku nie był brany pod uwagę wśród faworytów. Wpływ na to na pewno miał fakt, że podczas ubiegłorocznego wyścigu dookoła Italii Australijczyk nie błyszczał. Wycofał się po dwóch tygodniach rywalizacji. Jedyny godny odnotowania wynik Hindley’a w zeszłym roku to 7. miejsce w Tour de Pologne. Trzeba przyznać, że określenie „bez rewelacji” jest tutaj bardzo delikatne.
A jednak Kangur potrafił wypracować odpowiednią formę na Giro 2022. Choć formalnie nie był nawet liderem swojej grupy Bora-hansgrohe, to spłatał figla wszystkim „papierowym” faworytom. A najbardziej Richardowi Carapazowi. Złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Tokio był uznawany za pewniaka do wygrania Giro. Wygrał ja przecież w 2019 roku, a przemawiało za nim nie tylko doświadczenie i klasa, ale też bardzo mocny zespół Ineos Grenadiers. Po 14. etapie wydawać się mogło, że wyścig zaczyna się układać zgodnie z planem. Carapaz objął prowadzenie, przejmując różową koszulkę od Juana Pedro Lopeza. Utrzymywał ją prawie tydzień.
Ale na przedostatnim etapie w wysokich Dolomitach Ekwadorczyk nie dał rady. Etap wygrał Włoch Alessandro Covi, ale wszystko, co najważniejsze, wydarzyło się pomiędzy Carapazem i Hindley’em. Australijczyk na podjeździe pod Passo Fedaia dostrzegł, że faworyt wyścigu nie jest w optymalnej formie. Depnął na pedały mocniej, zostawił rywala w tyle i wypracował sobie dużą przewagę.
– Zdawałem sobie sprawę, że to będzie kluczowy etap z tym finiszem. Wiedziałem, że to piekielnie trudne zakończenie, ale jeśli masz siłę w nogach, możesz coś tutaj zmienić. Kiedy usłyszałem, że Carapaz puszcza koło, po prostu poszedłem na całość. To był epicki etap – mówił szczęśliwy Hindley.
– Mogę powiedzieć, że Carapaz nie był sobą. Miał niezapiętą koszulkę i okulary założone na kask. Nie wyglądał, jakby czuł się komfortowo. Był w tarapatach i myślę, że stracił Giro d’Italia. Dzisiaj rano przed startem byłem pewien, że Carapaz nie straci koszulki. Jednak na Pordoi zauważyłem, że coś jest nie tak. Pedałował na bardzo niskim przełożeniu i siedział na skraju siodełka. To nigdy nie jest dobry znak. Język ciała mówił, że nie przeżywa dobrego dnia – tak oceniał jazdę Carapaza ekspert Eurosportu, Bradley Wiggins, którego nikomu interesującemu się kolarstwem przedstawiać nie trzeba.
Po tym etapie Hindley miał prawie półtorej minuty przewagi, a do końca pozostawała tylko 17-kilometrowa „czasówka” po ulicach Werony. Tego nie dało się już przegrać. – Z tyłu głowy miałem to, co wydarzyło się w 2020 roku i wiedziałem, że nie dopuszczę do powtórki – mówił Hindley. Nie dopuścił. Jechał bardzo pewnie, w podobnym tempie co Carapaz. Stracił do Ekwadorczyka raptem kilka sekund, co wynikało raczej z rozluźnienia na końcowym metrach, gdy wiedział, że nic nie może mu odebrać upragnionej wiktorii.
26-letni Australijczyk nigdy w karierze nie startował w Tour de France, tylko raz w Vuelcie (ukończył ją na 32. miejscu). Teraz jest jednak jednym ze specjalistów od Giro. Ma na koncie zwycięstwo i 2. miejsce. Stał się rozpoznawalny i kto wie, jak potoczy się jego kariera. Wygranie tak prestiżowego wyścigu to potężny wpis do CV.
Podium wyścigu uzupełnił trzeci Mikel Landa, który do Hindley’a stracił prawie 3,5 minuty. Tuż za podium uplasował się za to Vincenzo Nibali. Dla doświadczonego Włocha ten sezon jest ostatnim w karierze. Swój narodowy wyścig zawsze traktował szczególnie. Dwa razy go wygrywał, a w sumie aż sześć razy stał na podium. – To jest oczywiście świetny rezultat, ale miałem ambicję, by osiągnąć trochę więcej. Chciałem wygrać etap, ponieważ uniesienie rąk w geście triumfu to zawsze jest coś specjalnego – powiedział Nibali, oceniając swoje pożegnalne Giro. Nibali to jeden z siedmiu kolarzy w historii, którzy wygrali wszystkie trzy największe „toury” – we Włoszech, Hiszpanii i Francji.
W Weronie swoje chwile triumfu mieli także zwycięzcy pozostałych klasyfikacji wyścigu: Arnaud Demare (klasyfikacja punktowa), Koen Bouwman (klasyfikacja górska), Juan Pedro Lopez (klasyfikacja młodzieżowa). Klasyfikacje drużynową 105. edycji Giro wygrała grupa Bahrain Victorious.