Trzeci pojedynek Tysona Fury’ego z Deontayem Wilderem był świętem boksu. To była walka najwyższych lotów, która miała swoje zwroty akcji. Obaj bokserzy lądowali na deskach, ale to Tyson Fury w 11. rundzie zadał taki cios, po którym jego rywal już nie wstał.
To trylogia, o której można mówić godzinami. Zapowiedź tej walki i kontekst przybliżył nieco w swoim tekście Adrian. Była to walka numer trzy między tymi panami. W pierwszej Fury (do dziś nie wiadomo jakim cudem) wstał w ostatniej rundzie po potężnym lewym od Wildera, kiedy sędzia już powiedział “dziewięć”. Kiwnął głową tylko, że może kontynuować, a później przez dwie minuty klinczował, żeby przetrwać. Po walce przyznał, że wstał w imieniu wszystkich ludzi, którzy zmagają się z depresją. Sędziowie punktowali tam na remis. W drugiej walce Fury był zdecydowanie lepszy. Wilder padł w piątej rundzie, z ucha leciała mu krew, a sędzia tylko patrzył kiedy narożnik Amerykanina się podda. Stało się to w siódmej rundzie. Była to pierwsza porażka Wildera. Teraz zanotował drugą, natomiast Fury wciąż jest niepokonany.
Tym razem to była bardzo wyrównana walka, spektakl zapewnili obaj bokserzy, robiąc świetną reklamę wadze ciężkiej. Na początku to Deontay Wilder ruszył do ataku, był bardziej ofensywny, uderzał nie tylko po głowie rywala, ale także i po korpusie. Do piątej rundy uzbierał od sędziów aż dziewięć dziesiątek i na tym etapie prowadził u wszystkich trzech sędziów takim samym wynikiem, a konkretnie 47-45. A prowadził mimo tego, że w trzeciej rundzie otrzymał taki prawy, że wylądował na deskach, przez co sędziowie to konkretnie starcie ocenili na 10-8 na korzyść Fury’ego. Zdecydowanie najlepsza runda Amerykanina to czwarta, w której posłał rywala na deski dwukrotnie. Po czterech rundach mieliśmy więc już raz leżącego Wildera i dwa razy leżącego Fury’ego.
Druga część pojedynku zdecydowanie należała już do niepokonanego Brytyjczyka. Biorąc pod uwagę rundy 6-10, to tylko jeden sędzia w dziewiątej dał Wilderowi 10, Fury uzbierał aż 14 takich not i wyraźnie lepiej wytrzymywał ten pojedynek kondycyjnie. Od szóstej rundy praktycznie przejął inicjatywę w tej walce. W siódmej czy ósmej rundzie było już widać po pracy nóg Wildera, że gorzej wytrzymuje ten pojedynek. Jeśli już na coś liczył, to na jedną, konkretną bombę, którą pośle przeciwnika na łopatki. Liczył na coś podobnego, jak w pierwszej części trylogii. Najbardziej niesamowita była w tym pojedynku runda numer 10, kiedy to Wilder znów wylądował na deskach, po czym się podniósł i zaczął swój ostatni zryw, mocno napierając Fury’ego.
Deontay Wilder w 11. rundzie nie miał już siły. W powietrzu czuć było, że za chwilę skończy się to nokautem, bo trafiały w niego kolejne ciosy. Po silnym prawym sierpowym już się nie podniósł. Tyson Fury obonił pas w kategorii WBC i pozostaje niepokonany z bilansem 31-0-1 (22 KO). To był wspaniały wieczór w Las Vegas, w którym 16 tysięcy osób było świadkami zakończenia trylogii z wieloma rozdziałami i podtekstami. Prawdopodobnie w kolejnej walce Fury zmierzy się ze zwycięzcą pojedynku Dillian Whyte – Otto Wallin. Ten pojedynek już 30 października w Londynie.