Rozpoczęły się ćwierćfinały snookerowych mistrzostw świata, więc w grze mamy już tylko ośmiu zawodników. Na tym etapie znaleźli się ci, których zdecydowanie się tutaj spodziewano: obrońca tytułu Ronnie O’Sullivan, Mark Selby, czy też grający sezon życia Mark Allen, ale są też niespodziewani bohaterowie – Walijczyk Jak Jones oraz Chińczyk Si Jiahui.
Na razie jak burza idzie John Higgins, który w pierwszej i drugiej rundzie oddał w sumie pięć frejmów, wygrywając 10:3 i 13:2. W drugim przypadku zaskakująco łatwo poradził sobie z Kyrenem Wilsonem. Anglik przecież w pierwszej rundzie popisał się nie lada wyczynem – wbił maksymalnego brejka, który wynosi 147 punktów. Był to trzynasty maksymalny brejk w historii mistrzostw świata i czwarty w całej karierze dla samego Wilsona. A później, po tak znakomitym osiągnięciu, dostał srogie lanie od Higginsa. Mógł czuć wielkie rozczarowanie. To jedna z jego największych klęsk w karierze. Szkot jest jego przekleństwem w mistrzostwach świata – eliminował go w różnych latach w półfinale, ćwierćfinale, a teraz też w 1/8 finału. Higgins wygrał 14 meczów na 18. Kyren Wilson musiał być świadomy fatalnego bilansu, bo wyglądał w drugiej rundzie fatalnie, marnując w zasadzie większość swoich szans. Wynik 13:2 to kompromitacja.
Swojego rywala w drugiej rundzie zdemolował też Ronnie O’Sullivan. To był pojedynek, który elektryzował kibiców snookera nie tylko ze sportowych względów. Otóż Irańczyk Hossein Vafaei zaczepiał medialnie “Rakietę”, mówiąc na przykład, że powinien zakończyć karierę, bo nie ma szacunku do innych albo też, że jest miły tylko wtedy, gdy śpi. Potem jeszcze dodatkowo w drugim frejmie popisał się lekceważącym otwarciem, w którym siłowo uderzył białą bilę, rozbił prawie wszystkie czerwone i zostawił całkowicie otwarty stół Ronniemu, tylko ironicznie się uśmiechając. Była to jego odpowiedź na to, co wykonał z nim Anglik w innym meczu. Vafaein zrobił po prostu to samo. Irańczyk w końcówce spotkania przegrał aż siedem partii z rzędu i wyraźnie nie wierzył już w nic dobrego. Na koniec panowie podali sobie ręce, a Vafaei się szeroko uśmiechnął. Nie warto denerwować mistrza takimi gierkami, bo uwielbia coś udowadniać. Teraz jest w grze o ósme mistrzostwo świata.
Mark Allen wygrał w tym sezonie już trzy turnieje. Irlandczyk z Północy nigdy nie miał tak wspaniałego sezonu, jak ten obecny i potwierdził to także w mistrzostwach świata. Kiedyś był co prawda w półfinale najważniejszej snookerowej imprezy, ale wtedy, w 2009 roku, było to dużą niespodzianką. Przez lata, gdy już się ukształtował i ustabilizował pozycję w TOP15, nie mógł tego osiągnięcia wyrównać. Ten sezon ma doskonały, bo to aż trzy wygrane turnieje – Northern Ireland Open, UK Championship oraz World Grand Prix. Pierwszy to jego domowy turniej, obronił tam tytuł, drugi to najważniejszy rankingowy po mustrzostwach świata, a w trzecim przełamał klątwę drugiej rundy. Allen jest największą pozytywną niespodzianką sezonu 2022/23 i pokazał to także w Crucible Theatre, eliminując Stuarta Binghama, mistrza świata z 2016 roku. Poradził sobie z nim bez najmniejszych problemów, wygrywając 13:4. Też idzie jak burza.
Z Allenem w ćwierćfinale mierzy się Jak Jones, który zachwyca wszystkich na tegorocznym turnieju. To rewelacja. Slasyfikowany na tyle daleko, że w eliminacjach musiał przebrnąć aż przez trzy rundy, a tutaj poradził sobie z Alim Carterem, a w drugiej rundzie ograł Neila Robertsona 13:7. Australijczyk może nie jest w życiowej formie i w tym sezonie spadł w rankingu, kilka razy niespodziewanie odpadał w pierwszych czy drugich rundach, ale na mistrzostwach działa też swoista magia nazwiska, a tej nie przestraszył się Jak Jones, który zagrał dotychczas może ze dwa niezłe turnieje w życiu, a tutaj zachwyca formą. Drugą taką niespodzianką, a może nawet jeszcze większą, jest Chińczyk Si Jiahui, który potrafi swoimi zagraniami poderwać publiczność. Po wielkiej aferze hazardowej chiński snooker potrzebuje takich postaci i pojawił się ktoś nowy, 21-latek nawet nie jest w TOP50 światowego rankingu, a tutaj wyrzucił z mistrzostw Shauna Murphy’ego i to zachowując skupienie w deciderze (10:9) oraz Roberta Milkinsa (13:7).
Stawkę ćwierćfinalistów uzupełniają jeszcze grający szybko i efektownie Luca Brecel, który w ćwierćfinale będzie próbował dorównać Ronniemu O’Sullivanowi. Kciuki za niego trzyma cała Belgia. Cały czas ranking uratować próbuje Mark Selby, który musiałby tu zostać mistrzem świata, by nie stracić punktów. “The Jester from Leicester” trochę odbił się po beznadziejnym poprzednim sezonie i w tym zaliczył kilka ciekawych wyników włącznie z dwoma wygranymi turniejami. Z drugiego miejsca może spektakularnie spaść nawet na ósme, jeżeli na tym etapie odpadnie, a przecież jego ćwierćfinałowy rywal John Higgins demolował we wcześniejszych rundach. Teraz jednak zadanie wydaje się dużo trudniejsze. Najbardziej niespodziewanym półfinalistą będzie ktoś z dwójki: Si Jiahiu oraz Anthony McGill. Obaj wyeliminowali po dwóch rozstawionych snookerzystów i takiego ćwierćfinału nikt by tutaj nie przewidział. Rudy Szkot to akurat zawodnik z serii tych, którzy nie notują jakichś wybitnych wyników, ale na mistrzostwach świata zwykle idzie mu solidnie, ale młody Chińczyk na pewno nie jest bez szans i postara się, by stać się jeszcze większą sensacją.
Ćwierćfinały już trwają, bo nie ma miejsca na odpoczynek!