Luca Brecel był na tych mistrzostwach mistrzem come backów. Zrobił to w ćwierćfinale, a potem jeszcze bardziej spektakularnie w półfinale. Belg w drodze po tytuł pokonał aż trzech mistrzów świata – Marka Williamsa, Ronniego O’Sullivana oraz w finale Marka Selby’ego.
Takiego mistrza świata nikt by nie przewidział. Luca Brecel zawsze był tym młodym i zdolnym, który nie potrafi wykorzystać swojego potencjału. Do dzisiaj jest najmłodszym uczestnikiem tego prestiżowego turnieju. 11 lat temu debiutował w Crucible Theatre, mając wówczas 17 lat i 45 dni. Przegrał wtedy 5:10 ze Stephenem Maguirem. Do tej pory nie pojawił się nikt młodszy. Mistrzostwa świata były jednak przez wiele lat jego przekleństwem. Jednocześnie widniał na listach jako najmłodszy uczestnik w historii, ale proszę sobie wyobrazić, że przez te naście lat nie wygrał tutaj ani jednego meczu! Albo się nie kwalifikował, albo potykał już na pierwszej przeszkodzie. Kiedy w 2023 roku wygrał tutaj swój pierwszy mecz, to zaczął już wygrywać seryjnie. Aż do samego finału. Napisał kawał historii snookera.
W ćwierćfinale Luca Brecel zadziwił po raz pierwszy, gdy w ostatniej sesji wygrał siedem partii z rzędu przeciwko Ronniemu O’Sullivanowi, grając niemal perfekcyjnie. Z 6:10 zrobił 13:10 i awansował do półfinału, eliminując siedmiokrotnego mistrza. Belgian Bullet w półfinale popisał się jeszcze bardziej fenomenalnym come backiem. Tym razem naprzeciwko sensacyjnego półfinalisty, grającego turniej życia, Chińczyka Si Jiahuia, który debiutował w Crucible Theatre! 20-latek z Azji prowadził już 14:5 i potrzebował zaledwie trzech frejmów, by zostać finalistą mistrzostw świata, ale wtedy uruchomił się Brecel i wygrał… 11 frejmów z rzędu i to on wyszedł na prowadzenie 16:14! Grał jak natchniony, jakby już bez nerwów, nie mając nic do stracenia. Pierwszy raz w historii tego prestiżowego turnieju jakikolwiek snookerzysta był w stanie odrobić dziewięć partii straty. Si stracił szansę zostania najmłodszym finalistą mistrzostw świata.
W finale Luca Brecel prowadził od samego początku, już od stanu 1:0. Najlepszy moment miał od stanu 9:8, kiedy to wygrał cztery partie z rzędu i wypracował solidną przewagę. Mark Selby omal nie dopadł go w ostatniej sesji, kiedy to on z kolei wygrał aż pięć frejmów z rzędu i był przy stole,b zaczął budować brejka na 16:16, jednak pomylił się na czarnej. Brecel przyznał po końcowym tryumfie, że wówczas pomyślał sobie, że on ten finał przegra. Byłaby to niezła ironia losu, że mistrz come backów z tej edycji zostaje w samym finale poczęstowany dokładnie czymś takim od rywala. Mark Selby przegrał i nie został po raz piąty mistrzem świata, ale jego wyczyn zostanie zapamiętany na długo, bo wbił w samym finale maksymalnego brejka 147-punktowego. Nikt wcześniej takiej rzeczy nie dokonał. Crucible Theatre fetowało ten sukces przez dobre kilka minut, Selby uściskał się z Brecelem i z arbitrem Brendanem Moore’m, dla którego też było to bardzo ważne. Ten znany arbiter prowadził swój ostatni snookerowy mecz.
Luca Brecel wskoczył na pozycję numer dwa w rankingu. Wyprzedza go tylko O’Sullivan. Po zwycięstwie nie mógł opanować łez. Przyznał, że teraz poświętuje sukces i nie będzie trenował przez kilka tygodni, a nawet miesięcy. Został pierwszym w historii mistrzem z Europy kontynentalnej. Dotychczas wygrywali Anglicy, Szkoci, Walijczycy, Irlandczycy z Północy oraz jeden Irlandczyk. Wygrywał też Neil Robertson z Australii, Horace Lindrum z Australii oraz Cliff Thorburn z Kanady. Belg w tym gronie jawi się jako prawdziwy europejski rodzynek. Luca Brecel wreszcie “dojechał”. Potrafił połączyć swój efektowny styl, ale też zagryźć wargi, gdy potrzeba było taktycznej gry, której nie lubi. Częściej jednak pozostawał sobą. W finale miał swój słabszy moment, gdy był bez wbicia od prawie godziny, ale wtedy Selby się pomylił i wystawił Belgowi czerwoną, a ten przełamał złą serię, przyklepał partię i prowadził 17:15. Ostatniego frejma wygrał w efektowny sposób, wbijając swojego ponad 100-punktowego brejka nr 12 na tym turnieju i zwyciężył 18:15.
