Skip to main content

Zapraszam na Śliwki vs Robaczywki w wydaniu FIBA World Cup 2023. Po wczorajszych pozytywach, dziś parę słów robaczywej krytyki.

– Przed meczem Meksyku z Egiptem pozwoliłem sobie zażartować, że będzie to mecz biedy. Nie powinienem był tak mówić. Tu robaczywka wędruje do mnie. Są kraje, które występowały w tych mistrzostwach, które mają swoje problemy z gospodarką, bezpieczeństwem, z poziomem życia swoich obywateli. Są kraje targane przez wewnętrzne i zewnętrzne konflikty. W koszykówkę grają na tyle, na ile mogą. Koszykówka nie jest najważniejszą rzeczą w życiu. Te kraje są tak dobre, jak tylko mogą, zważywszy na ich geopolitykę, historię, infrastrukturę do uprawiania sportu oraz bardziej, lub mniej, koszykarskie tradycje. Po drugie, zamiast żartować, powinienem był reklamować mecze w strefie 17-32, jako walkę o miejsca w Igrzyskach Olimpijskich, a to już jest wielkie sportowe osiągnięcie. Przecież Sudan Południowy i Japonia właśnie tą drogą, wywalczyły sobie bilety do Paryża, czyli do elitarnego grona ledwie 12 drużyn. To nie były tylko mecze o miejsca w końcowej klasyfikacji, o której zaraz zapomnimy, a właśnie o to. I dla tych drużyn, to było coś wielkiego. Nawet w tym wspomnianym meczu, Egipt miał szanse wygrać z Meksykiem i wyprzedzić Sudan Południowy, co w rezultacie dałoby im Paryż. Musieliby wygrać wysoko, ale taka była stawka tego spotkania. Na przyszłość muszę być lepszy w promowaniu koszykówki.

Mo Wagner. Wiele mówi się o narzekaniu Luki Doncica w kierunku sędziów. Luka jest wielką gwiazdą, więc te rzeczy są bardzo widoczne. Moritz Wagner wielką gwiazdą nie jest, więc pewne sprawy umykają. Oglądając mecze Niemców, nie da się nie zauważyć jego niekiedy brutalnego wręcz narzekania na praktycznie wszystko. Czy to z parkietu, czy to z ławki, on ciągle o coś ma pretensje. A robi to w tak nieprzyjemny sposób, że czasem bywa to karykaturalnie niewspółmierne do tego, co w danym momencie dzieje się na parkiecie. Przy tej okazji robaczywka dla reszty kadry Niemiec, tak zbiorowo, bo są drużyną, która lubi sobie ponarzekać. I osobna dla Dennisa Schrodera za flopy.

Finlandia. To nie tak miało wyglądać, przyjacielu. Grupę E z Niemcami, Australią i Japonią można było spokojnie nazwać grupą śmierci, ale ambicje, żeby z niej wyjść, były jak najbardziej uzasadnione. Porażka z Australią, na otwarcie turnieju, musiała być wkalkulowana, ale porażka z Japonią, wraz z jej okolicznościami, to była już katastrofa. Finowie mieli 16 punktów przewagi w trzeciej kwarcie, i wyglądało na to, że kontrolują mecz. Japończycy wygrali ostatnie 10 minut gry aż 35:15 (!), a całe spotkanie 98:88. Złamani mentalnie Finowie, zostali potem rozbici przez Niemców, a marzenie o wyjściu z grupy, legło jak domek z kart. Czego zabrakło? Fińskie media i kibice zaczynają przebąkiwać, że trener Lassi Tuovi może nie być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Przez lata, gdy pracował jako asystent Henrika Dettmanna, był namaszczany na jego następcę. Rok temu na EuroBaskecie Finlandia grała ćwierćfinał (z Hiszpanią), a ostatecznie zajęła siódme miejsce. Puchar świata całkowicie im nie wyszedł. Oglądając ich mecze, można było odnieść wrażenie, że po ponad dekadzie bardzo drużynowej koszykówki pod Dettmannem (czasem nawet za bardzo, już w erze Markkanena), na Okinawie Finowie niemal całkowicie od tego odeszli. Lauri Markkanen, w teorii najlepszy zawodnik w grupie, zaliczył przyzwoity (24,8 punktu, 8 zbiórek, 1,2 asysty, 1 blok), ale nie rewelacyjny turniej. Trafiał tylko 25% zza łuku. Zabrakło też wsparcia kolegów. Żaden inny Fin nie zdobywał dwucyfrowej liczby punktów. Sasu Salin, drugi najlepszy strzelec drużyny, trafiał tylko…14,3% (!) swoich rzutów za dwa punkty. 9,4 punktu od niego w tym turnieju, to było za mało. Mówi się, że jeśli Gordon Herbert, będzie chciał zrezygnować z prowadzenia kadry Niemiec, to Finlandia może być mocno zainteresowana. 64-letni Herbert jest bowiem pół-Kanadyjczykiem, pół-Finem z bogatą historią gry jako zawodnik i pracy jako trener w fińskich klubach.

Patty Mills. Nie dla niego samego, bo grał dobrze (18,6 punktu, 5,2 zbiórki, 5 asyst, 1,6 przechwytu), ale dla narracji pojawiających się zawsze przy okazji turniejów FIBA, w których te jego dobre występy, to taki barometr różnicy jaka dzieli koszykówkę FIBA, a NBA. Nie, to za duże uproszczenie. Mills w NBA jest zadaniowcem z ławki, a w reprezentacji Australii ma wiodącą rolę, minuty i rzuty. Między NBA, a FIBA jest różnica, ale nie taka, jak na tym przykładzie. To jest zbyt prosty, żeby nie powiedzieć prostacki żart.

Jordan Clarkson. Wiem, starał się, chciał prowadzić tę drużynę do sukcesów. Poświęcił dużą część swoich wakacji na kadrę Filipin. I może właśnie w tym problem? Nie jest i nie powinien kreować się na lidera. A jeśli się nim staje, to żyjesz i umierasz tym doświadczeniem. Do meczu z Chinami notował po 24,5 punktu, 5 zbiórek, 7 asyst i 1 przechwycie i aż 5 strat. Trafiał tylko 34,8% z gry i… 14,3% (!) zza łuku. W wygranym spotkaniu z Chinami zaliczył 34 punkty (11/18 z gry, 5/10 za trzy), 2 zbiórki, 3 asysty, 2 straty. To mu trochę poprawiło osiągi indywidualne. Ten mecz był idealnym przykładem czym jest całe to doświadczenie z nim związane. Ma talent, umie rzucać, umie zdobywać punkty na wiele sposobów. Ale też, niestety, ma mylne przekonanie o samym sobie. Nadal, być może mylnie, uważam, że mecz z Dominikaną, był dla Filipin do wygrania. Przegrali 81:87. 9/24 z gry i 8 strat Clarksona w tym starciu. Do wygrania był też mecz z Angolą (70:80). A to dałoby „Gilas” awans do drugiej rundy, a w rezultacie może także i kwalifikację olimpijską. To za duże oskarżenie pisać, że J.C. pozbawił ich tego wszystkiego. W skali ogólnie, brzmi to za poważnie. Ale jakby tak rozbić na czynniki pierwsze wyżej wspomniane mecze w fazie grupowej, to wychodzi, przynajmniej mi, że Filipiny były dosłownie o parę posiadań, o parę mniej strat, o parę dobrych podań, do wygranych.

Francja. Srebrni medaliści ostatniego EuroBasketu (2022) i ostatnich Igrzysk Olimpijskch (2021) nie przebili się nawet przez pierwszą fazę grupową tych mistrzostw. Ostatecznie 18 miejsce, to wielka porażka tej ekipy. Francuzi mają szczęście, że są gospodarzami olimpijskiego turnieju, bo z awansem do niego przez turniej, mogłoby być ciężko.

– Jakiś czas temu amerykański sprinter Noah Lyles skrytykował NBA za to, że jej drużyny, które rokrocznie zdobywają mistrzostwo ligi, tak historycznie, nazywają siebie per „World Champion”. Zgadzam się z nim w 100%! Mówiłem o tym wielokrotnie, a co ciekawe, zanim on to powiedział pod koniec sierpnia, sam miałem się tym zająć. Nosiłem się z tym tygodniami, aż w końcu ktoś inny się tym zajął. Jedni się z Lylesem zgodzili, inni go krytykowali. Gwiazdy NBA, w większości, się po nim przejechały w internecie. Ja robaczywkę daję natomiast innemu zjawisku. Otóż daję ją ludziom, którzy popełniają pewien błąd logiczny. Po porażce Amerykanów z Litwą zaczęły do mnie docierać memy z Lylesem, że niby miał rację, bo kadra koszykówki USA nie radzi sobie właśnie na mistrzostwach świata. Co, proszę? Czyli, że zdobycie przez Amerykanów Pucharu Świata, będzie potem legitymizowało nazywanie mistrza ligi NBA per „World Champion”? Gdzie w tym wszystkim podziała się logika? Ten to nielogicznego rozumowania jest dla mnie głupszy, niż samo zjawisko krytykowane przez Lylesa. Przecież w dalszym ciągu, bez względu na wynik kadry coacha Kerra, liga NBA, odbywać się będzie w obrębie USA (i skrawka Kanady). Nadal nikt spoza obszaru, gdzie gra NBA, nie będzie miał z tymi rozgrywkami nic wspólnego. Mistrzostwa świata w koszykówce, które teraz trwają, ich końcowy wynik, nie mają i mieć nie będą absolutnie nic wspólnego z omawianym trendem. Tak, liga NBA jest najlepszą koszykarską ligą świata, grają w niej najlepsi koszykarze świata, ale nie jest ta liga całym światem. Poczynania Amerykanów w Manili nie mają z tym nic wspólnego. Zatem ich wynik nie da dodatkowych argumentów którejkolwiek ze stron w dyskusji czy mistrz NBA ma prawdo dodawać sobie „World Champiom.”

Buczenie na Dilliona Brooksa. Rozumiem, albo raczej staram się zrozumieć, bo nie rozumiem, czemu ludzie w Manili na niego buczą za k-a-ż-d-y-m razem, gdy dotyka piłki. Za każdym razem! OK, grał w Grizzlies, którzy walczyli z Lakers w play-offach, a Filipiny uwielbiają Lakers. Zbyt luźne połączenie. Nie kupuję. Ale czemu w Dżakarcie na niego buczeli? Też Lakers? Nie zauważyłem, jak tam byłem parę lat temu. Ani Lakers, ani zamiłowania do koszykówki. Ludzie, to nie wasza wojna! Chciałbym, żebym medialna kreacja Brooksa, jego różne wyskoki i osobliwości z NBA, nie przysłoniły filipińskim (i nie tylko im) fanon, którzy podobno na koszykówce się znają i ją uwielbiają, że 27-letni Kanadyjczyk gra bardzo dobry turniej mistrzostw świata. 11 punktów na mecz (61,5% z gry, 55,6% za trzy), 2,7 zbiórki, 2,5 asysty, 1,3 przechwytu. SGA przejął ostatnich kilka minut w arcyważnym dla Kanady meczu z Hiszpanią, ale nie zapominajmy, że w tym samym odcinku czasu, Brooks trafił również arcyważną trójkę (3/3 zza łuku w tym starciu, łącznie 22 punkty) na remis, po 80, na 1:19 min. przed końcem meczu. Dillion Brooks, to przede wszystkim bardzo dobry koszykarz. Dopiero w drugiej kolejności, czasami, brutal, czasami, wariat.

Kiss Cam. Robaczwyka dla ludzi, którzy nie chcą się całować podczas „kiss cam”. Najgorsi są ci, którzy tłumaczą do kamery „to jest moja siostra/mój brat”. Ludzie kochani, weź cmoknij siostrę czy brata w policzek lub inne czoło i idźmy dalej. Po co te szopki?

Litwa. Wiedząc wszystko, co wiem po ćwierćfinałach, daję robaczywkę (nie za dużą, ale jednak) Litwie za to, że nie przegrała sobie z USA, co po pierwsze dałoby im Włochów w ćwierćfinale, a w półfinale Niemców. Z kolei Amerykanów przesunęłoby to do trudniejszej części drabinki z Serbią w ćwierćfinale i Kanadą w półfinale. Litwini, w meczu z USA, mieli już jasny obraz sytuacji. Serbowie wygrali swój mecz z Dominikaną i zapewnili sobie awans, ale z racji tego, że przegrali wcześniej z Włochami, zajęli drugie miejsce. Litwini wszystko to wiedzieli w trakcie starcia z Amerykanami. Ale, żeby była jasność – domyślam się, mogę się jedynie domyślać, bo na takim poziomie niestety nigdy nie grałem, że sportowe ambicje, adrenalina i duma nie pozwalają kalkulować w takich momentach. Jeśli możesz pokonać USA, to to robisz, bo to zawsze jest historyczny moment. Czasem bywa tak, że jak kalkulujesz w sporcie, to potem płacisz za to najwyższą cenę. Litwa miała uzasadnione prawo sądzić, że z Serbią też mogą grać i wygrać. Tyle, że nadal nie daje mi spokoju późniejszy, ewentualny półfinał z Kanadą. Więc nie jest to jakaś moja wielka krytyka Litwy i jej sztabu. Bardziej jest to głośne myślenie „co by było, gdyby?” i dlaczego tak się nie stało.

Related Articles