Skip to main content

Zgodnie z obietnicą oddaję w Wasze ręce kolejną porcję śliwek w ramach premierowego wpisu sezonu 2024-25. Nikola Jokic, Vince Carter, Cade Cunningham i wiele innych rzeczy. Zapraszam!

Nikola Jokic. „Kończą nam się słowa, przymiotniki oraz sposoby, by wyrazić jego wielkość i jego wpływ na grę. Najprościej będzie powiedzieć, że jest najlepszym zawodnikiem na świecie” – powiedział o Jokicu parę dni temu Michael Malone, trener Denver Nuggets nic mi nie mówił w Abu Dhabi, że czyta moją stronę. To jest niemal dokładnie to samo, co ja napisałem o Jokicu na początku tego roku. Uwaga, cytuję sam siebie: „Powiem szczerze – kończą mi się powoli przymiotniki i słowa zachwytu nad jego talentami i ogólnie jego postacią. Pisywałem już, że jest geniuszem koszykówki, co ani odkrywcze, ani nowatorskie nie było. Pisywałem też, że jest panem Andersonem, który nie zdaje sobie (jeszcze wtedy) sprawy z tego, że drzemie w nim Neo. Przy tej okazji pozdrawiam fanów filmu Matrix. Pisywałem też, że (w końcu) zdał sobie sprawę z drzemiących w nim potężnych mocy. Pisywałem też, że mam wrażenie, że jest za inteligentny dla tej gry, że bawi się nią. W finałach pisałem, że jest jak woda, że potrafi dopasować się do każdego naczynia. Tu z kolei pozdrawiam fanów filozofii Bruce’a Lee. Cóż więc więc mogę dodać? Bałkański jajcarz, miś z Somboru, zgrywus, dżoker, pan profesor koszykówki? Czy ten sport ma jeszcze przed nim jakieś tajemnice?”
A to dodałem trzy miesiące później: „Naprawdę nie wiem już jak jeszcze bardziej, kreatywniej, w inny sposób mógłbym opisać jak znakomitym „zjawiskiem” w świecie koszykówki jest Jokic. Z calusieńskim swoim pakietem tego co na boisku, jak i poza nim. Cieszmy się wszyscy, bo dostaliśmy w koszykówce coś, czego się nie spodziewaliśmy, a już na pewno coś, na co nie zasłużyliśmy i nie zrobiliśmy absolutnie nic w tym kierunku. W ostatnim czasie modne jest generowanie za pomocą sztucznej inteligencji różnych rzeczy. Wrzuca się konkretne zapytania, dodaje składowe, żeby AI to sobie wszystko przetworzył i dała nam zaskakujące wyniki w postaci obrazu, tekstu, dźwięku czy innych form. Jestem więcej, niż pewny, że Jokica nie dałoby się wygenerować. To jest niepowtarzalna i niepodrabialna kombinacja osobowości, inteligencji i specyficznego sposobu grania w koszykówkę. Postawię tezę, że w przyszłości łatwiej będzie nam doczekać się drugiego LeBrona, niż drugiego Jokica. I żeby była jasność – nie chodzi mi o całokształt obu karier, tej Jamesa w szczególności. Nie chodzi mi, że łatwiej będzie rzucić 40000 punktów i zdobyć (przynajmniej) cztery tytuły. Chodzi mi o to, że łatwiej będzie powtórzyć inteligenta w nieziemsko atletycznym ciele, niż inteligenta w nieziemsko niealtletycznym ciele.” – koniec cytatu. Fajnie to napisałem, co?
Po takim sobie starcie sezonu, Jokic szybko zrozumiał, że jego plan B, choćby tymczasowo, musi stać się planem A. Z uśmiechniętego misia, który bawi się piłką, stał się drapieżnym niedźwiedziem, który nie bierze jeńców. 29,7 punktu na mecz (czwarty w lidze), 13,7 zbiórki (lider), 11,7 asysty (lider), 1,7 przechwytu, 1 blok, 56,3% z gry, 56,4% (!) zza łuku, 84,3% z linii. Ta gra naprawdę nie ma przed nim żadnych tajemnic. Przechodzi ją na kodach? Nie, on sam jest kodem, albo on sam jest tą grą. Nuggets wygrali 7 z ostatnich 10 meczów. A przecież po pięciu meczach rozgrywek (2:3) wyglądało to bardzo niepokojąco.

De’Aaron Fox. 26-latek gra ofensywny sezon życia. Notuje po 28,8 punktu, po 6,6 razu dostaje się na linię (trafia 83,8%), trafia z gry 50,6% oraz 35,5% zza łuku (2,2 celnej trójki na mecz). Do tego zalicza po 5 zbiórek, 5,7 asysty oraz 1,7 przechwytu. Wyróżniam go też za dwa kolejne mecze, w których zdobył 109 (!) punktów. 60 w przegranym meczu z Wolves oraz 49 w wygranym z Utah. W historii NBA było tylko dwóch zawodników, którzy potrafili zdobyć więcej punktów w dwóch meczach. Pierwszy, to Wilt Chamberlain, a jakże, który miał aż 15 tego typu dwumeczówek w karierze. Drugi to Kobe Bryant w 2007 roku (110).

Ryan Dunn. Wprawdzie 6,9 punktu i 2,6 zbiórki na kolana nie powalają, ale kto ogląda mecze Suns, ten wie, że ten 21-latek, już teraz jest prawdziwą wartością dla tego klubu. Szczególnie w ich draftowo-finansowej sytuacji. Rok temu ekipa z Arizony nie pozyskała nikogo z draftu. Dla organizacji, która odprowadzać będzie do ligowej kasy ciężkie miliony, oraz oddała swoje picki na najbliższe lata, każdy gracz na mocy debiutanckiego kontraktu, który jest na poziomie rotacji NBA, jest prawdziwym skarbem i ogromną ulgą podatkową. Dunn wybrany był z 28. numerem draftu. Tacy Bucks daliby się pokroić za zawodnika w tym typie. Fun fact: Czy są z nami fani „Jackass”, programu z MTV sprzed niemal ćwierćwiecza? Jednym z członków grupy był Ryan Dunn, który zmarł tragicznie w 2011 roku, w wieku 34 lat.

Buddy Hield. Na tym etapie kariery, życia i stanu zdrowia jest lepszym graczem od Klaya Thompsona. Po prostu jest. I nie jest to żaden „hot take”, czy jakaś zuchwała teza. To są fakty. A biorąc pod uwagę, że jego usługi są niemal dwa razy tańsze od tych Klaya, to już w ogóle nie ma za bardzo o czym mówić. 46,2% skuteczności zza łuku, to najlepsza wartość w jego karierze. Hield trafia po 3,7 trójki na mecz. Jego pozostałe średnie sięgają 16,9 punktu, 3,8 zbiórki oraz 1,8 asysty. Ludzie muszą zdać sobie sprawę z tego, że Hield zbudowany jest jak dzik. Ja potrzebowałem pooglądać go na żywo w Walencji w lipcu tego roku, żeby dobrze to sobie uzmysłowić. To też dało mi trochę perspektywę na jego obecność w obronie. Hield nie uchodzi za tytana defensywy, ale jak przychodzi co do czego, a jak wiesz lub nie, w bronieniu dużą częścią sukcesu jest sama chęć bronienia, jak przychodzi co do czego, to rywale nie wezmą go sobie na plecy, nie będą sobie z nim „jechać” i wyławiać go w kolejnych posiadaniach. To też jest nadwyżka na obecnym Klay’em (bo ten sprzed kontuzji był znakomity w obronie).

Malik Beasley. Podoba mi się jego rola strzelca i weterana w młodej drużynie Pistons. Rzucanie z dystansu i doświadczenie są czymś, czego ta ekipa bardzo potrzebuje. 28 celnych trójek w ostatnich pięciu meczach. W każdym z nich osiągał pułap 20 punktów. Pistons wygrali trzy z nich. Za sezon, póki co, 3,5 celnej trójki w każdym starciu.

Jalen Suggs. Trochę mozolnie idzie jego rozwój w ataku. Z 12,8 punktu wszedł na 15,1, ale nadal ciężko jest mu znaleźć drogę do kosza (41% z gry, 30,5% z linii). Chyba też można już pogrzebać wizję, w której jest liderem drużyny, która gra o coś wielkiego. O ile takie wizje były. Raczej musiały być, przynajmniej w teorii, skoro był „piątką” draftu 2021 roku. Ale to nieważne. Poważnie. Już jest elitarnym defensorem, który moim zdaniem, może być trzecią najważniejszą postacią w drużynie z mistrzowskimi aspiracjami. Celowo piszę nie trzecią opcją w ataku, a trzecią najważniejszą postacią, bo do tego pierwszego, do zdobywania punktów, może mu się nigdy nie uda doszlusować. Celowo też piszę „z mistrzowskimi aspiracjami”, a nie w drużynie, która zdobędzie tytuł, bo jak wiecie, każdego roku jest co najmniej kilka ekip, które całkiem realnie i uczciwie mogą myśleć o sobie, że mają wszystko czego trzeba, by wygrać w finałach. Suggs zalicza po 1,6 przechwytu oraz 1,1 bloku. Jest silny, dobrze pracuje nogami. Bronienie pozycji od jeden do trzy, to jego chleb powszedni. Trafia 92,5% z linii, co z jednej strony pozwala przypuszczać i mieć nadzieję, że jego rzut może być lepszy. Ale już teraz ważne jest to, że jest na tyle dobry, by grać, by rywale Magic nie czuli, że ci atakują czterech na pięciu. Taki Matisse Thybulle może patrzeć na to wszystko i płakać. Był dosłownie o parę % skuteczności od bycia kimś w NBA.

Paolo Banchero. Wielka szkoda, że straciliśmy go ledwie po pięciu meczach młodego sezonu. Liczmy, że po kontuzji mięśni brzucha, której się nabawił, nie będzie śladu, gdy wróci za parę tygodni. Jego średnie po tychże pięciu spotkaniach sięgały 29 punktów, 8,8 zbiórki oraz 5,6 asysty. Magic wygrali trzy z nich. Wysoki, który rzuca, prowadzi piłkę, biega, atakuje i przodem i tyłem do kosza. Skarb! Znakomicie się go ogląda(ło). W wieku ledwie 22 lat widać w nim tyle dojrzałości i inteligencji. Z biegiem lat, gdy dojdzie doświadczenie, a fizyczność jeszcze nie uleci, to może wyglądać przerażająco dobrze.

LaMelo Ball. Zagrał we wszystkich 13 meczach Hornets tego sezonu, i to już samo w sobie jest pozytywnym newsem. Trzymajmy kciuki za jego zdrowie. Średnie na poziomie 29,7 punktu, 5 zbiórek, 6,7 asysty, 1,2 przechwytu to jest coś. Trafia z gry 43,5% co w jego przypadku trzeba brać za całkiem dobry odsetek. Pisząc „w jego przypadku” mam na myśli to, że w każdym spotkaniu oddaje po parę rzutów, które w momencie ich oddawania, nie mają prawa wpaść do kosza. 4,6 celnej trójki na mecz przy skuteczności na poziomie 36,1% też trzeba brać za coś imponującego, bo tutaj, zza łuku, też zdarza mu się odpalać bomby, które z góry skazane są na porażkę. Jego gra czasem męczy, czasem irytuje, ale niezaprzeczalnie jest ogromnie utalentowanym zawodnikiem, który ma wszystko (ciało, rzut, przegląd boiska, koszykarskie IQ) by być kimś w tej lidze na lata. Być może zapomnieliście, ale były takie czasy, kiedy dyskusją na ciekawe argumenty było pytanie czy wolisz budować drużynę wokół niego czy Ja Moranta.

Cade Cunningham. Tak samo, jak w przypadku Balla. Super widzieć go w końcu zdrowego, produkującego na miarę swojego talentu i warunków fizycznych. Ma na koncie już 16 meczów (nie opuścił żadnego), czyli o cztery więcej, niż w całym swoim drugim sezonie w NBA. Zdobywa po 23,3 punktu, 7,3 zbiórki, 8,8 asysty. Każda z tych wartości jest najwyższa w jego karierze. Miałem okazję widzieć fragment jego treningu na żywo, a potem minęliśmy się korytarzu, w hali w Toronto. Musicie wiedzieć, że kawał chłopa z niego. Widać to dobrze, gdy staje obok graczy, o których powszechnie wiemy, że są „dzikami”. On też jest ponadprzeciętnie atletyczny. Oficjalnie ma wpisane sześć stóp i sześć cali wzrostu, ale jestem przekonany, że jest to zaniżona wartość. To w połączeniu z jego techniką, daje mu dużo przewag. Nie jest ani najszybszy, ani najskoczniejszy. Ale w każdym z tych elementów jest na tyle dobry, plus siła i jego rozmiary, by niemal na życzenie torować sobie drogę pod kosz. Taki trochę Paul Piece w najlepszych latach w Bostonie. Nie zapominajmy, że on ma dopiero 23 lata.

Jared McCain. Proszę pana, w 76ers na kilku poziomach jest bagno, no ale w ostatnim drafcie, to oni trafili. I to jak! 20-letni McCain był szesnastym (!) wyborem. I myślę, że już możemy zacząć mówić tu o „przechwycie” Filadelfii. 15,2 punktu na mecz, najwięcej wśród tegorocznej klasy debiutantów, 2,2 zbiórki, 2,5 asysty. W 13 rozegranych meczach, McCain ma już pięć meczów 20+ punktów, w tym jeden za 34 punkty. Ma tylko pięć występów bez dwucyfrowej liczby punktów, a trzeba zauważyć tu, że w trzech starciach był poza rotacją Szóstek. W obliczu niepewnego zdrowia Embiida, starzejącego się P.G., 76ers mają mimo wszystko powody do optymizmu. Już całkiem niedługo może się okazać, że o sile tej drużyny stanowić będzie dwóch przebojowych obwodowych, on i Maxey, a nie Embiid i George. Byłby to niezły plot twist w historii tej organizacji.

Guershon Yabusele. Dobrze jest widzieć, że wiedzie mu się w NBA. Fajnie, że ugruntowuje swoją pozycję w lidze, w której parę lat temu się nie utrzymał. Minionego lata bardzo mocno postawił na samego siebie, zainwestował w swoją przyszłość. I jeśli nic tragicznego się nie wydarzy, to latem przyszłego roku zbierze żniwo swojej odważnej decyzji. Przypomnę, że 28-letni Francuz związał się z Filadelfią rocznym kontraktem wartym tylko $2,1 mln. „Tylko” na standardy NBA i „tylko” zważywszy na okoliczności. By być wolnym agentem, Yabusele musiał spłacić $2,5 mln Realowi Madryt, a 76ers byli uprawnieni pokryć tylko $850 tys. z tej należności. To było, albo raczej nadal jest, ryzyko, na które wielu zawodowych koszykarzy się nie decyduje. Wiem z pierwszej ręki, o czym napiszę albo opowiem w swoim czasie. Dlatego bardzo trzymam za niego kciuki. 9,2 punktu, 4,9 zbiórki, 1,8 asysty, 48,2% z gry, 37,5% zza łuku (1,5 celnej trójki na mecz). To są wartości pełnoprawnego gracza rotacji drużyny NBA. To są usługi, za które płaci się dużo więcej, niż „głupie” dwie bańki.

Ceremonia zastrzeżenia koszulki Vince’a Cartera. Nie byłoby zawodowej koszykówki w Kanadzie, gdyby nie Vince. Grizzlies się nie utrzymali w Vancouver. Musieli przenieść się do Memphis. Raptors poszliby tą samą drogą. Nie było w Kanadzie klimatu na koszykówkę. Raptors zostali dzięki Vince’owi Carterowi. Gdy grał, bilety w hali były wyprzedawane co do jednego. On przynosił emocje. On wprowadził Toronto na koszykarską mapę NBA. Był zjawiskiem na niespotykaną skalę. I nie tylko pomógł zasiać to ziarno, ale przede wszystkim dał mu możliwość by wzrosło. Dlatego właśnie dziś w NBA gra tylu Kanadyjczyków i jest tylu zawodowych koszykarzy z tego regionu. A będzie jeszcze więcej. To postać Cartera, bliskość wielkiej koszykówki, zachęciły dzieci do zainteresowania się tym sportem. Ta silna u podstaw baza fanów zaczęła zataczać coraz większe kręgi.
Przez jakiś czas byłem zdania, że Kyle Lowry jest GROATem, czyli najlepszym Raptorem w historii tego klubu. Zmieniłem je jakiś czas temu. To Vince nim jest.
Ta ceremonia z 2. listopada była piękna i wzruszająca. Być może za dużo czytam między wierszami, ale miałem takie wrażenie, że gdy pod kopułę hali wędrował baner, swoją drogą przepiękny, to Vince’owi przed oczami przemknęła cała jego kariera. Wydaje mi się, choć mogę się myśli, że przez jego skrupulatnie ogoloną głowę przeszła myśl, że gdyby mógł k…a cofnąć czas, to nigdy Raps by nie opuścił. Jego ponad sześcioletnia przygoda z Toronto była zjawiskowa, ale jakże piękniej wyglądałoby to, jakże pięknie by się to opowiadało, gdyby w Raptors został na dłużej, na zawsze. Miałem takie wrażenie, że ta ceremonia, to było takie swoiste katharsis i dla Cartera i dla fanów klubu. Ja się wzruszyłem…
Ceremonia TUTAJ.

Robert Williams III. Oj, żeby tylko dopisało zdrówko! 27-latek właśnie wrócił do gry, ma za sobą cztery mecze tego sezonu. W całym tamtym zagrał tylko w sześciu spotkaniach. Jemu brakuje tylko zdrowia. Patrzysz na jego grę, jak się rusza w obronie, jak czyta, jak analizuje co gra rywal. Patrzysz na jego grę w ataku, która mimo że jest ograniczona, to też ma wartość. Patrzysz na to wszystko i wiesz, że ten gość to ma! Umie grać w koszykówkę, rozumie ją i można z nim grać o wysokie cele. Blazers wygrali dwa ostatnie mecze. Williams zaliczał w nich 19 punktów (9/10 z gry), 9 zbiórek oraz po 3 asysty, przechwyty i bloki w wygranym starciu z Wolves. Przeciwko Hawks zagrał za 14 punktów (6/6 z gry), 8 zbiórek, 2 asysty oraz po jednym bloku i przechwycie. Tylko zdrowia dla tego pana! Jak to dopisze, to ktoś dobry sięgnie po niego przed zamknięciem okna wymian. Może łykną go Pelikany?

Tyler Herro. 24,2 punktu na mecz, to wzrost o ponad trzy punkty w porównaniu z tamtym sezonem. 5,2 asysty, 48,6% z gry, 45,2% zza łuku (4,4 celnej trójki), to najwyższe wartości w jego karierze. Do tego przyzwoite 4,9 zbiórki oraz 88% z linii. Wyróżniam go, bo liczby się bronią i wyglądają dobrze, ale w dalszym ciągu nie mogę go rozgryźć. Czy to przypadkiem nie jest tak, że statystycznie wyglądający na lidera drużyny Herro, to nie do końca dobry wskaźnik dla Heat? W sensie takim, że jak dla mnie, to jego sufitem powinna być rola maksymalnie trzecich skrzypiec w play-offowej drużynie. Głośno myślę, ale wstępnie wyróżniam.

Naz Reid. Wygląda jakby rok po roku miał iść po nagrodę dla najlepszego gracza z ławki. 15,2 punktu, 5,2 zbiórki, 1,6 asysty, 52,8% z gry, 43,2% zza łuku oraz 90,6% z linii. Za wyjątkiem asyst, ale bardzo delikatnie, każda z tych wartości jest wyższa niż przed rokiem. Świetny rezerwowy!

Oklahoma Thunder. W obliczu kontuzji są super kreatywni w rotowaniu swoim składem. Świetnie się to ogląda i analizuje.

Taj Gibson. 39-letni Gibson grający w koszykówkę w roku 2024, to samo w sobie jest śliwką, której nie trzeba tłumaczyć i opowiadać.

Na koniec zbiorowe wyróżnienie dla graczy, którzy mają moją atencję: Bennedict Mathurin – 19,6 punktu, 6,7 zbiórki, 1,7 asysty, 53,6% z gry, 46,3% zza łuku. Bilal Coulibaly – 14,8 punktu, 5,8 zbiórki, 2,6 asysty, 1,3 przechwytu, 55,4% z gry. Dennis Schroder – 17,8 punktu, 3 zbiórki, 6,5 asysty, 1,3 przechwytu, 41,4% zza łuku. Darius Garland – 20,6 punktu, 7 asyst, 2,4 zbiórki, 1,2 przechwytu, 43% zza łuku, 93,5% z linii, 49,2% z gry.

Related Articles