Dzień dobry! Pierwsze w tym sezonie “Śliwki vs Robaczywki.” Zacznijmy te rozgrywki pozytywnie, więc dziś same Śliwki. Moją małą tradycją stało się przypominać z początkiem każdego sezonu, skąd wziął się pomysł na “ŚvsR”. Zatem, było to tak – na pomysł prowadzenia tego segmentu wpadłem któregoś grudniowego dnia 2013 roku, podczas otwierania puszki z brzoskwiniami. Reszta jest już historią. Jesteśmy więc już ponad dekadę razem! Kto od samego początku? Wpisujcie miasta! Kolejność, jak zwykle, dość przypadkowa. Zapraszam!
– Giannis Antetokounmpo. Zdobywa najwięcej punktów w karierze (31,4), co jest obecnie najlepszym wynikiem w NBA. Do tego zbiera po 12,4 piłki (jego rekord za sezon wynosi 12,5), asystuje po 5,9 razu na mecz, blokuje po 1,5 piłki (drugi wynik w karierze). Trafia 60% swoich rzutów z gry, co jest drugim wynikiem w jego karierze. Słowem gra jak grecki freak, którym od lat jest. Nie martw się, będę miał go też w robaczywkach, ale teraz nie możemy obojętnie przejść obok wielkości jednego z największych tego sportu. Nie bierzmy ich za coś pewnego. Od lat to powtarzam.
– Kevin Durant. A propos nie brania wielkości za coś pewnego. Do momentu kontuzji łydki, liczmy, że niegroźnej, 36-letni już K.D. grał jak za najlepszych lat w Oklahomie. Pamiętasz? To było wtedy, kiedy nie miał wrogów, wszyscy go lubili, był taką trochę emocjonalną przeciwwagą dla LeBrona, który po przejściu do Miami stał się koszykarskim wrogiem publicznym numer jeden. Stare, dobre czasy, z podkreśleniem obu tych słów. Po dziewięciu meczach, Durant notuje po 27,6 punktu, 6,6 zbiórki, 3,4 asysty oraz 1,4 bloku. Trafia z gry 55,3% z gry, 42,9% zza łuku oraz 83,6% z linii. Suns wygrali 8 z tychże 9 meczów, w których ich lider grał. Pięć z nich kończył z dorobkiem 30+ punktów, trzy z 20+, tylko raz nie przekroczył 20 punktó2 (18). Był kapitalny w końcówkach spotkań, których losy decydowały się tak zwanym „crunch timie”. Rok temu Słońca były najgorsze w końcówkach. W tym? Proszę bardzo – wygrana jednym punktem z Mavs, trzema z Heat, dwoma z 76ers, sześcioma z Blazers i Clippers, czterema z Lakers, trzema znów z Clippers. W każdym z tych starć obecność KD. była immanentna dla wygranych Phoenix. Mijał, rzucał, bronił, podawał, liderował, wszystko robił. Ta kontuzja łydki, to niestety trochę pokłosie tej produkcji. Durant spędzał na parkiecie po 38,8 minuty na mecz. Najwięcej od sezonu…2010-11! Nikt w tym sezonie gra średnio tak długo. Z uporem maniaka będę mówił i pisał, że LeBron, o którym zaraz, przez swoją długowieczność, zamazał trochę postrzeganie graczy będących grubo po trzydziestce. Pamiętajmy, że Durant jest grubo po trzydziestce. W przeciwieństwie do LeBrona, ma za sobą poważną kontuzję stopy, która niejednemu wysokiemu kończyła karierę, zerwanego Achillesa oraz parę skręceń kolana. Durant zeszłego lata, w ramach działalności swojej fundacji, otworzył boisko w Sztokholmie. Parę dni temu rozmawialiśmy sobie o nim z jednym z trenerów, który pomagał w organizacji jego przyjazdu do Szwecji. Obaj stwierdziliśmy, bo ja też miałem przyjemność oglądać parę razy K.D. z bliska, że to jest niesamowite, jak tak wysoki człowiek, może poruszać się po boisku z taką płynnością, zupełnie jakby był obrońcą. Podziwiajmy to, cieszmy się tym. Tego już jest mniej, niż więcej.
– LeBron James. Jak wyżej. Gość za miesiąc zdmuchnie 40 świeczek z urodzinowego tortu, gra swój dwudziesty drugi sezon (!) w NBA. To są żarty, wolne kpiny, jak dobrze on nadal wygląda. Już nie jest tak skoczny, tak elastyczny, tak uniwersalny jak kiedyś, ale mówimy o prawie 40-latku, więc wiesz. 23,3 punktu, 8,6 zbiórki (wyrównanie najwyższej średniej w karierze z sezonu 2017-18), 9,2 asysty (druga najwyższa w karierze, trzecia w obecnie w NBA). Do tego 51,4% z gry, 43,1% za łuku (najwyższa w karierze), 2,4 celnej trójki na mecz (druga najwyższa). Nie wiem, może po latach, gdy odtajnią akta, wyjdzie, że LBJ jechał na czymś bardzo skutecznym (najwidoczniej), bardzo tajnym i bardzo nielegalnym, ale póki co, chylę kapelusza i delektuję się wielkością. Ja niczego bynajmniej nie sugeruję. Być może w nieumiejętny sposób wyrażam swoje uznać i niemożność objęcia umysłem jakiemu reżimowi James poddał swoje ciało, żeby tak dobrze mu służyło. Geny? Owszem. Ale bez tytanicznej pracy nad sobą, bez dyscypliny, nie byłoby nic. Ja mogę na spokojnie usiąść do dyskusji GOAT i wyjść po niej bez podniesionego ciśnienia. Niestety nie jest to norma w sieci, a to niestety „jordanowcom” i fanom starszej daty zabiera dość dużo z przyjemności oglądania jego talentu. I żeby nie było – też już niestety, jestem fanem starszej daty i też (nawet nie wiesz, jak dziwnie jest mi to pisać), choć pokroić za to się nie dam, uważam, że Jordan był lepszy i mam na to argumenty.
– Anthony Davis. Wiesz, ja nie jestem z tych, co to analizują nadal, albo jeszcze do niedawna to robili, ile Lakersów kosztował Davis, czy przypadkiem Pelicans nie dostali za dużo. Nie, nie dostali za dużo. Lakers zdobyli tytuł, a to, jak wiesz, bo pisałem i mówiłem Ci wiele razy, nie ma swojej ceny. Jednym z założeń wizji sparowaniu A.D. z LeBronem, poza wspólnym zdobyciem mistrzostwa, miało być też to, że schodzący do roli drugich, albo nawet trzecich skrzypiec LeBron, wraz z uchodzącą witalnością naturalnie odda pałeczkę Davisowi, który będąc niemal dekadę młodszym, na swoich barkach będzie prowadził drużynę do sukcesów. Z tym, jak dobrze wiecie, różnie bywało. I zdrowotnie, i pod innymi względami. Problemem Davisa zawsze było to, że mecze na 30+ punktów z pełną dominacją w obronie, przeplatał meczami, w których nie istniał, które przelatywały mu przez place. Myślę, że bardziej, to sprawa mentalna, niż fizyczna, choć i ta fizyczna, czyli zdrowotna, też mu nie pomagała. No ale jest to już drugi rok, w którym Davis jest zdrowy. Co by potwierdzało moje tezy z przeszłości, że coś robi źle, jeśli chodzi o letnie przygotowania do kolejnych rozgrywek. Tutaj nie wierzę w przypadkowość. Po 13 meczach tego młodego sezonu, z których Davis zagrał w 12, jego średnie sięgają 31,1 punktu (drugi w lidze), 11,1 zbiórki (siódmy), 2,6 asysty, 2 bloków (szósty) oraz 1,3 przechwytu. A.D. trafia 56% z gry, aż 42,9% zza łuku oraz prawie 80% z linii i co kluczowe tutaj – dostaje się na nią aż 10,8 razu na mecz. Jego agresywność po atakowanej stronie parkietu i esencjonalna dla Lakers praca w obronie, są kluczem dla Lakers w ich marzeniach i ambicjach na ten sezon. Jakie one są, te marzenia i ambicje? Wszyscy wiemy jakie. Czy są nierealne? Raczej nie, nie teraz, nie przy zdrowych rywalach, ale to są Lakers z LeBronem, to jest Hollywood. W tych, a nie innych okolicznościach, a nie jest to ani Milwaukee, ani Memphis, trzeba zawsze mieć na uwadze, że wielka wymiana wisi w powietrzu. Wymiana, która mogłaby nieco zmienić kształt krajobrazu NBA. Co by się nie działo, to tak grający Davis, daje Lakers poczucie, może i iluzoryczne, ale zawsze, że ta drużyna jest w peletonie, że są o jedną wymianę, i/lub o jedną kontuzję u któregoś z rywali o może, być może, powalczenie o coś więcej, niż samo top 6, niż samo wejście do play-offs. Zdrowy i dominujący na obu końcach parkietu Davis jest tożsamością Lakers z LeBronem w składzie, z J.J. Redickiem na coachingu.
– Anthony Edwards. ANT, po 14 meczach tego sezonu, ma już oddanych 158 rzutów za trzy punkty. Dwyane Wade, do którego (bardzo słusznie) młody gracz Wolves jest porównywany, swój 158. rzut zza łuku oddał pod koniec swojego… trzeciego sezonu w NBA. Czujesz to? Przeczytaj to sobie jeszcze raz, zrób małą przerwę, przetraw to i wróć do czytania, bardzo proszę. Jestem przekonany, że gdyby przed Edwardsem położyć wszystkie osiągnięcia drużynowe i indywidualne z kariery Wade’a, to ten wziąłby taką karierę w ciemno, ale faktem też jest to, że już w swoim piątym sezonie, w wielu ledwie 23 lat, ANT rozwinął swój rzut zza łuku do poziomu, na którym rzut Wade’a nigdy nie był przez całą jego piękną karierę. To jest po pierwsze dowód na ciężką pracę włożoną w swoje rzemiosło przez wesołka, który jak sam twierdził (pewnie żartował, jak to on) na samym początku kariery, nie był pewny, czy w ogóle lubi tę całą koszykówkę. Po drugie jest to dowód na dojrzałość i świadomość samego siebie. ANT jeszcze przez długie lata nie będzie tracił nic ze swojej nadludzkiej fizyczności, a ta biznesowa decyzja, żeby już teraz „polerować” i rozwijać swój rzut, to może być coś, co przedłuży jego karierę o 5-6 lat. Jeśli będzie chciał oczywiście. Mało kto pamięta, lub raczej mało kto zwraca uwagę na to, że Vince Carter już w swoim trzecim sezonie w NBA (2000-01) trafiał średnio 2.2 trójki na mecz ze skutecznością prawie 41%. Carter od początku kariery wiedział doskonale, że nie wsady, a pewny rzut, będzie czymś, co pozwoli mu zostać w NBA na długie lata. W sezonie 2000-01 drużyny trafiały średnio po 4.8 rzutu zza łuku. Można więc powiedzieć, że Carter wyprzedzał swoją epokę. Przez nieziemskie wsady i nadludzki atletyzm, jest to aspekt gry, o którym przez lata mówiło się za mało. Vince skończył karierę z 2290 trójkami na koncie, co obecnie jest dziewiątym wynikiem na liście wszech czasów tej klasyfikacji. V.C. zagrał w NBA 22 sezony. ANT wybrał podobny model i jak dla mnie, to jest znakomite.
Imponuje mi, że 23-latek postanowił latem, że pokombinuje, pomajstruje, pofilozofuje sobie ze swoim własnym stylem gry. Naprawdę! Przychodzi ANT do coacha Fincha, albo Finch do niego – nie, to nie będzie dowcip – i pada hasło, hej, a może by tak spróbować tego. Nikt nie mówi nie i to się dzieje.
Edwards trafia obecnie po 4,8 trójki na mecz, jest w tym liderem w NBA. Steph jest piąty (4,1). Wiem, że chcieliście od razu to wiedzieć. Jest drugi w rzutach oddanych zza łuku (11,3). Przed nim LaMelo Ball (12,8). Steph jest szósty (9,6). Trafia aż 42,4% swoich dystansowych rzutów, co przy tym wolumenie rzutów oddanych, jest wręcz niesamowite i w zasadzie sugerowałoby, żeby rzucać jeszcze więcej.
Nie wiem czy ten trend się utrzyma, nie wiem dokąd zaprowadzi to Wolves i Edwards, ale z zaciekawieniem się temu przyglądam.
– Los Angeles Clippers. Wiem, że nie mają swojego wyboru w drafcie, więc nawet jakby chcieli, to tankowanie nie wchodzi u nich w grę, ale podoba mi się, że bez Paula George’a, na którego miejsce nie przybył nikt o podobnej wartości, bez kontuzjowanego Kawhi Leonarda, ta drużyna odmawia stoczenia się w przeciętność. Z bilansem 8:7 Clippers są na dziewiątym miejscu na zachodzie, z tylko jednym meczem straty do piątego miejsca. Norman Powell gra sezon życia. Notuje po 23,3 punktu (rok temu 13,9), 3,1 zbiórki, 2,3 asysty oraz 1,1 przechwytu. Trafia 49% z gry, aż 48,7% zza łuku (3,9 celnej trójki na mecz) oraz 81,7% z linii. James Harden jest czwarty w NBA w asystach (9 na mecz). Do tego zalicza po 20 punktów, 7,7 zbiórki (najlepiej od trzech lat), 1,6 przechwytu (najlepiej od pięciu lat) oraz 1 bloku (najlepiej w karierze).
– Golden State Warriors. Liderują na zachodzie (10:3), Steve Kerr cały czas gra 12-osobową rotacją, pięciu zawodników zdobywa dwucyfrową liczbę punktów. Steph Curry gra po 29 minut na mecz, co jest jego najniższą wartością od…sezonu 2011-12, w którym zagrał tylko 26 meczów (nie wliczam tu sezonu 2019-20, w którym Steph złamał rękę i wystąpił tylko w pięciu spotkaniach). Oddaje najmniej rzutów (16,3) od 13 lat, ale nadal świetnie lideruje tej drużynie. Powiedziałbym nawet, że teraz wygląda to jeszcze bardziej dobitnie. Myślę też, że ta ograniczona rola, to w pełni świadome działanie sztabu trenersko-medycznego i samego Stepha. Nadal są to bardzo dobre 23 punkty na mecz plus 5,3 zbiórki, 6,4 asysty oraz 1,8 przechwytu. Steph trafia po 4,1 trójki na mecz (42,7%) i aż 94,3% z linii.
– Cleveland Cavaliers. Dopiero minionej nocy zaznali pierwszej porażki w tym sezonie. Z bilansem 15:1 liderują całej lidze. Start 15:0 był wyrównaniem drugiego najlepszego startu w historii ligi. Lepsi byli tylko Warriors z sezonu 2015-16, którzy wygrali aż 24 pierwsze mecze. Również 15:0 zaczęli rozgrywki Houston Rockets w sezonie 1993-94 oraz Washington Capitols w rozgrywkach 1948-49. Aż sześciu graczy Cavs zalicza dwucyfrową liczbę punktów. Donovan Mitchell gra najmniejsze minuty w karierze (po 31 na mecz), oddaje najmniej rzutów (18,6) od swojego debiutanckiego sezonu, ale bardzo podoba mi się jego (współ)liderowanie. Jestem przekonany, że u niego, jak w przypadku Stepha, to wszystko jest dobrze zaplanowane. Mitchell nie ma nic nikomu do udowodnienia. Ma zapłacone, teraz tylko musi oddać się drużynie i trenerowi w drodze po wspólne cele. Jego średnie to nadal porządne 24,6 punktu, 4,4 zbiórki, 4,1 asysty oraz 1,5 przechwytu. Bardzo zaimponował mi po meczu z 76ers (wygranym 114:106), kiedy na konferencji prasowej oficjalnie przyznał i przeprosił, że w końcówce spotkania „polował” na swoją dziesiątą asystę, żeby zaliczyć pierwsze w karierze triple-double (skończył ostatecznie mecz z dorobkiem 23 punktów, 13 zbiórek, 9 asyst). Była taka charakterystyczna akcja, w której Mitchell po spinie pod kosz, był z piłką dosłownie kilkanaście centymetrów od obręczy. Zamiast zdobyć punkty, niespodziewanie oddał piłkę na obwód do Evana Mobleya. Później, na szczęście dla siebie i drużyny, zdobył ważne punkty, które przypieczętowały wygraną Cavs. Szacunek za to, że uczciwie przyznał, że chciał tego triple-double. Zawodnikom zależy na statystykach, choć mało kto to przyzna.
– Gradey Dick. Musisz mi wybaczyć, ale z przyczyn oczywistych, niewybredna gra słów w przypadku tego 20-latka, aż sama ciśnie się na, za przeproszeniem, usta. Dick jest wielki w swoim drugim sezonie w NBA. Pół roku temu, jeszcze w jego debiutanckich rozgrywkach, miałem okazję oglądać go z bliska w Toronto. Gdyby wyciągać po sezonie wnioski na całą karierę, to zanosiło się na to, że młody gracz Raptors może być jakąś tam wersją Kyle’a Korvera, co na koniec kariery, jakbyśmy tak siedli sobie na spokojnie, przy kominku, z kubkiem kakao, wcale niczym złym by nie było. Przy czym, w tym młodym sezonie możemy zaobserwować, że jego gra, to znacznie więcej, niż bieganie po zasłonach i rzucanie za trzy punkty. Dick mija, wchodzi na kosz, broni. W jego grze jest więcej wymiarów, niż tylko rzucanie. Z 8,5 punktu na mecz wszedł na 18,7. Do tego notuje po 2,8 zbiórki i 2,4 asysty. Z niecałego jednego rzutu wolnego w tamtym sezonie wszedł na 4,3 w tym (90.8%). Media w Toronto zaczynają nawet mówić już o Dick propagandzie.
– Toumani Camara. Za bardzo nie mam na to liczb, bo to skromne 8,7 punktu, 5 zbiórek, 2,2 asysty oraz 1,9 przechwytu (piąty w lidze). Ale chcę go wyróżnić, bo to taki całkiem niegłupi gracz, którego przyjemnie się ogląda. To jego drugi rok w NBA, a ma już 24 lata. Rzadkość w obecnych czasach.
– Dyson Daniels. 14,9 punktu na mecz, z 5,8 rok temu. Do tego 4,8 zbiórki (3,9), 3,2 asysty (2,7), 1,1 bloku (0,4) oraz aż 3,4 przechwytu (1,4). W tej ostatniej klasyfikacji 21-letni Australijczyk lideruje w NBA. Wstrzymajmy się jeszcze z ocenami kto wygrał wymianę, ale przypomnę tylko, że za Dejounte Murraya Pelicans wysłali do Hawks Larry’ego Nance Jra., Dysona Danielsa oraz dwa wybory w drafcie. Będą to picki z roku 2025 (via Lakers) oraz 2027 (od Bucks lub Pelicans, w zależności od tego, który wyląduje niżej). W jego grze jest jeszcze wiele do poprawy (28,6 zza trzy, 60,9% z linii), ale i tak jego progres jest zauważalny i jest to świetna rzecz dla Atlanty.
Nagrodą za to, że udało Ci się dojechać do samego końca tego tekstu jest informacja z pierwszej ręki, że druga porcja świeżych śliwek pojawi się jeszcze dziś! Takie mamy udane zbiory tej jesieni!