Igor Milicić przegrał z Izraelem 61:69 w debiucie na stanowisku selekcjonera kadry. Polska reprezentacja koszykarzy nie ma szczęścia do Izraela. To już trzecia porażka z tym przeciwnikiem w krótkim czasie.
Zadaniem Igora Milicia jest rewolucja i odmłodzenie polskiej kadry koszykarzy. Zszokował już samymi powołaniami na eliminacje do mundialu. Nowy selekcjoner pozbył się całego starego trzonu kadry – nie ma AJ Slaughtera, Adama Waczyńskiego czy Arona Cela. Milicić postawił na mniej znanych juniorów, jak np. Mateusz Szlachetka z Trefla Sopot, urodzony w 1999 roku, Dominik Wilczek z Asseco Arki Gdynia z tego samego rocznika, czy dwa lata starszy, ale debiutujący w reprezentacji – Michał Kolenda. To on był największym zaskoczeniem, jeśli chodzi o cały zespół. W meczu z Izraelem zdobył 16 punktów – 3/5 za dwa i 3/5 za trzy. Cały zespół trafił tylko siedem trójek, a trzy to udane próby tylko samego Michała Kolendy.
Spotkanie zaczęło się dla Polaków rewelacyjnie. Izraelczycy byli totalnie zaskoczeni agresywną obroną naszych reprezentantów i wprowadzanym chaosem. W pewnym momencie było już 20:6 dla Polski. Nasi obrońcy odbierali, skuteczność pod koszem przeciwnika też była na dobrym poziomie. Problem zaczął się w drugiej kwarcie – proste pomyłki z dobrych pozycji i tylko 6 punktów w całej odsłonie to bardzo zawstydzający wynik. Po tak fantastycznej pierwszj kwarcie szybko pozostały tylko wspomnienia, bo Izrael na przerwę schodził z wynikiem 31:27 i od tej chwili już tej przewagi nie oddał, chociaż Polacy postraszyli w końcówce, dochodząc nawet na dwa punkty straty. W ostatniej minucie po ważnej trójce Michała Kolendy było tylko 61:63, ale na tym pogoń się skończyła.
Z pozytywów – na pewno Olek Balcerowski, który był chyba trochę za rzadko wykorzystywany w ofensywie i wspomniany już Michał Kolenda. 24-latek rozpoczął mecz w pierwszej piątce i śmiało można go uznać za najlepszego zawodnika naszej reprezentacji, a przecież dopiero debiutował. Kolejnym jest na pewno gra w obronie – sporo przechwytów i zmuszania przeciwników do błędów. Niestety oprócz Olka Balcerowskiego nie miał za bardzo kto zbierać pod koszem, więc bywało tak, że w stykowych sytuacjach górą był Tomer Ginat. Szczególnie irytująca była akcja w końcówce, kiedy można było dogonić Izraelczyków, ale nie udało się dwa razy w jednej akcji zebrać spod kosza. Rywale zdobyli punkty i uciekli spod topora. Z negatywów – niestety fatalna skuteczność, przede wszystkim Jakuba Garbacza – 2/17 ze wszystkich rzutów, a 0/12 za trzy. Zatrważające statystyki. Marcel Ponitka i Jakub Schenk też się jakoś specjalnie nie wyróżniali w tworzeniu akcji ofensywnych.
Polacy w drugim meczu eliminacyjnym zmierzą się z Niemcami. Spotkanie 28 listopada w Lublinie. Reszta meczów już na wiosnę i latem. Fatalną informacją jest sensacyjne zwycięstwo Estończyków z Niemcami w pierwszym meczu. Nasi sąsiedzi będą mocno rozdrażnieni, bo przegrali z 49. reprezentacją w rankingu FIBA. Nie mogli skorzystać z zawodników grających w Eurolidze, ale to i tak jest sensacja sporego kalibru.