Za nami nieco ponad miesiąc gry w Energa Basket Lidze. Obrońcy mistrzowskiego tytułu, WKS Śląsk Wrocław jako jedyny zespół wciąż nie zaznali smaku porażki. Na drugim biegunie znajduje się beniaminek z Łańcuta, który z kolei nadal czeka na pierwszą wygraną. Początek sezonu wskazuje, że walka o miejsce w play-offach może być w tym sezonie niezwykle zacięta.
Liderem tabeli po pięciu tygodniach zmagań jest Mistrz Polski z Wrocławia. Podopieczni trenera Andreja Urlepa, mimo kiepskiego startu w rozgrywkach EuroCupu, w lidze radzą sobie znakomicie. Amerykanin Jeremiah Martin w świetnym stylu zastępuje MVP poprzednich rozgrywek Travisa Trice’a. Udział w EuroBaskecie posłużył zarówno Łukaszowi Kolendzie, jak również Aleksandrowi Dziewie, którzy są liderami krajowej rotacji Śląska. Dzielnie wspiera ich także nowopozyskany Jakub Nizioł, powracający do Wrocławia po kilku latach przerwy. WKS ma już na rozkładzie wyjazdowe wiktorie nad warszawską Legią oraz Anwilem Włocławek. Wrocławskich kibiców może jedynie martwić dość krótka rotacja ich pupili, ale Śląsk wciąż ma jedno wolne miejsce dla kolejnego obcokrajowca i niewykluczone, że w dalszej części sezonu skorzysta z możliwości uzupełnienia składu.
Za plecami mistrza niespodziewanie plasuje się będąca w przebudowie drużyna BM Stal Ostrów Wielkopolski. Ekipa prowadzona przez najmłodszego szkoleniowca w lidze, 30-letniego Andrzeja Urbana zaskakuje od początku sezonu. Pod okiem nowego trenera renesans formy przeżywa weteran ligowych parkietów, Damian Kulig. 35-latek ze średnią ponad 19 punktów na mecz jest trzecim najlepiej punktującym zawodnikiem w całych rozgrywkach i jednocześnie najlepszym z Polaków. Stal trafiła także z obcokrajowcami. Amerykanin Adonis Thomas potwierdza przedsezonowe spekulacje o byciu czołowym graczem ligi, choć chyba jeszcze nie pokazuje w pełni swoich możliwości. Solidnie prezentuje się także Łotysz Aigars Šķēle. Kolejnym beneficjentem udanego dla reprezentacji Polski EuroBasketu jest Jakub Garbacz, który osiągnął formę, którą imponował przed dwoma laty i przed transferem do Bundesligi. Ostrowskie „Byki” są jedną z drużyn, które dokonały już rotacji w swoim składzie. Po czterech meczach podziękowano Quentinowi Sniderowi z USA, który okazał się być totalnym niewypałem. W jego miejsce zespół z Wielkopolski pozyskał doświadczonego Amerykanina Scotta Reynoldsa z bogatym CV w czołowych ligach Starego Kontynentu. Czy Stal wyrasta na kandydata do medalu? Niewykluczone.
Gorszy bilans małych punktów plasuje na trzecim miejscu Trefl Sopot. Przedsezonowy faworyt do miejsc medalowych nie zawodzi od początku rozgrywek. Trener Żan Tabak pokazuje, że właściwa selekcja to klucz do sukcesu. Aż sześciu zawodników Trefla legitymuje się dwucyfrową średnią punktową po sześciu rozegranych spotkaniach. Za zdobywanie punktów odpowiadają skuteczni amerykańscy obwodowi – Glynn Watson i Garrett Nevels, zaś na tablicach króluje kolejny Amerykanin, Wesley Gordon z kapitalną średnią 11 zbiórek na mecz. Nie zawodzą krajowi liderzy. Jarosław Zyskowski i Michał Kolenda znakomicie wywiązują się z obowiązków powierzonych im przez trenera Tabaka. Zaskakuje jedynie wysoka porażka na parkiecie Polskiego Cukru Startu Lublin. Sopocianie przegrali w niewytłumaczalny sposób przegrali w stolicy Lubelszczyzny różnicą aż 31 punktów! Być może to tylko zimny prysznic, ale prawdziwy sprawdzian umiejętności dopiero przed Treflem – derby z Suzuki Arką Gdynia i starcie ze Stalą Ostrów.
Tuż za podium znajduje się Anwil Włocławek, ale jego pozycja jest nieco myląca, bowiem rozegrał najwięcej spotkań ze wszystkich drużyn ligi (aż 7, a za porażkę również przyznawany jest 1 punkt – red.). Szkoleniowiec „Rottweilerów”, Przemysław Frasunkiewicz ma spory ból głowy. Już w trzecim meczu sezonu stracił estońskiego skrzydłowego Janariego Jöessara, który z powodu kontuzji nie zagra już w tym sezonie. Wielki transfer, jakim miał być amerykański weteran Josh Bostic, na razie zawodzi. Obwodowy z USA niby notuje średnią ponad 10 punktów na mecz, ale jego poprzedni pobyt nad Wisłą był statystycznie niemal dwukrotnie lepszy. Przytomnym ruchem włocławskich działaczy wydaje się być transfer Lee Moore’a z beniaminka rozgrywek Rawlplug Sokoła Łańcut. Amerykanin jest czołowym strzelcem Energa Basket Ligi i już w pierwszym meczu w barwach Anwilu potwierdził swoje wysokie umiejętności, rzucając 17 punktów Kingowi Szczecin i rozdając kolegom aż 11 asyst. To może być przełamanie zespołu z Włocławka.
Czołówkę ligowej tabeli uzupełnia Suzuki Arka Gdynia. Jest to nieco zakłamany obraz, ponieważ zespół debiutującego na ławce trenerskiej, byłego reprezentanta Polski, Krzysztofa Szubargi, mierzył się z ligowymi średniakami i outsiderami. Nie zmienia to jednak faktu, że „Szubi” i spółka odnieśli 4 wygranych na 5 rozegranych spotkań. Duża w tym zasługa lidera strzelców Energa Basket Ligi, Jamesa Florence’a, który latem zamienił Ostrów Wielkopolski na Gdynię. Nadmorskie powietrze wyraźnie służy Amerykaninowi, który w pięciu spotkaniach zdobył już ¼ punktów ubiegłorocznego dorobku w Polskiej Lidze Koszykówki. Dobrze prezentują się podkoszowi. Amerykanin Trey Wade „czyści” tablice na poziomie ponad 11 zbiórek na mecz, zaś Adrian Bogucki wrócił na poziom potwierdzający jego spory talent – ponad 11 punktów w meczu to najlepsza średnia jego rozpoczynającej się kariery. Dokąd po obiecującym początku dopłynie Arka z niedoświadczonym kapitanem u steru? Po derbach z Treflem, które już w najbliższą sobotę, z pewnością będziemy mądrzejsi.
W środku tabeli ciasno. Aż sześć zespołów legitymuje się bilansem 3-3. Wśród nich wicemistrzowie Polski, Legia Warszawa oraz utytułowany, choć targany finansowymi problemami Enea Zastal BC Zielona Góra. Legioniści, którzy dokonali dość spektakularnych transferów na razie rozczarowują. Cieniem samego siebie pozostaje Geoffrey Grosselle, typowany przed sezonem przez ekspertów do miana MVP ligi. Podobnie słabo wygląda Ray McCallum mający za sobą ponad 150 meczów w NBA i występy w Eurolidze. Drużyną własnego parkietu jest Polski Cukier Start Lublin, który na własnym terenie wygrał wszystkie trzy spotkania. Gorzej wiedzie się „Koziołkom” na wyjazdach, gdzie trzykrotnie zanotowali bolesne porażki. W starciu z GTK w Gliwicach podopieczni trenera Artura Gronka nie zdobyli nawet 50 punktów! Tuż nad Startem o 1 mały punkt plasuje się ubiegłoroczny, sensacyjny beniaminek Energa Basket Ligi, czyli Grupa Sierleccy Czarni Słupsk. Drużyna trenera Mantasa Česnauskisa w poprzednim sezonie kapitalnie trafiła z transferami, czego nie można powiedzieć w tym roku. Słupszczanie szybko zakontraktowali pięciu Amerykanów, ale o żadnym z nich nie można powiedzieć, żeby wybijał się ponad przeciętność. Nasza liga nadal funkcjonuje w myśl zasady: „Pokaż mi swoich obcokrajowców, a powiem ci jak dobry jesteś.”. Sorry Czarni, jest średnio.
Na przeciwległym biegunie tabeli znajdują się trzy drużyny. Żadną sensacją nie jest ostatnia pozycja beniaminka Rawlplug Sokoła Łańcut. Zespół z najmniejszym budżetem w lidze kiepskie wyniki nadrabia dobrym wrażenie w social mediach oraz oddanymi kibicami, którzy gromadnie zapełniają niewielką halę w Łańcucie. Działacze Sokoła muszą rozglądać się za nowym rozgrywającym, bowiem z zespołem pożegnał się wspomniany wcześniej Lee Moore, który trafił do Anwilu. W zespole z Łańcuta zdecydowanie brakuje lidera krajowej rotacji, który byłby w stanie realnie uzupełnić punkty Amerykanów. Tuż nad beniaminkiem z jedną wygraną na koncie znajduje się kujawsko-pomorski duet – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz i Twarde Pierniki Toruń. Bydgoszczanie to niezwykły fenomen tego sezonu. Pozyskani obcokrajowcy punktują jak trzeba, ale drużyna trenera Marka Popiołka katastrofalnie wygląda w obronie. Astoria w 3 z 6 spotkań pozwoliła rywalom rzucić ponad 100 punktów! W Toruniu z kolei mogą mówić o klątwie terminarza. W pierwszych sześciu kolejkach zespół trenera Miloša Mitrovicia mierzył się z beniaminkiem (i wygrał – red.) oraz całą ligową czołówką – Treflem, Arką, Stalą i Śląskiem. Dopiero w tym ostatnim starciu z mistrzem Polski Torunianie pokazali, że nie chcą być chłopcem do bicia. Muszą jednak rozejrzeć się na rynku transferowym. O ile rok temu wybór Maurice’a Watsona i Trevora Thompsona okazał się być strzałem w dziesiątkę, tak w tym roku obcokrajowcy nie dają już tyle jakości. Markus Burk statystycznie jest nawet słabszy od 20-letniego Kacpra Gordona, który był rewelacją Twardych Pierników w pierwszych dwóch kolejkach.
W połowie listopada czeka nas krótka reprezentacyjna przerwa na mecze prekwalifikacji do EuroBasketu 2025 ze Szwajcarią i Chorwacją. Dla kilku zespołów może być to czas na przewietrzenie szatni z niepotrzebnego balastu finansowego, który nie gwarantuje oczekiwanych punktów. Trudno nie ulec wrażeniu, że sytuacja na rynkach finansowych i wysoki kurs dolara znacząco wpłynął na poziom i jakość obcokrajowców, którzy trafili do Energa Basket Ligi. Mamy nadzieję, że potencjalne ruchy personalne będą przeprowadzane z dokładniejszą analizą, a każda złotówka zostanie spożytkowana z korzyścią dla całej ligi.