Runda Zasadnicza w Energa Basket Lidze dotarła do połowy drogi. Na czele tabeli niezmiennie na czele obrońca tytułu, WKS Śląsk Wrocław. Za plecami mistrzów Polski dzieje się na tyle dużo, że wciąż nie można wyrokować kto zagra w play-off oraz kto opuści szeregi krajowej elity.
W odróżnieniu od naszego poprzedniego raportu wrocławianie nie mogą już pochwalić się nieskazitelnym bilansem. Przez 14 kolejek nie było mocnych na zespół trenera Andreja Urlepa. Sposób na Śląsk dość sensacyjnie znalazł… beniaminek Polskiej Ligi Koszykówki, Rawlplug Sokół Łańcut. Świetna gra łańcuckich obcokrajowców i seria błędów graczy Śląska spowodowała, że w Energa Basket Lidze nie ma już niepokonanych. Do gry w zespole Mistrza Polski powrócił po długiej kontuzji Justin Bibbs, ale póki co trener Urlep ostrożnie dawkuje Amerykaninowi minuty na parkiecie. Wciąż nie zawodzi Jeremiah Martin, w życiowej formie znajduje się Aleksander Dziewa, zaś Łukasz Kolenda wrócił do poziomu, z którego pamiętamy go jeszcze w barwach Trefla Sopot. Szkoda tylko, że dyspozycja z krajowych parkietów nie przekłada się na sukcesy e EuroCupie…
Za plecami lidera znajduje się BM Stal Ostrów Wielkopolski, która jest jedną z dwóch ekip – obok Śląska – z kompletem domowych zwycięstw. Dla podopiecznym trenera Andrzeja Urbana szczególnie trudna była druga połowa grudnia, kiedy to „Byki” przegrały dwa kolejne starcia wyjazdowe: z beniaminkiem z Łańcuta oraz z mistrzem Polski z Wrocławia. Wydaje się, że pozyskanie Joshuy Perkinsa na pozycję rozgrywającego może rozwiązać część problemów Stali, która od początku sezonu borykała się z brakiem solidnego reżysera gry. Przeżywający drugą młodość Damian Kulig notuje ostatnio lekką zadyszkę, ale w dalszym ciągu jego statystyki krążą blisko rekordów kariery. Na dziś ostrowianie to pewniak do rozstawienia w play-off.
Podium zamyka największa, pozytywna niespodzianka tego sezonu, czyli King Szczecin. Zespół trenera Arkadiusza Miłoszewskiego nie przestaje zaskakiwać. Szczególnie okazałe zwycięstwo szczecinianie odnieśli w starciu z Treflem Sopot, wygrywając różnicą 24 „oczek” oraz aplikując rywalom aż 103 punkty. Od połowy grudnia „Wilki Morskie” przekroczyły „setkę” w trzech z czterech rozegranych spotkań. Forma zwyżkowa, którą potwierdzają statystyki – Phil Fayne zanotował zaledwie 2 występy bez dwucyfrowej zdobyczy punktowej, a double-double Andrzeja Mazurczaka w starciu z Treflem było już czwartym tego typu wyczynem szczecińskiego rozgrywającego w tym sezonie. Dyspozycja „Andy’ego” każe selekcjonerowi Igorowi Miličiciowi poważnie rozważyć kandydaturę Mazurczaka pod kątem gry w biało-czerwonych barwach.
Tuż za „pudłem” wspomniani przed chwilą sopocianie. Zespół trenera Žana Tabaka ewidentnie jest w kryzysie. Z pięciu ostatnich spotkań Trefl wygrał zaledwie jedno, we Włocławku z tamtejszym Anwilem. Szczególnie bolesne były domowe porażki – grudniowa, różnicą 14 punktów ze Śląskiem oraz najświeższa z Grupą Sierleccy Czarnymi Słupsk. Trudno pozbyć się wrażenia, że gorszy czas sopocian związany jest ze słabszą dyspozycją krajowego lidera, jakim jest Jarosław Zyskowski. Popularny „Zyzio” w ostatnich tygodniach dwukrotnie zanotował zerową skuteczność punktową, co w warunkach Energa Basket Ligi jest dość szokujące. Trefl musi się szybko pozbierać, jeśli poważnie chce myśleć o medalu.
Za czołową czwórką spory roller coaster. Sześć drużyn poważnie liczy się w grze o play-offy. Nasz raport z tej części tabeli podzielimy na zaskoczenia i rozczarowania. Po stronie niespodzianek z pewnością należy upatrywać wysokich lokat PGE Spójni Stargard oraz MKS-u Dąbrowa Górnicza. Stargardzka ekipa ma – nomen omen – dość spójny skład, w którym nie widać niedostatków. Potwierdzają to zresztą wyniki i statystyki zespołu trenera Sebastiana Machowskiego. Większość porażek Spójni zakończyło się różnicą poniżej 6 punktów. Courtney Fortson to czołowy asystent PLK, zaś Barret Benson jest w ostatnich tygodniach królem „tablic” – w trzech kolejnych meczach kończył z double-double i średnią 10,6 zbiórki na mecz.
Z kolei zespół z Dąbrowy Górniczej jest swoistym paradoksem Energa Basket Ligi. To jednocześnie druga najskuteczniejsza ofensywa oraz druga najgorsza defensywa rozgrywek. Trener Jacek Winnicki wraz z władzami klubu znakomicie trafił z obcokrajowcami, z których aż czterech legitymuje się średnią powyżej 16 punktów na mecz. Niewykluczone, że najlepiej punktujący Amerykanin Alonso Verge jr pożegna się z Dąbrową. Problemy interpersonalne sprawiły, że jeszcze w grudniu został odsunięty od zespołu. Prawdopodobnie MKS będzie musiał znów rozejrzeć się na rynku transferowym, jeśli poważnie myśli o grze w play-offach. Póki co drużyna z Zagłębia Dąbrowskiego jest pozytywnym zaskoczeniem.
Na listę rozczarowań wpisujemy aż 4 drużyny – ubiegłorocznych półfinalistów Legię Warszawa, Anwil Włocławek i Grupę Sierleccy Czarnych Słupsk oraz targany będący w przebudowie Enea Zastal BC Zielona Góra. Ekipa ze stolicy kraju walczy z ustabilizowaniem składu. Z powodów czysto sportowych od zespołu odsunięty został Devyn Marble, od którego, jako jednego z liderów, oczekiwano znacznie więcej. To dość nieoczywiste rozwiązanie, biorąc pod uwagę, iż Amerykanin jest najlepiej punktującym zawodnikiem Legii. Trener Grzegorz Kamiński z pewnością widzi coś więcej niż rubryki ze statystykami.
Anwil Włocławek może mówić o transferowym pechu. Kontuzja już na początku sezonu wykluczyła z gry estońskiego skrzydłowego Janariego Jõesaara. Kreowany na zbawcę „Rottweilerów” Josh Bostic jest absolutnym rozczarowaniem rozgrywek. W ostatnich dniach Anwil pozyskał na pozycję centra Malika Williamsa, debiutanta na europejskich parkietach. Ryzyko jak na razie nie było opłacalne. Napięty terminarz zespołu trenera Przemysława Frasunkiewicza utrudnia wprowadzenie Amerykanina do zespołu. Williams zagrał już w lidze oraz w FIBA Europe Cup, ale w obu spotkaniach nie trafił ani jednego rzutu. Za Anwilem trzy kolejne porażki w PLK i w najbliższej perspektywie seria spotkań z ligową czołówką.
O chybionych transferach dobrze wiedzą w Słupsku. Drużyna trenera Mantasa Česnauskisa po kapitalnym ubiegłym sezonie ma duże problemy w obecnych rozgrywkach. Z zespołem pożegnali się już Zack Bryant i Diante Watkins. Rozczarowaniem jest także De’quon Lake, który przegrywa rywalizację pod koszem z Mikołajem Witlińskim. Transfery Jakuba Schenka oraz Billy’ego Iveya mają podnieść jakość gry Czarnych, którzy jeszcze w starym roku zdążyli się skompromitować na własnym parkiecie w starciu z GTK Gliwice. 49 punktów ze skutecznością poniżej 22% to koszykarska katastrofa. Czarni powtórzyli tym samym „wyczyn” Polskiego Cukru Startu Lublin, który także w starciu z Gliwicami rzucił 49 „oczek”.
Z kolei w Zielonej Górze ograniczone fundusze wprost wpływają na wyniki zespołu. Zastal ma dość przeciętny skład, w którym brakuje reżysera gry z prawdziwego zdarzenia. Z zagranicznej rotacji sprawdzili się Alen Hadžibegović, Dušan Kutlešić oraz Bryce Alford, ale wobec braku wsparcia od zawodników krajowych trudno szukać szczęścia w lidze. Trener Oliver Vidin ma spory ból głowy. Tak krawiec kraje jak mu materiału staje, ale materiał w Zielonej Górze daleki jest od oczekiwanego. Play-offy będą dla Zastalu sukcesem, ale aby o nich myśleć należy poprawić swoją grę i jednocześnie liczyć na potknięcia rywali.
Ciasno także na dole tabeli, gdzie w grze o utrzymanie są Polski Cukier Start Lublin, beniaminek z Łańcuta oraz duet z kujawsko-pomorskiego – Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz i Arriva Twarde Pierniki Toruń. Porządki trenera Artura Gronka – zrezygnowanie z usług najlepszego strzelca Sherrona Dorseya-Walkera – mają przynieść długofalowy efekt. Lublin w końcu wygrał na wyjeździe, dlatego kibice Startu wierzą w lepszy czas ich ulubieńców. Sokół w ostatnich tygodniach wygrał 3 spotkania i coraz poważniej należy traktować ich szanse na utrzymanie. Wydaje się, że w tym momencie w najgorszej sytuacji są Bydgoszcz i Toruń, gdzie działacze stracili cierpliwość do trenera Miloša Mitrovicia. Nowego ducha w zespół ma tchnąć Francuz Cedric Heitz.
Rewanże zapowiadają się niezwykle interesująco. Póki co rozgrywki są dość wyrównane z kilkoma zaskoczeniami zarówno in plus, jak również in minus. Za wcześnie na ferowanie wyroków, ale zdecydowanie widać, że w tym sezonie wygrywa nie tylko ten, kto ma lepszych obcokrajowców, ale również ten, kto ma lepszych Polaków. Tabela wciąż może wywrócić się do góry nogami.