Sensacja w Orlen Basket Lidze stała się faktem! Najlepsza drużyna rundy zasadniczej za burtą walki o medale! Spójnia Stargard, która rzutem na taśmę załapała się do play-off, po dwóch porażkach na starcie rywalizacji z Anwilem, odwróciła losy awansu wygrywając mecz nr 5 w Hali Mistrzów we Włocławku. W półfinałach zobaczymy także obrońców tytułu, Kinga Szczecin, drużyny Trefla Sopot oraz skazywanego na pożarcie Śląska Wrocław.
Jako pierwszy awans uzyskali podopieczni trenera Arkadiusza Miłoszewskiego. King w starciu z Legią Warszawa wykorzystał atut własnego parkietu wygrywając pierwsze dwa spotkania. Zwycięstwa były jednak mocno wywalczone, bowiem różnica punktowa w obu meczach to kolejno zaledwie 5 i 3 punkty. W pierwszym spotkaniu to „Legioniści” dyktowali warunki, prowadząc po trzech kwartach różnicą ośmiu punktów. Szczecinianie wzięli się jednak w garść i odwrócili losy meczu, głównie dzięki bezbłędnemu Michale’owi Kyserowi (8/8 z gry). Mecz nr 2 do złudzenia przypominał poprzednie zawody. Legia znów prowadziła po trzech kwartach, znów różnicą ośmiu punktów i ponownie roztrwoniła przewagę. Loren Jackson mógł jeszcze doprowadzić do dogrywki, ale chybił przy rzucie za 3 punkty.
Rywalizacja przeniosła się do stolicy, gdzie w meczu nr 3 także nie zabrakło emocji. Tym razem spotkanie od samego początku było niezwykle zacięte, a wynik do początku czwartej kwarty był na styku. Wówczas warszawiacy odskoczyli rywalom nawet na 10 punktów. King starał się dogonić przeciwnika, zniwelował straty do dwóch „oczek” i miał piłkę meczową, ale nie potrafił oddać rzutu w ostatniej akcji spotkania, którego bohaterem był przede wszystkim Christian Vital. W meczu nr 4 aktualni mistrzowie Polski od początku narzucili swoje warunki i mimo pogoni zespołu ze stolicy ani na moment nie oddali prowadzenia. Klasą dla siebie był Andrzej Mazurczak, zdobywca 30 punktów, ale w całej serii pokłony należą się Zac’owi Cuthbertsonowi, który udowodnił, że oprócz walorów ofensywnych, należy także do czołówki obrońców w Orlen Basket Lidze.
W czterech spotkaniach rywalizację z MKS-em Dąbrowa Górnicza rozstrzygnął także Trefl Sopot. Pierwsze spotkanie przebiegło pod dyktando drużyny trenera Žana Tabaka. Sopocianie zdominowali rywali, prowadząc od początku do końca. Trefl wygrał 97:78, a architektami wygranej byli Paul Scruggs (24 pkt) i Jakub Schenk (19 pkt, 8 as.). Żaden z graczy gości nie przekroczył liczby 11 zdobytych punktów. Mecz nr 2 był zdecydowanie bardziej zacięty, a prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. W zespole z Dąbrowy Górniczej brylował przede wszystkim Tayler Persons. Osiem sekund przed końcem, po skutecznej dobitce Xeyriusa Williamsa, MKS wyszedł na prowadzenie, ale indywidualna akcja Schenka przechyliła szalę wygranej na korzyść Trefla. Tym samym reprezentant Polski został bohaterem meczu i sopocianie jechali do Zagłębia z prowadzeniem 2:0.
W meczu nr 3 ekipa z Dąbrowy wzięła się w garść. Mimo prowadzenia Trefla, MKS szybko odrabiał straty, a świetnie spisywał się Tayler Persons. Do przerwy zespół trenera Borisa Balibrei prowadził różnicą 12 punktów. Kolejne dwie kwarty upłynęły pod kontrolą zespołu z Zagłębia Dąbrowskiego, który zwyciężył 92:84. Persons rzucił aż 41 „oczek”. Gospodarze nabrali animuszu i w kolejnym spotkaniu niemal na noże walczyli z sopockim faworytem. Żadna z drużyn nie potrafiła zbudować satysfakcjonującej przewagi, dlatego po rzucie Paula Scruggsa w ostatnich sekundach meczu wybrzmiał remis po 86, co oznaczało dogrywkę. W tej błysnęli gracze Trefla wygrywając 101:93 i całą serię 3:1.
To co wydarzyło się w pięciomeczowej serii Anwilu Włocławek z PGE Spójnią Stargard przejdzie do historii polskiego basketu. „Rottweilery” trenera Przemysława Frasunkiewicza jako lider po rundzie zasadniczej dysponowały przewagą parkietu. W dwóch pierwszych domowych spotkaniach włocławianie kontrolowali wydarzenia na parkiecie wygrywając oba mecze różnicą ponad 10 punktów. Solidnie grali Luke Petrasek i Tomaš Kyzlink, a w ważnych momentach do głosu dochodzili również lider zespołu Victor Sanders oraz Janari Jöesaar. Wszystko wskazywało na to, że Anwil dość gładko rozprawi się z rywalami z województwa zachodniopomorskiego.
Tymczasem po przeniesieniu rywalizacji do Stargardu ekipa trenera Sebastiana Machowskiego wzniosła się na wyżyny umiejętności. Już w spotkaniach w Hali Mistrzów stargardzianie w początkowych fazach toczyli równorzędną rywalizację z Anwilem. Brakowało jednak konkretu na pełnym dystansie meczu. Trzecie spotkanie było zacięte niemal do ostatnich sekund. Celny rzut Bena Simonsa przypieczętował wygraną Spójni, która już kilka dni później pokazała kły. Stephen Brown i Devon Daniels poprowadzili zespół do wysokiego zwycięstwa 86:68, doprowadzając do meczu nr 5.
We Włocławku działy się rzeczy wielkie. Spójnia rozpoczęła spotkanie runem 11:0 i do przerwy konsekwentnie trzymała rywali na dystansie kilku punktów. Anwil gonił wynik z całych sił i w końcówce był tylko o punkt od remisu. Kluczowa akcja należała jedna do Danielsa i to Spójnia, dzięki fenomenalnej grze w obronie, awansowała do półfinału Orlen Basket Ligi. Dla drużyny ze Stargardu to największy sukces od 1997 roku, gdy zdobyła srebrny medal po finałowej porażce z Mazowszanką Pruszków. Dla Anwilu to sportowa katastrofa i najgorszy wynik w historii play-off. Najlepsza drużyna rundy zasadniczej, prowadząc w serii 2:0, odpadła z dalszej rywalizacji. Latem we Włocławku może być gorąco.
Pięciu meczów do rozstrzygnięcia losów awansu do półfinału potrzebowały również drużyny Arged BM Stali Ostrów Wielkopolski i WKS Śląska Wrocław. W tej serii od samego początku działo się wiele, bowiem wrocławianie już w pierwszym meczu przełamali przewagę parkietu gospodarzy. Podopieczni trenera Miodraga Rajkovicia zaczęli spotkanie od szybkiego 7:0 i choć w pierwszej połowie prowadzenie przechodziło z rąk do rąk goście zdołali wypracować sobie przewagę, której nie oddali już do końcowej syreny. W meczu nr 2 Śląsk znów prowadził do przerwy, ale Stal zagrała koncertową trzecią kwartę, wygrywając ją w stosunku 24:7. To był nokaut, po którym ekipa ze stolicy Dolnego Śląska nie zdołała się podnieść. Szalał przede wszystkim Nemanja Đurišić, autor 44 punktów. Po dwóch spotkania mieliśmy remis.
Pierwszy mecz na parkiecie we Wrocławiu był kompletnie szalony. Obie drużyny trafiały jak w transie, a prowadzenie w końcówce zmieniało się właściwie co rzut. Na 50 sekund przed końcem spotkania Stal była o krok od zwycięstwa. Ostatnie rzuty należały jednak do gospodarzy, którzy wygrali 102:97. W kolejnym spotkaniu górą były jednak ostrowskie „Byki”. Mecz nr 4 był niezwykle zacięty. Stal prowadziła do przerwy różnicą 10 punktów, ale po wznowieniu gry, dzięki runowi 10:0 Śląsk doprowadził do remisu. Goście z Ostrowa definitywnie uciekli miejscowym dopiero w ostatniej kwarcie, wygrywając 84:74. Stan rywalizacji brzmiał 2:2, a decydujące starcie przeniosło się do Wielkopolski.
„Decider” kompletnie wymknął się spod kontroli praw logiki. Pierwszą kwartę wygrał Śląsk, ale w drugiej został zdeklasowany przez Stal, która na przerwę schodziła z dwunastopunktowym prowadzeniem. Ostrowianie zachowywaali bezpieczną przewagę 9 punktów, ale czwarta kwarta rozpoczęła się od absurdalnego i niewytłumaczalnego runu Śląska 18:0! Miejscowi rozpaczliwie próbowali gonić wynik i na 36 sekund przed końcem po trójce Ojarsa Silinša przegrywali już tylko dwoma punktami. Piłkę miał Śląsk, Hassani Gravett, jeden z najlepszych graczy Śląska w play-off spudłował „trójkę”, ale piłkę na atakowanej tablicy zebrał Daniel Gołębiowski. Stal próbowała sfaulować, ale sędziowie zastosowali przywilej korzyści, a wrocławianie nie oddali piłki aż do końcowej syreny. Nieprawdopodobny comeback wrocławian, którzy meldują się w półfinale!
Ścisła walka o medale rozpocznie się już w sobotę, a pary półfinałowe są niezwykle ciekawie. Rywalizację rozpoczną derby województwa zachodniopomorskiego: King Szczecin – Spójnia Stargard, zaś następnego dnia Trefl Sopot podejmie Śląsk Wrocław. Na placu boju pozostają zatem drużyny nr 2, 4, 6 i 8 po rundzie zasadniczej. Przed nami ekscytująca druga połowa maja na parkietach Orlen Basket Ligi.