Za nami pierwszy miesiąc rozgrywek Energa Basket Ligi, czyli krajowej elity w koszykówce mężczyzn. Nie zabrakło niespodzianek. Kto zaskoczył, a kto zawiódł na starcie sezonu? Jak idzie Mistrzom Polski? Co u beniaminka ze Słupska? Czy uczestnicy europucharów wytrzymają tempo?
Rzut oka na ligową tabelę pozwala stwierdzić, że jest ciekawie. Liderem Polskiej Ligi Koszykówki jest Anwil Włocławek. Drużyna trenera Przemysława Frasunkiewicza jest jedynym zespołem, który wygrał wszystkie swoje spotkania. Póki co „Rottweilery” z Kujaw nie biorą jeńców. Na rozkładzie włocławian są sami możni: pokonany we własnej hali Mistrz Polski Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski, wicemistrz Enea Zastal BC Zielona Góra oraz brązowy medalista ubiegłego sezonu WKS Śląsk Wrocław. Zwycięstwo w Hali Orbita na terenie wrocławian smakowało Anwilowi szczególnie. W końcu potyczki obu tych zespołów urosły od lat 90. do miana ligowego klasyka. Włocławianie wyglądają na zespół kompletny. Solidnie punktuje siedmiu zawodników w rotacji, a zespół popełnia stosunkowo niewiele strat. Ponadto Anwil nie gra w pucharach, co w kontekście największych ligowych rywali może mieć w nadchodzących tygodniach ogromne znaczenie. Kandydat na mistrza? W chwili obecnej pełną gębą.
A propos mistrza, Stal zaczęła sezon od wysokiej porażki z Zastalem w Superpucharze, ale następnie wygrała pierwsze dwa ligowe spotkania. Swoistą weryfikacją możliwości ekipy z Ostrowa Wielkopolskiego miało być starcie z Anwilem. Efekt? Ostrowianie polegli na własnym parkiecie przegrywając trzy z czterech kwart i zdobywając raptem 66 punktów wobec 79 gości. Drugim gongiem była porażka w Hali Gryfia z ekstraklasowym beniaminkiem Czarnymi Słupsk. Niespodzianka? Gdzie tam, sensacja! Zespół Igora Milicicia, nowego selekcjonera reprezentacji Polski, ma na koncie już dwie porażki, a w perspektywie ligowo-pucharowy maraton związany z występami w koszykarskiej Lidze Mistrzów. W Ostrowie mają spory niedosyt. Pożegnano już doświadczonego Vangelisa Mantzarisa, który miał być najgorętszym nazwiskiem ligi, a okazał się jej największym rozczarowaniem.
We wrześniu średnio poszło również wicemistrzom z Zielonej Góry. Mimo zdobytego Superpucharu i dwóch wygranych na starcie ligi kolejne spotkania to już męczarnie podopiecznych Olivera Vidina. Porażkę z Włocławkiem jeszcze można było przyjąć jako drobną wpadkę z mocnym rywalem. Ale kolejne trzy spotkania zaczęły rodzić wątpliwość co do mocy Zastalu – wymęczona wygrana po dogrywce z HydroTruckiem Radom, porażka u siebie z niesamowitymi Czarnymi i kolejna dogrywka z happy-endem na parkiecie Kinga Szczecin. Bilans się zgadza, ale kibice w Zielonej Górze nie pałają zachwytem, szczególnie, że ich drużyna w Pucharze VTB została rozbita przez Unics Kazań i CSKA Moskwa. Szansą na przełamanie słabszego momentu będzie mecz z Treflem w Sopocie.
Falstart zanotowali brązowi medaliści minionego sezonu, WKS Śląsk Wrocław. Zespół trenera Petara Mijovicia przegrał aż cztery z sześciu rozegranych meczów – ze Stalą, Zastalem, Anwilem i nieźle grającą drużyną Twardych Pierników Toruń. Nieco zawodzi polska rotacja. Aleksander Dziewa, Jakub Karolak i pozyskany z Trefla Sopot Łukasz Kolenda punktują znacznie słabiej niż w ubiegłych rozgrywkach. Wrocławianie zdołali pokonać jedynie słabiutką Asseco Arkę Gdynia oraz Enea Abramczyk Astorię Bydgoszcz. A przed Śląskiem długa, europejska kampania. W Eurocupie do 6 kwietnia zespół zagra aż 18 spotkań. Pogodzenie tego z ligą będzie trudnym zadaniem. Przed trenerem Mijoviciem i sztabem WKS-u mnóstwo pracy, aby wrócić na właściwe tory.
Najjaśniejszym punktem rozgrywek jest beniaminek. Grupa Sierleccy Czarni Słupsk mieli w pierwszych kolejkach jeden z najtrudniejszych terminarzy w lidze. I co? I zagrali wszystkim na nosie. Drużyna Mantasa Cesnauskisa wygrała pierwsze cztery spotkania, w tym z mistrzem i wicemistrzem Polski. Sposób na słupszczan w ostatni weekend znalazła dopiero Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz. Na 26 sekund przed końcem Czarni prowadzili jednym punktem, ale seria błędów sprawiła, że to bydgoszczanie rozstrzygnęli mecz na swoją korzyść. W Słupsku błyszczą głównie dwa nazwiska – kanadyjski reżyser gry Marek Klassen oraz MVP września EBL William Garrett. Wspominaliśmy o trudnym terminarzu, a ten w dalszym ciągu nie sprzyja. Przed Czarnymi starcia ze Śląskiem i Anwilem. Niesamowity charakter i walka do końca – jak dotąd Słupsk to największa rewelacja sezonu.
Nie gorzej wiedzie się toruńskim Twardym Piernikom, które okazały się twardsze niż wszyscy myśleli. Przed rozpoczęciem sezonu niewielu zwracało oczy w kierunku Torunia. Ot, zagrają 30 spotkań, zakręcą się koło 10-12. miejsca i pojadą na urlopy. Tymczasem ekipa Ivicy Skelina w pięciu rozegranych meczach przegrała tylko raz, otrzymując srogie lanie od warszawskiej Legii (105:68). Furorę robi amerykański rozgrywający Maurice Watson. Średnio 20 punktów oraz 10,4 asysty na mecz robi wrażenie. Tylu ostatnich podań na tym etapie sezonu nie miał nikt od 2003 roku! Ale póki co Pierniki nie grały jeszcze z głównymi faworytami. Czas pokaże jak wiele są w stanie zwojować zawodnicy z miasta Kopernika.
Na dole tabeli nieciekawie jest w Lublinie, Gliwicach i Gdyni. Szczególnie Asseco Arka, typowana przed sezonem jako jeden z głównych kandydatów do opuszczenia szeregów Energa Basket Ligi, prezentuje się nadzwyczaj słabo. Najsłabszy atak w lidze od 10 lat, cudem wyrwane zwycięstwo z GTK Gliwice, a gdynianie nadal nie grali z czołówką ligi. Pozyskani już w trakcie rozgrywek Nikola Misković i Lamonte Turner póki co rzucają na skuteczności poniżej 30%! Arka dryfuje w kierunku 1. ligi i jeśli nie nastąpi znacząca poprawa to szybko utonie.
Dramat również w Lublinie. Pszczółka Polski Cukier Start jeszcze w sierpniu miał prawo myśleć o załapaniu się do play-off. Pierwsze pięć spotkań „wyjaśniło” lublinian. Fatalna dla oka gra, cztery porażki i wyszarpana wygrana po dogrywce z MKS Dąbrowa Górnicza to bilans zespołu Davida Dedka. Start jest drugim obok Arki najsłabiej punktującym zespołem w lidze. Klub pożegnał już Thomasa Davisa, którego miejsce zajmie pozyskany kilka dni wcześniej z Legii, Joshua Sharkey.
Lekkim rozczarowaniem jest GTK Gliwice. Drużyna trenera Roberta Witki wygrała zaledwie jedno z pięciu spotkań. Jabarie Hinds, dwukrotny król strzelców EBL wciąż nie wyrósł na lidera gliwiczan, a cały zespół ma problemy z obroną i skutecznością. Jednak trener Witka wychodził już nie z takich tarapatów, będąc jeszcze szkoleniowcem zespołu z Radiomia.
Sezon jest w rozkwicie, a układ w tabeli w dalszym ciągu może przewrócić się do góry nogami. Z pewnością czekają nas kolejne mniej lub bardziej nerwowe ruchy personalne, zwłaszcza w zespołach, które zawodzą lub grają poniżej oczekiwań.