Skip to main content

Indiana Pacers i Sacramento Kings porozumieli się w sprawie transferu, na mocy którego Domantas Sabonis, Jeremy Lamb, Justin Holiday oraz wybór w drugiej rundzie draftu 2023 roku przeniosą swoje talenty do stolicy Kalifornii. Do Indiany powędrują w zamian Tyrese Haliburton, Buddy Hield i Tristan Thompson.

25-letni Sabonis notuje w tym sezonie po 18.9 punktu, 12.1 zbiórki, 5 asyst oraz 1 przechwycie na mecz. Trafia z gry 58% swoich rzutów. Ma do tej pory na koncie 34 mecze z double-double. Więcej tego typu spotkań w tym sezonie zaliczyli tylko Nikola Jokic (41) i  Rudy Gobert (35).

29-letni Lamb gra na poziomie 7 punktów, 2.4 zbiórki oraz 1.3 asysty. Jego kontrakt ($10.5 mln) wygasa z końcem tych rozgrywek.

32-letni Holiday zdobywa po 11 punktów, 2.8 zbiórki, oraz 1.8 asysty. Trafia 37.8% zza łuku (2.6 trójki na mecz). W tym sezonie zarobi $6 mln, a w przyszłym $6.2 mln.

21-letni Haliburton notuje w swoim drugim roku w NBA po 14.3 punktu, 3.9 zbiórki, 7.4 asysty oraz 1.7 przechwytu.

29-letni Hield gra w tym sezonie na poziomie 14.4 punktu, 4 zbiórek oraz 1.9 asysty. Trafia 36.8% zza łuku (3.3 trójki na mecz). Łącznie z tymi rozgrywkami zarobi $63 mln do wakacji 2024 roku.

30-letni Thompson notuje po 6.2 puntu i 5.4 zbiórki w tym sezonie. Jego kontrakt ($9.7 mln) kończy się latem.

Komentarz:
Nie podoba mi się ten ruch, z perspektywy Sacramento. Nie podoba mi się na wielu poziomach. Pozyskanie Sabonisa, to duża rzecz. 25-letni Litwin gra na mocy bardzo przyjaznego kontraktu ($18.5 mln w tym sezonie, tyle samo w przyszłym oraz $19.4 mln w rozgrywkach 2023-24), ale dołącza do drużyny, gdzie już jest tłok w podkoszowej rotacji. Kings mają Richauna Holmesa, z którym minionego lata podpisali kontrakt ($55 mln/4 lata). 28-latek robi dużo pożytecznych rzeczy, ale na pewno nie rozciąga gry, a tego potrzebuje Sabonis, żeby móc maksymalizować swoje talenty. W drużynie jest też Harrison Barnes, który ostatnio z powodzeniem grał na pozycji silnego skrzydłowego. Przybycie Sabonisa wymusi pewnie na nim powrót na „trójkę”, a tam, według statystyk, Kings są gorsi w porównaniu z tym, kiedy gra jako „czwórka”. Front Holmes, Sabonis, Barnes może mieć spore problemy ze spacingiem.
Poza tym, jeśli miałbym ruszać któregoś z obwodowych Kings, to w pierwszej kolejności szukałbym możliwości wytransferowania De'Aarona Foxa. 24-latek jest w piątym sezonie gry w NBA, w pierwszym roku obowiązywania maksymalnej umowy. Chyba możemy już wszyscy zgodzić się co do tego, że Fox, to nie jest materiał na lidera play-offowej drużyny. Podkreślam – play-offowej, a nie takiej, która każdego roku desperacko walczy o play-in. Fox ma 24 lata i jeszcze może wiele dołożyć do swojej gry, ale niepokoi mnie regres w jego rzucie za trzy punkty (tylko 26.4% w tym sezonie) oraz stagnacja, jeśli chodzi o decyzyjność. Ja Morant z roku pierwszego i trzeciego w NBA, to dwaj różni ludzie. Fox stoi w miejscu. Jasne, nie mamy żadnej pewności gdzie jest sufit możliwości Haliburtona, ale po pierwsze mamy przesłanki, żeby myśleć, że jest gdzieś wysoko. A po drugie mamy jeszcze czas, żeby się o tym przekonać. Z racji tego, że podczas draftu spadł na 12 miejsce, jego debiutancki kontrakt, to kieszonkowe na skalę NBA. W przyszłym roku zarobi $4.2 mln, po czym sezon 2023-24 będzie opcją klubu ($5.8 mln). Dopiero latem 2024 roku może stać się zastrzeżonym wolnym agentem. Haliburton już jest dobry i rozbudza wyobraźnię. A do tego są jeszcze bite dwa lata, żeby faktycznie przekonać się w którą stronę pójdzie jego kariera.

Kings od lat popełniają ten sam błąd. W swoim własnym mniemaniu są za dobrzy (za dumni?) na tankowanie, a faktycznie za słabi, żeby wejść do play-offs. Kosztem wygrania 35-37 meczów oddają swoją przyszłość i zaczynają lato z przekonaniem, że są blisko. A nie są. Z jednej strony są w tym momencie tylko trzy mecze od dziesiątego miejsca, ale też warto zwrócić uwagę, że są aż 16 meczów poniżej „kreski” (20:36). W takich okolicznościach, normalnie, zdrowo prowadzone organizacje, oddają potrzebującym swoich wartościowych weteranów, a same czyszczą się z pieniędzy i dostają wybory w drafcie. Potem próbują coś na tym zbudować. Kings tak nie operują. W osobie Sabonisa, dostali wprawdzie znakomitego zawodnika, z całkiem niezłym kontraktem, ale to jest ruch wybitnie „win-now”, a to „now” nie wygląda tam za dobrze.

Jeśli chodzi o Pacers, to ci, tradycją wielu wcześniejszych lat, żeby nie powiedzieć dekad, jak przystało na klub z małego rynku, dwa razy oglądają dolara zanim go wydadzą. Taka jest specyfika małych ośrodków na skalę NBA i Stanów Zjednoczonych. Jedni potrafią w nich funkcjonować, inni nie. Pacers od lat chcą być dobrzy, nie chcą tankować, ale jednocześnie nie mogą pozwolić sobie na szastanie pieniędzmi. I jest to polityka, która w ich przypadku się sprawdza. Od 2011 roku tylko dwa razy nie grali w play-offach. Pozyskanie Haliburtona, to moim zdaniem, niemal kradzież. Owszem, Sabonis jest już graczem formatu All-Star, ma dopiero 25 lat, więc jeszcze przez ładnych parę lat będzie dokładał do swojego rzemiosła, ale podstawowe pytanie brzmi gdzie jest jego sufit możliwości? Dokąd najdalej mogli zajść Pacers z nim, jako liderem? Bo na koniec dnia, przynajmniej w teorii, każdemu klubowi powinno zależeć na dążeniu do posiadaniu gracza, z którym da się iść walczyć o tytuł. Nie wiem, czy z Haliburtonem będzie się dało, ale tak jak pisałem wyżej, Pacers mają ponad dwa lata, żeby przekonać się o jego prawdziwej wartości. Pacers mają teraz „trade exception” o wartości $10.5 mln oraz ok. $25 mln do wydania w nadchodzące wakacje. Biorąc pod uwagę, że najbliższego lata tylko garstka drużyn będzie mieć wolne środki na wolnych agentów, to może mieć spore znaczenie. Owszem, do takich miast jak Indiana, wolni agenci nie przychodzą z nieprzymuszonej woli, ale lepiej mieć pieniądze, niż ich nie mieć. Nigdy nie wiadomo kiedy, komu nie pójdzie w kontraktowych negocjacjach. Pacers mogą nie być dla nikogo destynacją A, ale mogą być destynacją B, czy C.

Podejrzewam, że stopa Tristana Thompsona nie stanie nawet w szatni Pacers. Drużyna ma dzień, żeby ruszyć jego kontrakt dalej. Jeśli się nie uda, pewnie zostanie wykupiony i dołączy potem do jakichś Lakers. Buddy Hield zostanie. Nie jest może tani ($40 mln w dwóch następnych sezonach), ale latem znajdą się chętni na jego rzucanie. Od kiedy pojawił się w NBA (2016-17) trafił 1337 trójek. Więcej w tym okresie mieli tylko Steph Curry (1472) i James Harden (1427).

Related Articles