Runda zasadnicza Orlen Basket Ligi już za nami. Walka o udział w fazie finałowej trwała do ostatniej kolejki, a jej największym przegranym został Polski Cukier Start Lublin, który na półmetku rozgrywek był w ścisłej czołówce tabeli. Z ligą żegna się Muszynianka Domelo Sokół Łańcut. Przed nami decydujące zmagania o medale.
Z pierwszej pozycji i przewagą parkietu aż do ewentualnego finału, do fazy play-off awansował wielotygodniowy lider i bezdyskusyjnie najlepszy zespół rundy zasadniczej, Anwil Włocławek. Podopieczni trenera Przemysława Frasunkiewicza stoją przed poważnym wyzwaniem – muszą potwierdzić znakomitą dyspozycję w decydującej batalii. O to wcale nie musi być tak łatwo, patrząc na dwie porażki w trzech ostatnich meczach, z Legią Warszawa oraz Stalą Ostrów Wielkopolski. Być może to chwilowe, ale obniżka formy lidera zespołu, Victora Sandersa, miała bezpośredni wpływ na wyniki osiągane w ostatnich dwóch tygodniach. „Franz” potrafi jednak zarządzać w trudnych sytuacjach, co udowodnił w ubiegłym sezonie, gdy Anwil wygrał w finale FIBA Europe Cup. Szczęśliwie włocławskie „Rottweilery” zagrają w ćwierćfinale ze Spójnią Stargard, którą ograli już dwukrotnie w tym sezonie.
Zespół ze Stargardu, mimo porażki w ostatniej kolejce z Dzikami Warszawa, znalazł się w play-offach dzięki korzystnemu układowi wyników w innych spotkaniach, kosztem m.in. lubelskiego Startu. Drużyna trenera Sebastiana Machowskiego przegrała w kwietniu 3 z 5 spotkań i trudno oczekiwać, aby ćwierćfinałowa rywalizacja z Anwilem mogła mieć znamiona zaciętej i niejednostronnej. Mimo świetnej postawy Stephena Browna i Devona Danielsa Spójnia ma po prostu nieco słabszy skład od faworyzowanego przeciwnika. Trudno jednak nie dostrzec sukcesu stargardzkiej drużyny, która w drugim z rzędu sezonie melduje się w najlepszej ósemce ligi. W ubiegłym roku zachodniopomorska ekipa gładko odpadła na etapie ćwierćfinału z Legią 0:3. Czy w starciu z Anwilem będzie inaczej? Posłużę się cytatem z Tadeusza Sznuka: „nie wiem, choć się domyślam”.
Drugą lokatę po sezonie zasadniczym zajął Trefl Sopot. Ekipa trenera Žana Tabaka grała bardzo nierówno, co dobitnie pokazały dwa ostatnie, przegrane spotkania ze Śląskiem Wrocław i Kingiem Szczecin. Mimo sinusoidalnej formy sopocianie zdołali zostać jedną z dwóch drużyn, które zanotowały jednocyfrową liczbę porażek. Atutem Trefla jest dość równy zespół, w którym trudno wskazać jednego, wyraźnego lidera. Paradoksalnie w fazie play-off może to być jednocześnie przekleństwem, w sytuacji, gdy na kimś trzeba będzie oprzeć przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę. W ćwierćfinale Trefl zagra z MKS-em Dąbrowa Górnicza, z którym w rundzie zasadniczej zagrał dwa kapitalne spotkania i oba wygrał. W obu meczach błyszczał Andy Van Vliet. Czy będzie liderem Trefla w play-off?
To nic pewnego, bowiem dąbrowianie wcale nie zamierzają składać broni w ćwierćfinale. To był kapitalny kwiecień podopiecznych trenera Borisa Balibrei, którzy wygrali 4 z 5 spotkań. Choć rywalami były zespoły z dołu tabeli, dobra seria musi budzić respekt i zdecydowanie podnosi pewność siebie. Transfery obcokrajowców z rewelacyjnym Markiem Garcią na czele to same „winnery”, a przy solidnych zawodnikach rośli także zawodnicy krajowej rotacji – Dominik Wilczek i Dawid Słupiński zanotowali najlepszy sezon w karierze. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a ćwierćfinał Orlen Basket Ligi ma prawo rozpalać wyobraźnię kibiców z Dąbrowy Górniczej. Najciekawsza para? Z pewnością oraz szansami na największą niespodziankę.
Podium po rundzie zasadniczej zamknęła Arged BM Stal Ostrów Wielkopolski. Drużyna trenera Andrzeja Urbana może być czarnym koniem play-off. W drugiej części sezonu „Byki” dwukrotnie pokonały Anwil – raz w lidze i raz w pucharze. W ostatnim meczu sezonu ostrowska ekipa pokazała prawdziwą moc, gromiąc Zastal Zielona Góra różnicą 66 punktów!!! Transfery Litwina Laurynasa Beliauskasa i byłego reprezentanta Polski Tomasza Gielo były prawdziwymi gamechangerami. Razem ze zdrowym Aigarsem Šķēle ostrowianie mogą mocno namieszać w stawce i realnie myśleć o medalu. Kto wie, może nawet i złotym? Zanim jednak pojawi się namacalna szansa na zawieszenie krążka na szyi trzeba jeszcze pokonać w ćwierćfinale…
… Mistrza Polski sprzed dwóch lat, czyli WKS Śląsk Wrocław. Zespół trenera Jacka Winnickiego wrócił w kwietniu z bardzo dalekiej podróży. Przez niemal cały sezon wrocławianie znajdowali się poza czołową ósemką, realnie zbliżając się do dna tabeli. Kwiecień w wykonaniu Śląska to cztery wygrane w pięciu spotkaniach, w tym zwycięstwa z Treflem i właśnie Stalą. Wrocławska maszyna wróciła na dobre tory, ale czy to wystarczy na intensywną rywalizację ćwierćfinałową? Nic nie jest pewne, skoro jeszcze w grudniu ostrowskie „Byki” zmiażdżyły Śląska, wygrywając aż 57 punktami! Zapowiada się interesująca rywalizacja. W tej parze można spodziewać się nawet meczu nr 5.
Z przewagą parkietu do ćwierćfinału przystąpi obrońca tytuły, King Szczecin. Podopieczni trenera Arkadiusza Miłoszewskiego długo dochodzili do przyzwoitej dyspozycji, ale w ostatnich tygodniach znów można było zobaczyć gorszą stronę „Wilków Morskich”. Porażka w derbach ze Spójnią i dwie przegrane z Legią oraz Twardymi Piernikami Toruń dają sporo do myślenia przed startem rywalizacji o medale. Przed Andrzejem Mazurczakiem i spółką czas wielkiej próby. Niewielu zespołom w historii Polskiej Ligi Koszykówki udało się obronić mistrzowski tytuł. W XXI wieku zrobiły to dynastie Śląska i Prokomu, a także Stelmet Zielona Góra i Anwil. Czy King będzie kolejnym mistrzem back-to-back?
Najpierw jednak szczecinianie muszą uporać się z warszawską Legią – bezwzględnie najlepszym zespołem kwietnia z perfekcyjnym bilansem 5:0. Ekipa trenera Marka Popiołka jest w kapitalnej formie, zostawiając po drodze skalpy Anwilu, Śląska i – tak, tak – Kinga na ich terenie. Loren Jackson wniósł do zespołu nową energię, która procentuje na pozostałych graczy. Legia doskonale pamięta smak finałów sprzed dwóch lat, w który wówczas górą byli wrocławianie. W ostatnich trzech sezonach „Legioniści” docierali do półfinałów. Tym razem już na pierwszym kroku poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko. Mistrza z Warszawy nie było od 1969 roku.
Frajerem sezonu został Polski Cukier Start Lublin, który mając najmocniejsze karty w rękach powiedział „makao”. Niestety okazało się, że rywale grają w pokera. Porażki na własnym parkiecie z Czarnymi Słupsk oraz w ostatniej kolejce z Legią, zepchnęły lubelskie „Koziołki” poza czołową ósemkę. Kibice z Lublina wieszają psy na trenerze Arturze Gronku, który dysponując elitarnym na warunki OBL rozgrywającym, świetnym centrem i znakomitym strzelcem zza łuku zmarnował niepowtarzalną okazję na potencjalny sukces. Mimo identycznego bilansu 16:14 jak siódma Dąbrowa i ósma Spójnia, Lublin obejrzy play-offy w telewizji.
Dziki Warszawa, czyli sensacyjny beniaminek, kończy sezon z takim samym bilansem jak Start. Odbiór tego wyniku jest biegunowo inny. Warszawiacy byli rewelacja rozgrywek, plasując się przez dłuższy czas w czołówce tabeli. Frycowe zostało jednak zapłacone, ale Dziki wstydu nie przyniosły. Być może nieco większy budżet pozwoliłby drużynie trenera Krzysztofa Szablowskiego na lepszy rezultat końcowy, ale w końcu tak krawiec kraje jak mu materiału staje. Dobrze było jednak zobaczyć w akcji Dominica Greena, a przede wszystkim zdrowego Piotra Pamułę.
Po dwóch latach gry w krajowej elicie żegnamy się z Muszynianką Domelo Sokołem Łańcut. Podkarpacki zespół nie zdołał zbudować składu wystarczająco mocnego, aby rywalizować choćby z ligowymi średniakami. Zaledwie jedna wygrana w ostatnich dziesięciu meczach, a także ogólny bilans 5:25 to bardzo słaby rezultat. Na kartach historii Polskiej Ligi Koszykówki zapisze się jednak zawodnik Sokoła. Dzięki świetnemu występowi w ostatniej kolejce przeciwko Śląskowi Wrocław, Marcin Nowakowski został czwartym Polakiem z triple-double na koncie, na które złożyło się 12 punktów, 10 zbiórek i 11 asyst. Smaku dodaje fakt, że pierwszym był trener Nowakowskiego – Marek Łukomski.
Czas na play-off! Gra o medale rusza już 2 maja, a intensywność gier sprawi, że z ligowym basketem na naszym blogu spotkamy się w maju przynajmniej dwukrotnie. Trzymajcie rękę na pulsie.