Po pierwszej, bardzo udanej dla polskich tenisistów rundzie Australian Open, przyszła druga. I tu niestety powody do radości się wyczerpały niemal w całości…
Z piątki biało-czerwonych singlistów przez pierwszy etap turniejowego sita przeszła czwórka. Odpadła tylko Magdalena Fręch. 24-letnia tenisistka z Łodzi tylko raz w karierze przebrnęła I rundę wielkoszlemowej imprezy – w 2018 roku na kortach Rolanda Garrosa. Tym razem trafiła na Simonę Halep, więc jasne stało się, że awans będzie sensacją. Rumunka wywiązała się z roli faworytki i choć Polka zawiesiła poprzeczkę dość wysoko, grając naprawdę przyzwoity tenis, to finalnie skończyło się wynikiem 6:4; 6:3 dla Halep.
Do kolejnej rundy awansowali za to pozostali Polacy. Hubert Hurkacz przegrał wprawdzie seta z Jegorem Gierasimowem, ale w całym meczu okazał się lepszy. Wygraną 3:1 przypieczętował pięknym wolejem w locie na wagę kluczowego break pointa. Trudno było się spodziewać, że 69. w światowym rankingu Adrian Mannarino okaże się przeszkodą nie do przejścia. Niestety, Hurkacz zagrał fatalny mecz. Nie był sobą od początku do końca. Popełniał całą masę niewymuszonych błędów, a na dodatek nie był w stanie narzucić swoich warunków gry. To Mannarino królował na korcie i po raptem 125 minutach znalazł się w III rundzie, wygrywając 6:4; 6:2; 6:3. Dla rozstawionego z numerem 10 Hurkacza to kolejna klęska w Wielkim Szlemie. Jak do tej pory wrocławianin błysnął tylko raz – w zeszłorocznym Wimbledonie, gdzie doszedł do półfinału. Na ogół odpadał w jednej z pierwszych dwóch rund. Tak stało się także i teraz. Zresztą, potwierdza to ogólny bilans meczów Huberta w Wielkim Szlemie. 13 zwycięstw i 15 porażek. Dla zawodnika, który aspiruje, by odgrywać czołową rolę w światowym tenisie, to koszmarna statystyka.
Hubert Hurkacz w turniejach wielkoszlemowych
Australian Open: 1R, 2R, 1R, 2R
Roland Garros: 2R, 1R, 1R, 1R
Wimbledon: 1R, 3R, półfinał
US Open: 2R, 1R, 2R, 2RNie jest to najlepsze zestawienie.
— Dawid Żbik (@DawidZbik) January 19, 2022
Ze świetnej strony w I rundzie pokazał się Kamil Majchrzak. Rozbił on notowanego na podobnym poziomie w rankingu ATP doświadczonego Włocha, Andreasa Seppiego. Dwa pierwsze sety Majchrzak wygrał tracąc po jednym gemie. W trzeciej partii zwyciężył 7:5. To była absolutna przepaść. Takim występem Kamil narobił nam apetytów, ale w nocy ze środy na czwartek czasu polskiego sen się skończył. Alex De Minaur, rozstawiony z numerem 32 reprezentant gospodarzy, ograł naszego zawodnika w trzech setach – 6:4; 6:4; 6:2. Bez wstydu, ale niestety również bez pozytywnej niespodzianki, której pragnęliśmy tym mocniej, że przecież dzień wcześniej z turniejem pożegnał się Hurkacz.
Drogą Hurkacza i Majchrzaka poszła także Magda Linette. 29-letnia poznanianka przebrnęła przez pierwszą rundę, pokonując Łotyszkę Anastasiję Sevastovą 6:4; 7:5. W II rundzie rywalką Linette była rozstawiona z numerem 25 Daria Kasatkina z Rosji. 80 minut rywalizacji wystarczyło Kasatkinie, by wyeliminować Polkę z imprezy w Melbourne – 6:2; 6:3 i koniec marzeń.
Na całe szczęście jest jeszcze Iga Świątek. Tutaj złych wiadomości póki co nie ma. Polka w zeszłym roku za każdym razem w turniejach Wielkiego Szlema dochodziła do drugiego tygodnia rywalizacji i teraz także jest na dobrej drodze, by to powtórzyć. Świątek rozbiła Harriet Dart z Wielkiej Brytanii 6:3; 6:0, a następnie 6:2; 6:2 Rebeccę Peterson ze Szwecji. Teraz Iga będzie miała okazję pomścić Magdę Linette, bowiem zmierzy się z Kasatkiną. Całe tenisowe kciuki Polski teraz ściskane są już wyłącznie za triumfatorkę French Open 2020.