Skip to main content

Iga Świątek była faworytką ćwierćfinałowego spotkania Australian Open. Po drugiej stronie kortu stała zawodniczka drugiej setki światowego rankingu, Kaia Kanepi. Na Rod Laver Arena przekonaliśmy się jednak, jak bardzo złudny potrafi być ranking.

Kanepi po drodze do ćwierćfinału pokonała między innymi Angelique Kerber i Arynę Sabalenkę, a to bardzo konkretne rezultaty. Było wiadomo, że nie znalazła się w najlepszej ósemce przypadkiem i że postawi Świątek trudne warunki. Ale chyba mało kto przypuszczał, że skończy się to maratońskim jak na kobiecy tenis, trzygodzinnym meczem. A tak właśnie było.

36-letnia Kanepi wygrała pierwszą partię. Zdecydowało przełamanie przy stanie 3:3. W kolejnym gemie łatwo podwyższyła na 5:3. O tym, że Świątek czeka arcytrudne zadanie przekonaliśmy się w kolejnym gemie, który trwał – bagatela – 15 minut! Polka wybroniła pięć piłek setowych i wygrała. W kolejnym gemie przy serwisie Kanepi Polka znów broniła się jak mogła – tym razem obroniła cztery setbole, ale przy piątym skapitulowała. Po ponad godzinie walki na korcie doświadczona Estonka była bliżej półfinału. Do tej pory w swojej bogatej karierze nigdy nie doszła do takiego etapu wielkoszlemowego turnieju w singlu!

Można było snuć pesymistyczne wizje, bo Kanepi imponowała mocnym serwisem i równie silnymi uderzeniami z forehandu. Nawet niektórzy czołowi tenisiści nie uderzają piłek z taką mocą, a to dość znamienna statystyka. Zmora Świątek w zeszłym sezonie była podobnie grająca Maria Sakkari. Kto zatem zdecydował się zarwać noc, by kibicować zawodniczce z Raszyna, ten po pierwszym secie miał prawo stracić wiarę.

Drugi set? Rozpoczął się od dwóch kolejnych przełamań. W czwartym gemie doszło do trzeciego i Świątek prowadziła 3:1, a potem podwyższyła na 4:1. Wydawało się, że sytuacja na korcie normalizuje się i znacznie wyżej notowana Iga przejmie inicjatywę. Ale Kanepi odrobiła stratę. Od tego momentu obie pomknęły już do tie-breaka bez żadnych break pointów. Świątek stała więc nad przepaścią. Na szczęście decydujący gem okazał się jej popisem. Potwierdziło się, że jest lepiej przygotowana fizycznie i dominuje w wielu wymianach. Wygrała tie-breaka do dwóch, więc o awansie do półfinału miał przesądzić trzeci set.

Teraz szala przechylała się w kierunku dużo młodszej Świątek. Jakby na potwierdzenie tego Kanepi przegrała już pierwszego gema serwisowego. Ale serwis przestał być w ogóle jakimkolwiek atutem pań. W trzecim secie tylko trzy z dziewięciu gemów zakończyły się zwycięstwami serwujących. Na szczęście dwa z nich na korzyść Świątek, która wygrała tę partię 6:3. Ostatni punkt w meczu wybroniła w heroiczny sposób i doczekała się błędu rywalki.
 

Polka nie będzie miała za wiele czasu na regenerację po tej batalii. Na kort wyjdzie już jutro, a w meczu o finał Australian Open zmierzy się z 28-letnią Amerykanką, Danielle Rose Collins. Ta w ćwierćfinale dość gładko poradziła sobie z weteranką, Alize Cornet. To jednak Świątek dźwigać będzie na barkach presję bycia faworytką. Jej rywalka zajmuje 30. miejsce w WTA, podczas gdy Świątek jest w pierwszej dziesiątce. Collins powtarza właśnie swoje najlepsze osiągnięcie – w 2019 roku także dotarła do półfinału w Melbourne. Świątek zna smak wielkoszlemowego zwycięstwa, chociaż na zupełnie innej nawierzchni.

 

Related Articles