Skip to main content

To, co w pierwszej rundzie Wimbledonu zrobił Hubert Hurkacz, nie mieści się w głowie. Grał bardzo źle, żeby nagle z niczego odpalić, obronić trzy meczbole i spektakularnie wrócić do meczu. W piątym secie cały swój imponujący come back na własne życzenie zmarnował i odpadł z Alejandro Davidovichem Fokiną.

Nasz tenisista był murowanym faworytem, wygrał turniej w Halle, a rok temu zaliczył półfinał Wimbledonu. Davidovich Fokina rok temu rozstawiony był z 30. i przegrał po pięciosetówce z kwalifikantem z USA, Denisem Kudlą. Wygrana z Hubertem jest jego pierwszą w seniorskim Wimbledonie. Tak naprawdę to powinien to wygrać bardzo gładko, w trzech setach i na tym historia tego spotkania powinna się skończyć. Hurkacz grał słabiutko pierwszym serwisem, zwłaszcza w drugim secie, popełniał mnóstwo niewymuszonych błędów i dawał się zaskoczyć przeciwnikowi, który co prawda wygrał juniorski Wimbledon 2017, ale jego ulubioną nawierzchnią jest mączka. Przy stanie 5:3 w trzecim secie miał aż trzy piłki meczowe i w jednej z nich postanowił… odbić sobie lekceważąco piłkę pomiędzy nogami. Nagle zrobiło się 40:40 po dobrych returnach Polaka, spanikowany Hiszpan popełnił podwójny błąd serwisowy, a potem bez sensu pobiegł do siatki i dał się minąć passing shotem.

Od tego gema Hurkacz uwierzył w come back i zaczął grać dużo lepiej. Za chwilę zaczął walić asa za asem, a przecież we wcześniejszych gemach kompletnie mu ten serwis nie siedział. A wtedy… mecz po raz drugi przerwały opady deszczu. Hurkaczowi spadł on z nieba w idealnym momencie. Było 5:5, a w przerwanym gemie 15:15, ale przez prawie półtorej godziny Davidovich Fokina musiał rozpamiętywać co takiego odstawił przy swoich meczbolach i w jaki sposób wypuścił z rąk zwycięstwo. A Hurkacz przeciwnie, mógł się cieszyć, że w ogóle jeszcze gra. Kiedy deszcz ustał, to Hurkacz wrócił do swoich najlepszych zagrań. Popisał się świetnym wolejem, a potem przełamał przeciwnika na 6:5. Później wszedł serwować i zaczął strzelać, jak z armaty. Trzy asy z rzędu i jeden wygrywający serwis dały mu seta kontaktowego.

Fokina wciąż nie mógł się odnaleźć po tak zmarnowanej szansie na szybkie 3:0 i rozpamiętywał to sobie w głowie tak mocno, że na dzień dobry popełnił dwa podwójne błędy serwisowe. Czwarty set trwał zaledwie 24 minuty. Wszystko przez błyskawicznie rozgrywane gemy. Hubert miał dwa break pointy i oba wykorzystał, a poza tym wygrywał szybko, łatwo i przyjemnie. Siedział mu serwis i zmienił się bardzo styl jego gry, Polak nie biegał już po 15 razy do siatki. Punktował serwisem, grał głównie z głębi kortu i skutecznie punktował drugie podanie rywala. Fokina miał tylko 35% trafionego pierwszego serwisu, a Hurkacz odważnie szedł returnem. Wydawało się, że już nie może tego przegrać w taki sposób odmieniając swoją sytuację i popisując się takim niesamowitym come backiem.

Ale niestety… przegrał. Można mieć zarzut do Hurkacza za momentami bezmyślne marnowanie challengów przy kilkudziesięciocentymetrowych autach. Na przykład w drugim secie miał bardzo ważnego gema na 5:5, gdzie nie miał już możliwości sprawdzenia. Podniósł rękę, sygnalizując challenge, ale nie miał go w posiadaniu i tylko złapał się za głowę. Były dwie takie akcje i to jedna po drugiej. W ostatnim secie taka sytuacja się powtórzyła. Hurkacz znów zmarnował bez sensu wszystkie swoje próby, a później w bardzo potrzebnym momencie, gdy serwował na 6:4 i posłał backhand blisko linii – znów nie mógł sprawdzić. Przegrał swój serwis i tym razem to Fokina wrócił do meczu. Później Polak prowadził jeszcze w tzw. super tie-breaku, który gra się do 10 punktów – 7:4. Przegrał jednak pięć piłek z rzędu, grając zbyt pasywnie i w konsekwencji odpadł z Wimbledonu w pierwszej rundzie!

 

Related Articles