Skip to main content

Czwarta runda albo – jak kto woli – 1/8 finału to dwa trudne pojedynki polskich tenisistów. Hubert Hurkacz ostatecznie nie dał rady i odpadł z Casperem Ruudem, a Iga Świątek musiała się sporo namęczyć z 19-letnią Chinką Zheng. Polska liderka spędziła na korcie aż 2h i 40 minut, a to niecodzienne.

Hubert Hurkacz – Casper Ruud 2:6, 3:6, 6:3, 3:6

To, co Hurkacz prezentował we French Open w poprzednich latach to najdelikatniej mówiąc… obciach. Tenisista z szerokiej czołówki, który rok w rok odpada w pierwszej rundzie? Rok temu przegrał z kwalifikantem, Van De Zandschulpem, który wówczas zajmował 154. pozycję w rankingu. Na malutkie usprawiedliwienie Polaka można dodać, że Holender w tej chwili przebił się aż do TOP30, zaliczając kilka niezłych turniejów. Głównie mowa o ćwierćfinale US Open, gdzie potrafił pokonać Caspera Ruuda i Diego Schwartzmana, a zatrzymał się dopiero na Miedwiediewie. W każdym razie na tamten moment Hurkacz przegrał z mało znaczącą postacią. W 2020 roku po morderczym boju, który zakończył się w ostatnim secie wynikiem 11:9, wyeliminował go Tennys Sandgren, wówczas nr 48, a Polak miał tam dwie piłki meczowe. Przegrał z tym samym facetem, którego wyeliminował w swoim pierwszym French Open i tamta druga runda z 2018 roku była dotychczas jego życiówką. Cienizna. 2019 można zdecydowanie wybaczyć, bo dopiero zaczynał przebijać się do tenisa, a trafił na Novaka Djokovicia, więc nie miał szans. French Open było przekleństwem Huberta.

W tym roku wrocławianin nie zatrzymał się ani na pierwszej, ani na drugiej, ani nawet na trzeciej rundzie, ale na czwartej, mocno poprawiając sobie życiówkę. Ruud był świeżo po pięciosetówce, a Hurkacz do tego etapu wygrywał wszystko po 3:0. Ale w pierwszym secie to Polak wyglądał na ospałego, grał bardzo niepewnie i przegrał na dzień dobry dwa swoje serwisy, w tym jeden podwójnym błędem serwisowym. Ostatnia piłka niech będzie podsumowaniem tego seta – nieudany skrót przy break poincie Ruuda i przegrany serwis. Drugi set to pierwszy serwis Hurkacza na poziomie 43%, czyli słabiutki. Znów zaczął źle, nie czytał gry, popełniał dziwne błędy i znów przegrał już pierwsze podanie po bardzo ładnym backhandzie Ruuda w linię. To był ten gem, w którym otrzymał ostrzeżenie od sędziego za złamanie przepisu 25 sekund serwisu. Wyraźnie się z tym nie zgodził i zaczął dyskusję. Kontynuował jeszcze temat, rozmawiając o tym z przedstawicielem turnieju. Mógł być zdenerwowany, bo po 16 minutach przegrywał już 0:3. Tamto przełamanie okazało się kluczowe, bo było jedynym w secie. Norweg wygrywał spokojnie, obronił tylko jednego ważnego break pointa, po którym to właśnie wyszedł na prowadzenie 3:0. Potem rutynowo punktował Huberta.

Hurkacz przebudził się w trzecim secie. Bardziej zaczął mu “siedzieć” serwis (58%) i pewniej wygrywał swoje podania, a jedno nawet “na sucho”. Popełnił tylko pięć błędów niewymuszonych, częściej kończył akcje i wreszcie zaczął brylować przy siatce. W zasadzie poprawił każdy element gry. Gra przy siatce, trochę szczęśliwa, dała mu przełamanie na 4:2.  Polak trzymał swój serwis, a w trudnych sytuacjach, jak przy wyjściu na 5:2, funkcjonował wreszcie serwis. Seta przyklepał gładko, do zera.

W czwartej partii… cóż, zawalił w jednym konkretnym momencie, bo grał już wyraźnie lepiej. Miał już jedno przełamanie, wygrane pięknym backhandem i swój serwis na 3:1 i to przy 40:15. Wtedy popsuł dwie proste piłki, z czego druga to banalny smecz trafiony gdzieś daleko w aut. I od tej chwili się posypał… przegrał swoje podanie, później kolejne, a jeszcze następne cudem obronił. Ruud swoje gemy serwisowe wygrywał łatwiutko. Ten smecz to moment meczu. Hurkacz mógł mieć 3:1, a zrobiło się z tego 2:2 i zjadły go nerwy, wrócił ten Hubert z dwóch pierwszych setów. To był gotowy przepis na pożegnanie z Rolandem Garrosem.

Iga Świątek – Qinwen Zheng 6:7, 6:0, 6:2

No musiała się trochę naganiać Iga Świątek. To nie była taka dominacja, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Pierwszy set to poziom niesamowity, Chinka grała jakby była zawodniczką ze światowej czołówki. Odrobiła wynik od stanu 0:3, a później 2:5. Można było się trochę zaniepokoić, bo rozstawiona z numerem 74 Chinka prezentowała się nieźle. To nie tak, że Świątek grała jakoś beznadziejnie. To 19-letnia Zheng równała poziomem do liderki rankingu. Mecz bazował na długich wymianach, a wszystkie statystyki były bardzo wyrównane. Świątek miała już 5:3, 40:15 i serwowała, ale Chinka się dobrze obroniła. Przy jednej z piłek setowych Polka popełniła podwójny błąd serwisowy. Wyrzucała też piłkę na aut przez to, że trochę nie potrafiła ocenić jaki jest jej kozioł przy konkretnych zagraniach. Zmarnowała trzy piłki setowe i zrobiło się 5:4. Chinka dawała radę przy długich wymianach, dobrze biegała, pokazywała dużą pewność siebie, jak na przykład przy pięknym skrócie na 30:30 w dziesiątym gemie, za co dostała ogromne owacje. Obroniła serwis i miała 5:5. Świątek grała swój najtrudniejszy mecz od dawien dawna. Robiło się nerwowo, bo przy 5:5 Zheng miała dwa break pointy, ale najpierw as, a potem agresja przy kolejnej wymianie dały Polce wyrównanie. Iga wymęczyła gema na 6:5, ale jeszcze bardziej wymęczyła go Zheng na 6:6. Polka miała sporo szans na zamknięcie seta i wszystkie zawaliła. Zheng przegrywała 0:30, a potem obroniła dwa break pointy. W tie-breaku Świątek mocno pokpiła sprawę. Miała 5:2 i przegrała aż pięć piłek z rzędu, przez co straciła seta po dziewięciu kolejnych meczach wygranych 2:0.

O drugim secie nie ma się co rozpisywać. Chinka za dużo z siebie dała w pierwszym, dlatego padła fizycznie i nie była w stanie grać. Przegrała szybko trzy gemy i poprosiła o przerwę medyczną, a później grała z zabandażowanym udem. Nic to nie dało, bo set skończył się błyskawicznie. Zheng postawiła się tylko w drugim gemie, a resztę przegrała z kretesem. W drugim gemie zdobyła więcej punktów niż we wszystkich innych, miała tam dwa break pointy, a w sumie pięć wygranych piłek. W pięciu pozostałych wygrała zaledwie trzy. Świątek pewnie zastanawiała się, czy rywalka skreczuje i podda mecz, bo wyraźnie nie była w stanie już tak ochoczo biegać po korcie. Długie dotychczas wymiany skracała, mecz przestał być płynny, a stał się bardzo rwany. Dlatego tak ważne było utrzymanie koncentracji w kolejnej partii. Nie wiadomo było, czy Zheng na nią w ogóle wyjdzie. Ściągnęła bandaż i zaczęła grać trochę lepiej, ale była w stanie ugrać tylko dwa gemy i to nie w łatwy sposób, bo w obu broniła break pointy. Po pięciu gemach było 3:2 z przełamaniem dla Igi i jedno przełamanie na jej koncie, ale nie wolno było się rozluźniać, mając w głowie niedyspozycję przeciwniczki. Na szczęście Świątek jest w tym sezonie mentalną mistrzynią. Wygrała trzy kolejne gemy i w konsekwencji swój 32. mecz z rzędu. Nerwów na pewno się najadła, ale koniec końców ćwierćfinał jest jej. Na koniec aż krzyknęła głośne “jazdaaaa” w kierunku trenera, bo zeszło z niej spore ciśnienie. Jeszcze dwa mecze do rekordu Sereny Williams. Ten pierwszy w walce o półfinał French Open zagra w środę z Jessicą Pegulą.

Related Articles