Skip to main content

To była zdecydowania dobra środa dla biało-czerwonych w Melbourne. Iga Świątek i Hubert Hurkacz zameldowali się w III rundzie Australian Open, a Magda Linette w II. Nie obyło się jednak bez emocji.

Te towarzyszyły przede wszystkim spotkaniu Hurkacza. Polak rozpoczął pojedynek z Lorenzo Sonego przed południem czasu polskiego, a skończył po 15:00. Pięciosetowy bój niemal dobił do czterech godzin. Hurkacz zaczął nerwowo i poniżej swojego poziomu. Niespecjalnie pomagał mu serwis, który zwykle jest jego potężną bronią. W efekcie Polak przegrał pierwszą partię, a w drugiej cudem urwał się ze stryczka. Sonego, który do tego momentu nie stracił swojego podania w tym turnieju, serwował by prowadzić 2:0 w setach. Ale wtedy Hurkacz wzniósł się na wyżyny. Odrobił stratę przełamanie i doprowadził do stanu 5:5, a za chwilę 6:5 na swoją korzyść. Mecz został przerwany na kilka chwil przez deszcz, a gdy panowie wrócili na kort, Sonego doprowadził do tie-breaka. W nim to Hurkacz zachował więcej zimnej krwi i wygrał do trzech.

Ale to nie był koniec problemów wrocławianina, który znów przespał kolejnego seta. Dał się przełamać Włochowi już przy pierwszym gemie serwisowym i za chwilę było 0:3 w plecy. Przy stanie 2:5 Hurkacz przegrał własny serwis po raz drugi i w marnym stylu stracił całą partię, przesuwając sobie ostrze noża centralnie na własne gardło.

Jednak Hubi pokazał też charakter i świetne przygotowanie fizyczne. Czwarty set rozpoczął się od straty serwisu, ale tym razem u Sonego. Hurkacz pilnował swojego serwisu i doprowadził do stanu 3:1, a następnie znów przełamał rywala. Po chwili łatwo wygrał swój gem i niektórzy już szykowali się na piąty set. Sonego najpierw wygrał gema na 2:5, a następnie niespodziewanie odrobił stratę jednego przełamania. Za chwilę mogło się zrobić gorąco, jednak Hurkacz odgryzł się i też przełamał rywala. Gra nerwów i zmęczenia zaczynała być widoczna gołym okiem. Finalnie 6:3 dla Hurkacza i piąty set stał się faktem.

Faktem było też to, że Polak był dużo lepiej przygotowany do trudów tak długiego meczu. Wytrzymał i fizycznie, i mentalnie, a z tym drugim u niego bywało różnie. Nie będziemy już przytaczać marnych statystyk Hurkacza w wielkoszlemowych imprezach. Oby w tym Australian Open te liczby nieco się poprawiły. Są na to szanse, bo w piątym secie zagrał po profesorsku. Znów przełamał Sonego przy pierwszej możliwej okazji i po chwili było 3:0, potem 4:1, potem 5:2. Polak nie stracił głowy ani na moment. Sonego nie miał w tym dość szybkim secie ani jednego break pointa. Ba, ani razu nie było równowagi. Serwis funkcjonował jak należy, Polak trafiał dużo trudnych piłek na centymetry, a Sonego nie miał szczęścia – kilka razy chybił o włos. W jednej z sytuacji poprosił o wizualizację zagrania Hurkacza wywołanego jako dobre. Z powodu problemów technicznych powtórki „close call” nie było, co dodatkowo poirytowało i tak wściekłego już Włocha. Wiedział, że ten mecz wymyka mu się z rąk.

Tym samym Hubert awansował do III rundy, co w Melbourne jeszcze nigdy mu się nie udało! Mamy nadzieję, że to jeszcze nie koniec wspinaczki w górę turniejowej drabinki. Teraz na Polaka czeka Denis Shapovalov.

Nocną sesję gier (z perspektywy kibica polskiego) otwierała Iga Świątek. Polka stanęła naprzeciwko Camili Osorio w Kolumbii. Nie był to specjalnie wymagający mecz dla liderki rankingu. Po ledwie kwadransie było już 4:0 dla Świątek. Potem rozpoczął się festiwal przełamań z obu stron i Iga wygrała tego seta 6:2. W drugim też większych emocji nie uświadczyliśmy. Osorio próbowała przełamać Świątek w pierwszym gemie, ale nie wykorzystała okazji. Przy stanie 2:1 to Polka powiększyła przewagę, odbierając serwis Kolumbijce. Sytuacja się powtórzyła kilka minut później i zrobiło się 5:1. Następne dwa gemy padły łupem Osorio, ale nasza tenisistka wiedziała, że nic złego jej tu nie spotka. Wygrała kolejnego gema i cały mecz zamknęła w niecałe półtorej godziny.

Gdy Świątek była już w III rundzie, Magda Linette nawet jeszcze nie rozpoczęła zmagań. Jej wczorajszy mecz został przełożony, o czym już pisaliśmy. To efekt zawirowań pogodowych, które spowodowały przesunięcia w harmonogramie gier. Linette rywalizowała z Mayar Sherif. Pierwszy set nie był łatwy, bo to Egipcjanka jako pierwsza przełamała serwis. Prowadziła 4:2, ale kolejne trzy gemy wygrała Linette. Sherif wyrównała na 5:5, ale Linette grała swój dobry tenis. Zamknęła tego gema bez konieczności gry w tie-breaku, wykorzystując już pierwszego break pointa w 12. gemie.

Drugi set to już spacerek. Ani się obejrzeliśmy, a nasza zawodniczka prowadziła 5:0. W szóstym gemie tej partii był nawet meczbol, ale nie udało się go wykorzystać. Co się odwlecze, to nie uciecze. Kolejnego gema Linette wygrało na sucho i wzorem Igi Świątek skończyła spotkanie przed upływem 90 minut.

Na Świątek w III rundzie czeka zawodniczka nr 100 rankingu WTA – Cristina Bucsa z Hiszpanii. Ten mecz dopiero w piątek. Już jutro o III rundę zagra Linette, której na drodze staje Anett Kontaveit. Oczywiście to wyżej notowana Estonka będzie faworytką, ale wydaje się, że Magda nie jest bez szans.

Tyle o biało-czerwonych. Wydarzeniem środy w Australii był niewątpliwie mecz Rafaela Nadala. Obrońca trofeum przegrał z kontuzją i rywalem. Nie mogąc poruszać się po korcie Rafa w trzech setach poległ w Amerykaninem Mackenziem McDonaldem. Mało to spodziewał się, że Hiszpan może ponownie triumfować w Australii, ale tak szybkie pożegnanie z turniejem to mimo wszystko niespodzianka, choć wobec problemów zdrowotnych Nadala, trudno się jej dziwić.

Related Articles