Nie wiemy, czy Iga Świątek wygra trwający właśnie Australian Open, ale wyszła z takich kłopotów w meczu z Danielle Collins, że o jej mocną psychikę możemy być spokojni. W III rundzie zameldowała się też Magdalena Fręch, która sprawiła niemałą niespodziankę. Dalej gra również Hubert Hurkacz, który wzorem Świątek musiał wychodzić z niemałych tarapatów.
Zacznijmy jednak od najbardziej emocjonującego meczu. W nocy ze środy na czwartek Iga Świątek stoczyła bój z Danielle Collins. Polka wylosowała niezwykle trudną drabinkę. W I rundzie musiała pojedynkować się ze zwyciężczynią AO z 2020 roku, Sofią Kenin, a Collins to przecież finalistka z 2022 roku, kiedy to notabene pokonała w półfinale Świątek. Z drugiej strony, była to jedyna wygrana Amerykanki z Igą na ich sześć starć.
W siódmym meczu obu pań było o włos od drugiej wiktorii Collins. W pierwszej partii Collins przełamała jako pierwsza, ale Iga błyskawicznie „odłamała”. Potem odebrała serwis rywalce raz jeszcze, by w 10. gemie zakończyć tego seta. 1:0 dla Polki, a zatem zgodnie z planem. Jednak od tego momentu, długo mało co szło zgodnie z planem. Wprawdzie pierwszy gem drugiej partii padł łupem Świątek, w dodatku przy serwisie Amerykanki, ale kolejnych pięć (sic) wygrała Collins. Iga z trudem odrobiła jedno przełamanie, broniąc przy okazji cztery piłki setowe, a niebawem wygrała też kolejnego gema. Trzeba było jednak dalej odrabiać straty. Nie udało się. Gema na 6:3 Collins wygrała na czysto.
Zatem o wygranej w meczu decydował ostatni set. Kłopoty zaczęły się od stanu 1:1, gdy Amerykanka przełamała Polkę, a następnie poprawiła na 3:1. Mało tego, za moment przełamała po raz drugi i Iga była jedną nogą poza turniejem, przegrywając 1:4. Świątek wygrała łatwo gema na 2:4, odrabiając jedno przełamanie, ale kluczowy okazał się siódmy gem. Było już 40:0 dla returnującej finalistki z 2022 roku. Była o jedną piłkę od prowadzenia 5:2 i serwowania po zwycięstwo w meczu. Iga wygrała pięć kolejnych piłek i doprowadziła jednak do stanu 3:4. Musiała jednak jeszcze raz przełamać. Podłamana przebiegiem poprzedniego gema Collins nie utrzymała serwisu i prowadzenia. Drugi break point został wykorzystany i zrobiło się 4:4! Było widać, że Iga złapała wiatr w żagle i nie odpuści. Błyskawicznie wyszła na 5:4. W dziesiątym gemie tego seta Collins zerwała się jeszcze do walki. Od stanu 15:40 obroniła dwa meczbole. Po kilku minutach był jednak trzeci i tego Iga już wykorzystała. Wygrała 6:4; 4:6; 6:4 po dreszczowcu, który kibice zapamiętają na długo. Pokazała wielki charakter i ma za sobą już dwa naprawdę szalenie trudne mecze. Oby był to kapitał na kolejne etapy walki w Melbourne. W III rundzie Iga zagra z Lindą Noskovą z Czech, która jest notowana na 50. miejscu w rankingu WTA.
Dużą i bardzo miłą niespodziankę sprawiła nam Magdalena Fręch, która nie była faworytką w meczu z bardziej doświadczoną i utytułowaną Caroline Garcią. Fręch również pokazała jednak hart ducha. W pierwszym secie przegrywała 0:2, 1:3 i 2:4, ale potem wygrała cztery gemy z rzędu, by sięgnąć po pierwszą partię w naprawdę dobrym stylu. Garcia była wyraźnie zaskoczona, ale abstrahując od dobrej gry Polki, Francuzka popełniała przede wszystkim zbyt dużo błędów własnych. W drugim secie obie panie trzymały swój serwis do stanu 3:3. Wtedy Garcia przełamała i utorowała sobie drogę do wygrania tej partii. Fręch odrobiła stratę. Przy stanie 5:5 ponownie Francuzka odebrała serwis Polce. Wydawało się, że teraz 19. rakieta światowego rankingu pójdzie po zwycięstwo, zwłaszcza że prowadziła również w kolejnym gemie 30:0! Nic bardziej mylnego. Fręch wygrała cztery piłki, przełamała rywalkę i doprowadziła do tie-breaka. W nim Francuzka walczyła przede wszystkim ze sobą. Znów popełniała błędy, a Fręch wykorzystała to bezlitośnie i wygrała 7:2, a cały mecz zamknęła w dwóch setach. W meczu o IV rundę Polka dla odmiany będzie faworytką – zagra z Anastasiją Zacharową, która zajmuje miejsce w końcówce drugiej setki rankingu.
Kto odespał solidnie nocne emocje z udziałem Igi, ten rano dostał kolejną porcję jazdy kolejką górską. Hubert Hurkacz pokonał Jakuba Mensika w pięciu setach. Czeski kwalifikant okazał się bardzo wymagającym przeciwnikiem – grał na naprawdę topowym poziomie. W pierwszym secie panowie nie dali się przełamać ani razu, o wszystkim rozstrzygnął tie-break, w którym poszło na przewagi. Mensik wznosił się na wyżyny, odgrywał niesamowite piłki i wygrał 11:9. Na szczęście najwyraźniej zachłysnął się tym zwycięstwem i w drugim secie grał dużo gorzej – Hurkacz wygrał łatwo 6:1. Trzeci set to powrót młodego Czecha na najwyższy poziom. Przy stanie 6:5 niespodziewanie przełamał Hubiego, wygrywając tym samym tę partię 7:5. Zrobiło się gorąco. Jednak powtórzył się scenariusz – po wygranym secie, w kolejnym Czech zagrał dużo słabiej i przegrał 1:6. Potrzeba było więc piątej partii do rozstrzygnięcia meczu. Prawem serii powinien wygrać Mensik, ale na szczęście to nie matematyka. W szóstym gemie Hurkacz odebrał rywalowi serwis i to przełamanie okazało się wystarczającą zaliczką, by spokojnie dowieźć prowadzenie do końca seta. 6:3 i w całym meczu 3:2 dla wrocławianina, który o IV rundę zagra z Francuzem
Cała trójka Polaków w meczach III rundy wystąpi w roli faworytów. Nie mamy nic przeciwko, by wywiązali się ze swojej roli. Trójka Polaków grająca o ćwierćfinał turnieju, to byłoby coś.