Trudno w to uwierzyć, ale Iga Świątek dopiero po raz pierwszy w życiu awansowała do ćwierćfinału Wimbledonu. Pokonała mistrzynię olimpijską z Tokio – Belindę Bencić 6:7 (4-7), 7:6 (7-2), 6:3. Nie była to łatwa przeprawa. Ponad 3h na korcie i dwie obronione piłki meczowe…
Belinda Bencić to damski odpowiedni Juana Martina del Potro. Wielki tenisowy talent, który mógłby osiągnąć zdecydowanie więcej, gdyby nie kontuzje. Szwajcarka szczyt kariery osiągnęła na ostatnich igrzyskach olimpijskich. Jest to bowiem singlowa mistrzyni z Tokio. Jeszcze większą niespodzianką był tam jej srebrny medal w deblu, wspólnie z Viktoriją Golubic. Mówiono o niej w kontekście następczyni Martiny Hingis, ale nigdy nie mogła w pełni oddać swojego potencjału. Weszła do kobiecego tenisa z buta w 2015 roku, jako 18-latka. Wypadła jednak z czołówki po operacji nadgarstka. W Wielkich Szlemach nie ma prawa czuć się spełniona. Raz dotarła do półfinału US Open. W lutym 2020 roku wylądowała na najlepszej w karierze, czwartej pozycji w rankingu WTA. Kręci się gdzieś w okolicach 10. miejsca. Zawsze jest tą groźną rywalką, która może odpalić i z którą należy się liczyć. Kiedy to zrobi?
Iga Świątek zwykle szybko radzi sobie z rywalkami, kiedy już wejdzie w trans. Łatwo przebrnęła przez trzy kolejne rundy, może trochę kłopotów sprawiła jej Petra Martić w końcówce drugiego seta, ale ostatecznie i tak zakończyło się wynikiem 2:0 i 1h 44 min na korcie. Tym razem pękły aż trzy godziny, a to skutek między innymi aż dwóch tie-breaków i kilku gemów, gdzie panie grały na przewagi. Polka wytrzymała najgorszy moment i obroniła dwie piłki meczowe w drugim secie. Bencić miała dwa break pointy na mecz, których nie wykorzystała. Świątek nie bała się grać w tych momentach odważnie. Przy pierwszej obronie ładnie rozprowadzała rywalkę do boków, a pomógł jej w tym całkiem ryzykowny bekhend, który był odpowiedzią na niezły return Szwajcarki w głąb kortu, gdzie przecież trawa jest już trochę wydeptana. Drugą meczówkę też uratowała świetnym bekhendem. W tie-breaku Bencić popełniała proste błędy (typu podwójny błąd serwisowy na koniec), a Świątek grała pewnie.
Tamte piłki meczowe i dość łatwo wygrany tie-break okazały się kluczowe w tym pojedynku, choć Bencić wcale się nie załamała i dobrze weszła w trzeciego, decydującego seta. Przegrała pierwszego gema, ale potem to ona strzelała z serwisu i mocno postraszyła Świątek w gemie numer trzy. Szwajcarka walczyła dzielnie i notowała świetne akcje. A to return, który smyrnął linię, a to wygrywający bekhend. Polka mimo to wymęczyła swojego gema na 2:1, a później coś się w grze Bencić posypało. Wcześniej strzelała serwisami jak z pocisków, aż tu popełniła dwa podwójne błędy w jednym gemie, które przyczyniły się do utraty serwisu. Świątek obroniła potem swój i miała prowadzenie 4:1. Od tamtego momentu nic wielkiego się już nie wydarzyło, wystarczyło wygrywać swoje podania. To ostatnie Iga wyciągnęła nawet od stanu 0:30 i zwyciężyła w całym spotkaniu… po raz pierwszy awansując do ćwierćfinału Wimbledonu.
Królestwem rankingowej jedynki jest French Open, czyli Roland Garros. Wygrała też zeszłoroczny US Open, a w Australian Open dotarła do półfinału. Przekleństwem pozostawał Wimbledon, w którym rok temu jej się nie powiodło. Miała szczęście, że nie był on punktowany w rankingu, choć natłukla tyle punktów, że i tak nie miało to w poprzednim sezonie znaczenia, ale dzięki temu przewaga nad resztą wyglądała jeszcze lepiej. Świątek przełamała w 2023 roku złą passę. Przede wszystkim może cieszyć, że była w stanie wybrnąć z naprawdę beznadziejnego momentu. W tym nie pomogła jej rywalka, ale ona sama obroniła się świetnymi akcjami. Jeżeli wygra kolejne spotkanie ze Switoliną, to zaliczy na jednym turnieju tyle samo zwycięstw w Wimbledonie, co… wcześniej w całej karierze. Oczywiście ma to też związek z tym, że w 2020 roku turniej się nie odbył, ale i tak jest to wymowne, że to może być rok przełomowy dla Igi na trawie.