Jessica Pegula była pierwszą wysoko notowaną rywalką Igi Świątek podczas tegorocznego US Open. Obawy przed meczem okazały się jednak nieuzasadnione. Polka po raz trzeci w tym sezonie ograła Amerykankę, choć mecz miał nietypowy przebieg, a szczególnie druga partia, którą można określić mianem derbów returnu.
O losach pierwszego seta zdecydował najprawdopodobniej piąty gem, który Świątek przegrała przy własnym serwisie. Tak pobudziło ją to do dobrej gry, że od stanu 2:3 wygrała kolejne cztery gemy, dwukrotnie przełamując Pegulę. Ba, w tych czterech gemach Świątek przegrała zaledwie cztery piłki. Popis gry i liderka rankingu była już w połowie drogi do najlepszej czwórki turnieju w Nowym Jorku.
Drugi set okazał się trudniejszy i bardzo dziwny. Powszechnie wiadomo, że w kobiecym tenisie serwis jest mniejszym atutem niż w męskim, bo zawodniczki uderzają z mniejszą siłą. Ale takie sytuacja jak ta, szczególnie na najwyższym poziomie, zdarzają się rzadko. Świątek i Pegula wygrały swoje gemy serwisowe… zaledwie raz. Pegula broniąc trzy break pointy wyszła na 3:2, Świątek wyrównała na 3:3. I tyle. Wszystkie pozostałe podania kończyły się przełamaniami i sprawiedliwie doszło do tie-breaka.
Myślicie, że tutaj coś się zmieniło? A gdzie tam! Pierwszych pięć piłek wygrywała returnująca! Świątek udało się wygrać jedną piłkę przy swoim podaniu i podwyższyła na 4:2, a po chwili znów dwie piłki wygrywała zawodniczka odbierająca serwis. Zrobiło się 5:3 dla Świątek. W końcu i Pegula zdobyła punkt przy własnym podaniu. 5:4. Jednak wtedy Iga pokazała dlaczego jest liderką rankingu. Zachowała zimną krew i nerwy na wodzy. Wygrała dwie kolejne wymiany i zameldowała się w półfinale US Open.
Świątek o finał turnieju zagra z Aryną Sabalenką. Ten mecz już dziś w nocy. Białorusinka w ćwierćfinale ograła Karolinę Pliskovą w dwóch setach. Na pewno jest mocna i głodna gry, po tym jak ze względu na swoją narodowość nie mogła wystąpić w Wimbledonie. Drugą parę półfinałową stanowią Ons Jabeur i Caroline Garcia.
W półfinałach panów zobaczymy pojedynki Karen Chaczanowa z Casperem Ruudem i Francesa Tiafoe z Carlosem Alcarazem. Ten ostatni stoczył epicki, ponad pięciogodzinny bój z Jannikiem Sinnerem. W czwarty secie Włoch miał piłkę meczową, ale ją zmarnował, dał się przełamać i finalnie przegrał tę partię. W piątym secie emocje sięgały zenitu, ale więcej zimnej krwi w kluczowych momentach miał Hiszpan. Ten mecz był wspaniałą reklamą nowej generacji tenisistów, którzy na długie lata mogą przejąć schedę po abdykujących już gigantach.