
US Open jest już w decydującej fazie. Przed nami półfinały turnieju mężczyzn oraz finał kobiet. W stawce nie ma już polskich zawodników, ale dzieje się dużo. Szczególnie zaskoczyły rozstrzygnięcia w turnieju pań.
Faworytki odpadały systematycznie od samego początku imprezy. W 1/8 finału bukmacherzy za główną faworytkę uznawali już Igę Świątek, ale niestety Polka po zaciętym meczu uległa Belindzie Bencić. Jednak jeśli ktoś myślał, że szwajcarska mistrzyni olimpijska dorzuci do swojej gabloty kolejne trofeum w krótkim czasie, to mocno się pomylił. W ćwierćfinale Helwetka uległa Emmie Raducanu. Nic zatem dziwnego, że wszyscy faworytkę widzieli w drugiej rakiecie rankingu WTA, Arynie Sabalence.
Ale i Białorusinka nie wygra US Open. W ćwierćfinale ograła wprawdzie Barborę Krejcikovą, ale w półfinale niespodziewanie uległa Leylah Annie Fernandez. Kanadyjka to ledwie 73. zawodniczka rankingu, która startowała w Nowym Jorku nierozstawiona. 19-latka zrobiła jednak furorę, bo po drodze do finału z turnieju wyrzuciła zawodniczki o bardzo głośnych nazwiskach – Naomi Osakę, Angelique Kerber, Elinvę Svitolinę i wreszcie rzeczoną Sabalenkę, z którą stoczyła blisko dwuipółgodzinny bój.
Z kim Fernandez zmierzy się w walce o zwycięstwo na kortach Flushing Meadows? Tym razem nie będzie to topowa zawodniczka. Do finału niespodziewanie weszła wspomniana wcześniej Raducanu, która w półfinale poradziła sobie łatwo z Greczynką Marią Sakkari. Mecz trwał 1:25 i skończył się wynikiem 6:1; 6:4. Oczywiście to Sakkari była faworytką – to w końcu nr 18 rankingu WTA, podczas gdy Raducanu jest dopiero na 150. miejscu. Brytyjka ma jednak ledwie 18 lat, zatem tegoroczny US Open przynosi sensacyjny finał nastolatek. Warto dodać, że dla Raducanu to dopiero drugi wielkoszlemowy turniej w życiu – na tegorocznym Wimbledonie dała się poznać z dobrej strony, odpadając dopiero w IV rundzie. Fernandez ma w tym względzie ciut większe doświadczenie. Dość powiedzieć, że rok temu grała w US Open, dochodząc do II rundy. Niemniej jednak typowanie faworytki tego finału to jak wróżenie z fusów.
Niemal tradycyjnie u mężczyzn niespodzianek jest znacznie mniej. Dziś w nocy dwa półfinały. Jedynie obecność Felixa Auger-Aliassime może stanowić niespodziankę, ale mówimy w końcu o 15. rakiecie rankingu ATP. Rozgrywa on dobry sezon i mówienie o nim w kontekście sensacji było przesadą. To 21-latek, przed którymi rysuje się naprawdę świetlana przyszłość w tenisie. Kanadyjczyk w ćwierćfinale zatrzymał sensację turnieju, 18-letniego Hiszpana Carlosa Alcaraza. Umęczony Alcaraz nie dał rady fizycznie i skreczował w drugim secie z powodu bólu uda.
Auger-Aliassime zagra dziś z Daniłem Miedwiediewem. Rosjanin bardzo pewnie awansował do najlepszej czwórki, gubiąc po drodze raptem jednego seta. Inna sprawa, że jego rywale byli za każdym razem dużo niżej notowani w rankingu. Kanadyjczyk powinien postawić poprzeczkę znacznie wyżej.
W drugim półfinale hit i jednocześnie rewanż za niedawny turniej olimpijski w Tokio. Novak Djoković uległ wtedy Alexandrowi Zverevowi. Teraz będzie chciał się odegrać i w niedzielę zagrać o realizację swoich marzeń – wygranie czterech Wielkich Szlemów w jednym roku. To nie udało się żadnemu mężczyźnie od ponad 50 lat! Opromieniony sukcesem na igrzyskach Zverev radzi sobie jednak doskonale i na pewno będzie wielkim wyzwaniem dla lidera rankingu. Ten mecz to tenisowy must-watch, nawet kosztem zarwanej nocki.