Skip to main content

W 2020 roku młodziutka Iga Świątek wygrała French Open i dostąpiła zaszczytu wystąpienia na oficjalnej ceremonii u boku swojego idola, Rafaela Nadala, który właśnie wygrał ten turniej po raz 13. w karierze! Za kilka dni może dojść do powtórki, choć już w nieco innej rzeczywistości.

Świątek jest już bowiem powszechnie znaną zawodniczką, liderką światowego rankingu i materiałem na gwiazdę, która będzie rozdawać karty w tej dyscyplinie przez wiele lat, tak jak przez wiele lat na topie jest Nadal. Wczoraj Hiszpan potwierdził swoje mistrzostwo na ceglastej mączce, ogrywając w epickim boju Novaka Djokovicia. Dziś Świątek pokonała zaś Jessicę Pegulę i także awansowała do półfinału.

Starcie Nadala z Djokoviciem to tenisowy klasyk. Jego 59. odsłona zostanie zapamiętana na długo. Mecz stał na niebotycznym poziomie. Panowie się starzeją, ale po ich grze tego nie widać. Spędzili na korcie ponad 4 godziny, a nie była to pięciosetówka! Ale nic dziwnego, skoro niektóre gemy trwały ponad 10 minut, a jeden nawet 20! Złapał kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma… I tak to wyglądało.

Nadal lepiej wszedł w mecz. Już na „dzień dobry” przełamał Djokovicia, choć gem otwarcia trwał długo. Trzeci break point okazał się skuteczny. Przy stanie 2:1 Hiszpan sam musiał bronić dwa break pointy – zrobił to i wyszedł na 3:1, a zaraz potem odebrał serwis Serba. Set był w zasadzie załatwiony i skończył się wynikiem 6:2 na korzyść trzynastokrotnego zwycięzcy French Open.

Drugi set rozpoczął się dla Djokovicia jeszcze gorzej. Znów przegrał pierwszego gema, który ciągnął się w nieskończoność. Siódmy break point Nadala został wykorzystany. Mało jednak tego, bo Nole przegrał także drugiego gema serwisowego i zrobiło się 0:3. Rafa grał na takim poziomie, że można było zakładać łatwe zwycięstwo w trzech setach. Ale, zaraz zaraz. Łatwe zwycięstwo z Djokoviciem? To brzmi jak oksymoron. Serb zabrał się do roboty. Wygrał trzy cztery kolejne gemy, odrabiając dwa przełamania. Szósty gem znów ciągnął się jak brazylijski serial. Dopiero piąty break point Serba dał mu upragnione zwycięstwo. Przy stanie 5:4 Nole znów dokręcił śrubę. Wywarł presję na serwującym rywalu. Pierwsza piłka setowa została zmarnowana, ale druga już nie. Lider rankingu wyrównał stan meczu na 1:1. Kto stawiał na faworyzowanego Djokovicia ten odetchnął z ulgą, bo wyglądało na to, że Novak wszedł już na swój odpowiedni, czyli nieosiągalny dla niemal wszystkich, poziom.

Ale ten mecz miał kilka punktów zwrotnych. W trzecim secie Djoković znów na „dzień dobry” przegrał własny serwis. Sytuacja układała się identycznie jak w pierwszej partii. Nadal nie dał się przełamać, a przy stanie 3:1 po raz drugi wygrał gema przy podaniu rywala. Pognębiony Serb łatwo wygrał siódmego gema, ale to tylko na otarcie łez, bo za chwilę nadal w drugiej piłce setowej załatwił sprawę i wygrał 6:2.

Czy czwarty set rozpoczął się od przełamania? Ano nie. Djoković tym razem wygrał swój serwis, a chwilę potem… sam przełamał Nadala. Za moment łatwo podwyższył na 3:0. Publiczność na korcie Philippe’a Chatriera szykowała się psychicznie na piątego seta. Zresztą, mecz i tak osiągnął ponad trzygodzinny wymiar czasowy, co oznaczało, że panowie rozpoczęli grę w maju, a kończyli w czerwcu. Srogo pomylił się jednak ten, kto pogrzebał Nadala w tej partii. Od stanu 5:2 dla Djokovicia Hiszpan wszedł na wyższy poziom. W 9. gemie obronił dwa setbole i przełamał przeciwnika. Nole rozsierdziła ta cała sytuacja. Wściekał się na siebie i zaczął popełniać dużo błędów. Zresztą, od początku meczu robił ich dużo więcej niż Nadal. Przy stanie 5:5 lider rankingu ATP zdołał wygrać swój gem serwisowy, ale zaraz potem leworęczny mistrz z Majorki do zera wygrał swoje podanie. Tie-break stał się faktem.

Początek tie-breaka należał do Nadala. Prowadzenie 6:1 było w zasadzie gwarancją zwycięstwa, bowiem oznaczało aż pięć piłek meczowych. Ale Djoković trzy pierwsze obronił i wywarł presję na rywalu. Gdyby Nadal zmarnował kolejnego meczbola, dwa kolejne serwisy były po stronie Serba. Oba wykorzystane dałyby piłkę setową Novakowi! No ale to tylko gdybanie. Ostatnia piłka tego fenomenalnego meczu grana była przez obu trochę asekuracyjnie. Jeden i drugi nie chciał zepsuć. W końcu Nadal zdecydował się na backhandowy atak po prostej. Trafił w odsłoniętą część kortu na tyle mocno, że Djoković był bezradny. Półfinał dla Nadala, który wygrał z Serbem po raz 29. I z miejsca stał się faworytem do 14. triumfu na kortach Rolanda Garrosa. Tym bardziej, że wczoraj z imprezą pożegnał się jego rodak, Carlos Alcaraz, który przez wielu typowany był do roli czarnego konia.

Jeśli chodzi o mecz Świątek to wielkich emocji nie uświadczyliśmy. Może nie była to przygniatająca przewaga, bo Jessica Pegula potrafiła postraszyć Polkę, ale w kluczowych momentach widać było jednak sporą różnicę klas. Iga już na początku meczu dostała sygnał, że Amerykanka tanio skóry nie sprzeda. Pegula od stanu 0:40 w drugim gemie, wygrała pięć kolejnych piłek i przełamała serwis Świątek, wyrównując na 1:1. Potem stawiała dzielny opór do stanu 3:3. Trzy ostatnie gemy zgarnęła Iga. Liderka światowego rankingu łatwo wygrała drugą partię 6:2, wykorzystując słabości przeciwniczki i pewnie zameldowała się w półfinale, gdzie zmierzy się z Darją Kasatkiną. Rosjanka w bratobójczym pojedynku ograła Weronikę Kudierietową 6:4; 7:6. Czasu na odpoczynek nie ma, bo półfinał już jutro.

Related Articles