Iga Świątek po kolejnym zaciętym boju znów może cieszyć się ze zwycięstwa, a my razem z nią. W sobotni wieczór (czasu polskiego) nasza najlepsza singlistka rywalizowała z Estonką Anett Kontaveit. Trzysetowy mecz padł łupem Polki, która może się szykować na walkę o ćwierćfinał ze złotą medalistką z Tokio.
Świątek nigdy w swojej krótkiej karierze nie zagrała w IV rundzie US Open. Teraz zagra. Zanim do tego doszło, musiała mocno napocić się w meczu z Kontaveit, bowiem Estonka postawiła naprawdę wysokie wymagania, czego zresztą można się było spodziewać. Świątek grająca tak jak w poprzednich rundach raczej nie miałaby tutaj szans na zwycięstwo. Na szczęście raszynianka zagrała dużo lepiej, dostosowując swój tenis do wymagań tej rundy.
Obie zawodniczki długo naczekały się na swój mecz, bowiem przedłużała się rywalizacja panów – Matteo Berrettini dopiero w pięciu setach poradził sobie z Ilją Iwaszką. Białorusin zagrał naprawdę świetnie i Włoch musiał wspiąć się na wyżyny, by odprawić go z kwitkiem. Gdy panowie opuścili kort, przyszła pora na rywalizację polsko-estońską. Pierwsza partia dla Świątek, która w końcówce seta zachowała więcej zimnej krwi. Wcześniej obie panie przełamały się po jednym razie. Jednak w drugiej fazie tej partii Świątek była po prostu lepsza i wygrała 6:3.
Niestety Iga Świątek drugiego seta rozpoczęła od straty serwisu już przy pierwszej okazji. Gdy odrobiła breaka i wydawało się, że wyrówna na 3:3, znów dała się przełamać. Niestabilny serwis z obu stron trwał w najlepsze, bo za chwilę to Kontaveit straciła podanie i tym razem zawodniczka z Raszyna wyrównała stan seta na 4:4. Estonka wygrała niestety kolejne dwa gemy i całego seta. W kluczowym momencie Świątek zaliczyła dwa podwójne błędy serwisowe oraz błąd z forhendu i bekhendu. W ten sposób straciła podanie i doprowadziła do trzeciego seta.
Decydujący set to już typowa, tenisowa wojna nerwów. Iga na początek zmarnowała dwa break pointy. W trzecim gemie Kontaveit prowadziła 40:0 przy swoim serwisie i nic nie zapowiadało kłopotów, a tymczasem to Polka wygrała pięć kolejnych piłek, przełamując rywalkę. Teraz kluczowe dla naszej zawodniczki stało się utrzymanie własnego podania do samego końca. To udawało się bez żadnych break pointów. Tymczasem Kontaveit niemal w każdym swoim gemie serwisowym miała problemy, aż w końcu przy stanie 3:5 dała się przełamać po raz drugi. Walczyła jak lwica, broniąc w tym gemie aż cztery piłki meczowe, ale Iga nie dawała za wygraną i przy piątej próbie doczekała się błędu rywalki. Tym samym doczekała się swojego pierwszego awansu do 1/8 finału na kortach Flushing Meadows. Co istotne – Świątek jest jedyną tenisistką w stawce, która w tym sezonie awansowała minimum do IV rundy w każdym z wielkoszlemowych turniejów. Teraz polscy kibice czekają na coś więcej, bo niestety przeważnie na tym etapie Polka kończyła swoje boje. O ćwierćfinał podopieczna trenera Sierzputowskiego zagra z Belindą Bencić, złotą medalistką z Tokio.
Co poza polskimi sprawami emocjonuje nas na US Open? Z piątku na sobotę dużą dramaturgię miało spotkanie Stefanosa Tsitsipasa z młodziutkim Carlosem Alcarazem. Panowie spędzili na korcie ponad cztery godziny w pięciosetowym boju, który zdaniem wielu był jednym z najlepszych meczów w tym roku. Poziom był naprawdę kosmiczny, a to za sprawą wspaniale i dzielnie stawiającego czoła Tsitsipasowi Hiszpana. 18-latek finalnie wygrał ten mecz, sprawiając niemałą niespodziankę. O zwycięstwie decydował tie-break w piątym secie, wygrany 7:5.
Z dużych niespodzianek w turnieju mężczyzn to w zasadzie tyle. Novak Djoković miał kłopoty w meczu z Keiem Nishikorim właściwie tylko na początku. Japończyk poziomu gry z pierwszego seta, wygranego w tie-breaku, nie był w stanie utrzymać w kolejnych partiach i przegrał 1:3.
Z turniejem kobiet pożegnały się już Ashleigh Barty czy Naomi Osaka. Wobec takich wyników na jedną z faworytek nr 1 wyrasta Iga Świątek. Mając w pamięci poprzednie trzy Wielkie Szlemy i Igrzyska Olimpijskie warto jednak studzić głowy, bo sama Iga podkreślała ostatnio, że ciężko gra się jej pod dużą presją oczekiwań.