Nie wszyscy fani tenisa mogli sobie pozwolić na zarwanie nocy, by śledzić finał turnieju WTA 500 w San Diego. Jeśli zrezygnowali, przegapili kolejny triumf Igi Świątek. Polka w trzech setach rozprawiła się z Donną Vekić i zgarnęła swój ósmy w tym sezonie tytuł.
Świątek ani myślała przegrać, bo przed tygodniem zanotowała porażkę w finale z Barborą Krejcikovą. Mecz trwał ponad 3 godziny, co jak na kobiecy tenis jest dystansem maratońskim. Polka była więc zdeterminowana, by swoim starym zwyczajem wygrać finał, tak jak wygrała wcześniejsze rundy, rywalizując kolejno z Qinwen Zheng (6:4; 4:6; 6:1), Coco Gauff (6:0; 6:3) i Jessicą Pegulą (4:6; 6:2; 6:2).
Na swoją finałową rywalkę zawodniczka z Raszyna musiała trochę poczekać. Drugi półfinał pomiędzy Danielle Collins i Vekić został przerwany z powodu ulewnego deszczu. Do końca trzeciej partii nie zostało wiele czasu, ale grać się po prostu nie dało. Zawodniczki wróciły na kort dopiero w niedzielę po 22:00 polskiego czasu. W tie-breaku trzeciej partii więcej zimnej krwi zachowała Chorwatka, ogrywając Collins do dwóch. I trzeba przyznać, że drabinka Vekić do finału przedstawiała się imponująco – po drodze eliminowała bowiem również Marię Sakkari, Karolinę Pliskovą i Arynę Sabalenkę.
Ale Iga Świątek to w tym sezonie zawodniczka z innej półki. To co wystarczyło na pokonanie wymienionych rywalek, mogło nie wystarczyć na Polkę. Jak wyglądał finał? Pierwszy set rozgrywany był na bardzo wysokim poziomie intensywności. Vekić przyjęła warunki Świątek i nie pękała. Pękła tylko raz przy swoim serwisie i to jedyne przełamanie wystarczyło liderce rankingu do wygrania 6:3.
W drugim secie sytuacja się powtórzyła, ale na korzyść 47. rakiety WTA. Vekić przełamała Igę w szóstym gemie i uzyskanej przewagi nie oddała do końca. Ba, nie dopuściła nawet do break pointa. O wszystkim decydować więc musiała trzecia partia.
Tutaj zdecydowała chyba mocna psychika Świątek oraz lepsze przygotowanie fizyczne Polki, która nie musiała tuż przed finałem grać półfinału, tak jak Chorwatka. W tym secie Iga nie zostawiła przeciwniczce złudzeń. Grała na bardzo wysokim poziomie, mało psuła i nie oddała Vekić nawet gema. Ten set potrwał niecałe pół godziny, a cały mecz niecałe dwie. Jakże inna trzysetówka, niż ta w Ostrawie przed tygodniem, gdy Świątek doznała pierwszej finałowej porażki od 2019 roku.
Vekić to na pewno nie jest tenisowa ekstraklasa. Dotarła do 10. w karierze finału, ale zaprzepaściła szansę na czwarty triumf. Wcześniej zdobywała tytuły w 2014 roku (Kuala Lumpur), 2017 (Nottingham) i 2021 (Courmayeur). W Wielkim Szlemie jej szczyt to ćwierćfinał US Open trzy lata temu. W teorii Świątek nie miała więc prawa przegrać, ale patrząc na listę „ofiar” Chorwatki w poprzednich rundach, można było nabrać dużego respektu. Vekić grała tu świetny tenis. W pierwszych dwóch setach finału znów to pokazała. Potem zabrakło paliwa w baku, a to woda na młyn fenomenalnie przygotowanej Polki.
Trochę liczb? To ósmy w tym roku tytuł Świątek, której bilans tego sezonu to 64-8. Jeszcze lepiej prezentują się jej liczby w USA – w turniejach w Cincinnati, Indian Wells, Miami, US Open i San Diego wykręciła 24 zwycięstwa i jedną porażkę! Cztery z pięciu tych imprez wygrała.
Swoje znakomite statystyki w USA może jeszcze poprawić. Czeka ją bowiem turniej WTA Finals, który rozpocznie się za dwa tygodnie w Fort Worth w stanie Texas. Rzecz jasna zdecydowana liderka rankingu będzie też zdecydowaną faworytką „mastersa”.