W Australii pora na finały. Nie obyło się bez niespodzianek, nie obyło się bez dużych emocji. Ale przecież te największe jeszcze przed nami, bo w sobotę i niedzielę rozgrywka o trofea singlowe i wielkie pieniądze. O punktach rankingowych nie wspominając.
Zacznijmy od kobiet, choć pisanie o turnieju pań, w którym Iga Świątek odpadła tak szybko, to bolesna sprawa. Zwłaszcza że po pokonaniu dwóch Amerykanek (Sofii Kenin i Danielle Collins) drabinka ułożyła się bardzo korzystnie i nazywanie tego autostradą do finału nie byłoby przesadą. Cóż z tego, skoro nasza mistrzyni zjechała już na pierwszy MOP na tej autostradzie. Odpadła z Lindą Noskovą, mało znaną Czeszką, która wprawdzie zagrała naprawdę dobry mecz, ale na pewno nie powinna sprawić problemów dobrze dysponowanej Idze. Było minęło. Koniec końców dalej od Świątek zaszła Magdalena Fręch, ale jej marzenia o podboju Melbourne w IV rundzie zamknęła Cori „Coco” Gauff, której to z kolei marzenia o triumfie zamknęła wczoraj niesamowita Aryna Sabalenka, która bardzo pewnym krokiem zmierza po obronę tytułu. Pokonanie Gauff było kluczowe, bo nie bez przyczyny mówiło się o przedwczesnym finale. Amerykanka to przecież zwyciężczyni ostatniego US Open. W Australii Sabalenka gra jednak jak z nut i będzie murowaną faworytką w finale z Chinką, dla której to oczywiście życiowe osiągnięcie. Do tej pory najlepszym jej wynikiem był ćwierćfinał ostatniego US Open, a w Australii dwukrotnie odpadała w II rundzie. Rzecz jasna każdy inny wynik niż zwycięstwo Sabalenki w sobotni poranek (czasu polskiego) będzie dużego kalibru niespodzianką.
Dużego kalibru niespodzianką było odpadnięcie Novaka Djokovicia w półfinale. Wprawdzie grał z nie byle kim, bo z robiącym kolosalne postępy Jannikiem Sinnerem, ale to jednak wciąż ogromne zaskoczenie. Dość powiedzieć, że Djoković nie przegrał w Melbourne od ponad 2500 dni, a gdy nie wygrywał turnieju w ostatnich latach, to wyłącznie z takiego powodu, że w ogóle w nim nie grał. Pamiętamy doskonale covidowe awantury wokół Serba i jego „foliarskich” poglądów. W każdym razie Djoković był faworytem męskiej rywalizacji i do tej pory nie zawodził – przechodził kolejnych rywali w miarę lekko albo bardzo lekko. Jednak to samo można powiedzieć o Sinnerze, który w drodze do półfinału nie stracił nawet seta! A grał z poważnymi rywalami, m.in. Karenem Chaczanowem czy Andriejem Rublowem. Niewiele brakowało, a do finału Sinner wszedłby z nadal nienaruszonym kontem setów. Dwa pierwsze sety półfinału z Djokoviciem wygrał szalenie pewnie – 6:1 i 6:2. Kibice przecierali oczy ze zdumienia, bo już dawno nie widzieli tak bezradnego Nole. Kogo jak kogo, ale 24-krotnego triumfatora imprez wielkoszlemowych nie wolno jednak lekceważyć. Djoković wygrał trzeciego seta po tie-breaku i zasygnalizował, że wraca do gry. Ale przy stanie 1:2 w czwartej partii znów stracił podanie. Sinner w całym meczu nie dał się przełamać ani razu. Mało tego, nie dopuścił nawet do break pointa! To miara przewagi, jaką miał w tym meczu 22-latek z Włoch. Po takim koncercie gry z miejsca stał się faworytem finału.
Finału, w którym zmierzy się z Daniłem Miedwiediewem. Rosjanin będzie wykończony po ponad czterogodzinnej batalii półfinałowej, w której musiał wyjść z nie lada kłopotów. Przegrał bowiem dwa pierwsze sety. Dwa kolejne wygrywał po tie-breakach. Miał mocniejsze nerwy w kluczowych momentach. Grał solidniej i cierpliwiej, choć w dwóch pierwszych setach był po prostu słabszy od niemieckiego rywala. O wszystkim zdecydował więc set nr 5, a w nim kluczowy okazał się piąty gem. Zverev dał się przełamać, a to był gigantyczny krok Miedwiediewa do finału. Przy stanie 5:3 Zverev znów zagrał słabiej i dopuścił do break pointa, który był też piłką meczową. Rosjanin wykorzystał szansę i nie czekając na swój gem serwisowy, załatwił sprawę. Awansował do swojego trzeciego finału w Melbourne – w 2021 i 2022 roku przegrywał.
Teraz też czeka go piekielnie ciężki bój. Ma w nogach dużo więcej gry w turnieju. Aż trzy mecze wygrywał w piątych setach, w tym dwa ostatnie. Sinner stracił tylko seta w dzisiejszym meczu z Novakiem, ale dwa wcześniejsze wygrał błyskawicznie. Jannik nie ma jeszcze wielkoszlemowego tytułu. To zresztą jego pierwszy finał. Miedwiediew w 2021 wygrał US Open, zatrzymując kroczącego po Kalendarzowego Wielkiego Szlema Djokovicia. To jednak jedyny jak do tej pory wielki sukces moskwianina. Czy w niedzielę będzie drugi?