Pora na pierwszy z dwóch wielkich turniejów na kortach Rolanda Garrosa w 2024 roku. Pierwszy, bowiem w tym roku najlepsi tenisiści i tenisistki zmierzą się nie tylko w turnieju wielkoszlemowym, ale również w rywalizacji olimpijskiej. Ceglaste korty w stolicy Francji są już gotowe na przyjęcie czołowych rakiet globu, a walka na całego rozpocznie się w niedzielę.
I nie sposób nie zacząć od Igi Świątek, która jest główną faworytką wśród kobiet. To w tenisie rzadkie zjawisko, że brak sukcesu któregoś zawodnika odbierany będzie w kategoriach rozczarowania. W końcu nie bez kozery o tenisie mówi się, że to sport przegranych – w turnieju wielkoszlemowym na starcie staje 128 zawodników, a na końcu wygrywa jeden, a 127 to przegrani. A jednak Iga Świątek na ziemnej nawierzchni jest tak mocna, że ewentualny brak zwycięstwa będzie pozostawiał niedosyt – zapewne nie tylko wśród kibiców Polki, ale także u niej samej. Najdobitniej świadczą o tym kursy bukmacherskie – na triumfie Świątek nie zarobimy nawet dwukrotności wniesionej stawki!
Wpływ na takie notowania „buków” ma kilka czynników. Po pierwsze Świątek wygrała French Open trzy razy w czterech ostatnich podejściach. Tylko w 2021 powinęła jej się noga. Tenisistka z Raszyna przegrała wówczas w ćwierćfinale z Marią Sakkari. Nic dziwnego, że Polce przyklejono łatkę specjalistki od gry na „cegle”. Na jej cztery wielkoszlemowe sukcesy, trzy to właśnie Roland Garros. Swoją znakomitą symbiozę z tą nawierzchnią Iga potwierdzała wiele razy, wygrywając mniejsze turnieje. W tym roku triumfowała już w bardzo prestiżowych imprezach rangi 1000 w Madrycie i Rzymie. Po zdobyciu stolic Hiszpanii i Włoch, poza na sukces w najważniejszych mieście Francji.
Najgroźniejszą rywalką Igi powinna być rzecz jasna Aryna Sabalenka – to ona była finałową rywalką Świątek w obu wspomnianych turniejach, które w maju padły łupem naszej mistrzyni. Sabalenka to nr 2 na światowej liście i jednocześnie triumfatorka tegorocznego Australian Open. W zeszłym roku w Paryżu dotarła do półfinału, gdzie sensacyjnie przegrała z objawieniem turnieju, Karoliną Muchovą. Czeszka napsuła też krwi Idze w finale, wygrywając drugiego seta. Na szczęście w trzecim więcej zimnej krwi zachowała podopieczna Tomasza Wiktorowskiego.
A co wśród panów? Tutaj sytuacja dużo bardziej niejasna. W zeszłym roku najlepszy był Novak Djoković, który wygrał przecież trzy z czterech Wielkich Szlemów, a w czwartym dotarł do finału i po pięciosetowym, epickim boju uległ Carlosowi Alcarazowi. I właśnie Alcaraz, który lubi grać na mączce, uchodzi za głównego kandydata do detronizacji Serba. Djoković nie jest w optymalnej formie. W Australian Open dotarł do finału, ale tam musiał uznać wyższość dużo młodszego Jannika Sinnera. Od tamtej pory Nole pojawił się w trzech turniejach – w Indian Wells, Monte Carlo i Rzymie. O dziwo nie wygrał ani jednego, a w dwóch z nich odpadał już na drugiej przeszkodzie. Jak na Djokovicia to wyniki zaskakująco słabe. Nic dziwnego, że bukmacherzy poważnie biorą pod uwagę sukces Alcaraza.
Inni kandydaci do triumfu we French Open to Stefanos Tsitsipas, Alexander Zverev czy oczywiście Sinner. W gronie głównych faworytów nie ma Rafaela Nadala. 14-krotny zwycięzca tego turnieju pojawi się w Paryżu, ale prawdopodobnie jego forma nie pozwoli mu myśleć o piętnastej wiktorii. Nadal przez ostatnie lata borykał się z wieloma urazami. Ostatni rok spędził na walce o powrót do sportu. Wrócił, gra, ale widać wyraźnie, że do optymalnej formy jeszcze daleko. Najlepszym dowodem była gładka porażka z Hubertem Hurkaczem podczas turnieju w Rzymie.
Wszyscy spekulują, że to prawdopodobnie ostatni Roland Garros Nadala. Że niebawem ogłosi decyzję o zakończeniu sportowej kariery i podobnie jak jego wielki rywal, ale i przyjaciel, Roger Federer, zawiesi tenisową rakietę na kołku po Laver Cup, do którego został już anonsowany. Po drodze są jeszcze Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Nadal zna już smak złotego medalu tej imprezy, więc pewnie nie będzie miał wielkiego ciśnienia, by jeszcze raz powalczyć o zwycięstwo. No chyba, że we French Open udowodni, że pogłoski o jego sportowej śmierci były przedwczesne. Wydaje się, że wszystko powyżej III rundy byłoby już dużym wyczynem dla sponiewieranego przez kontuzje Hiszpana.
Tak czy inaczej – w niedzielę rozpoczyna się dwutygodniowa batalia, którą śledzić będziemy z wypiekami na twarzy. Również dlatego, że stanowi ona uwerturę do igrzysk.