W półfinale pierwszej, historycznej edycji United Cup reprezentacja Polski otrzymała bolesną lekcję od Amerykanów. Swoje mecze przegrali kolejno: Iga Świątek, Kacper Żuk, Hubert Hurkacz, Magda Linnete, a na końcu jeszcze mikstowy duet Alicja Rosolska/Łukasz Kubot. Tym samym cała rywalizacja zakończyła się wynikiem 5:0 dla USA.
1. Iga Świątek – Jessica Pegula 2:6, 2:6
Pierwszy mecz z tego półfinału, gdzie szczerze liczyliśmy na objęcie prowadzenia. Iga pokonała wcześniej trzy kolejne rywalki – Putincevą, Bencić oraz Trevisan, do tego dołożyła dwa wygrane miksty wspólnie z Hubertem Hurkaczem. Tak więc jej bilans w United Cup wynosił 5/5, a do tego wszystkie 2:0 w setach. Świątek w 2022 roku radziła sobie z Pegulą bardzo dobrze, wyeliminowała ją w ćwierćfinale Roland Garros, a potem także na tym samym etapie US Open. W tym drugim spotkaniu z trochę większymi kłopotami, ale jednak dwukrotnie było 2:0. Bilans z tą rywalką w całym poprzednim roku to cztery wygrane i zero porażek. Mieliśmy więc w pełni prawo oczekiwać, że i tym razem liderka rankingu WTA poradzi sobie z zawodniczką, która po prostu jej leży.
Jednak tym razem Jessica Pegula zmiotła z kortu naszą najlepszą zawodniczkę. Potrzebowała na to zaledwie 71 minut. Spodziewaliśmy się czegoś takiego, ale raczej w drugą stronę. Świątek już po ostatniej piłce usiadła na krzesełku, owinęła głowę ręcznikiem i zaczęła płakać. Aż się przypomniały sceny z igrzysk olimpijskich… momentalnie w jej stronę ruszyła Agnieszka Radwańska, która starała się pocieszać przegraną. Tu nie ma się specjalnie co oszukiwać. Była to deklasacja. Nawet nie sposób sięgnąć pamięcią do jakiegoś spotkania, w którym Świątek została aż tak boleśnie sprana. Pegula grała świetny tenis i korzystała z błędów Polki. Co z tego, że lepiej “siedział” naszej pierwszy serwis, skoro zdobyła po nim zaledwie 38% punktów? Dla porównania Pegula, trafiając pierwszym podaniem, zamieniła to na 24 punkty (skutecznośc 24/29 – 83%). Returny Amerykanki były zabójcze, ganiała bezradną Igę po korcie, co zakończyło się bardzo niespodziewaną i szybką wygraną.
2. Kacper Żuk – Frances Tiafoe 3:6, 3:6
Kacper Żuk, znajdujący się poza TOP200 rankingu ATP, miał już dużo trudniejsze zadanie. Jego wygrana z półfinalistą US Open byłaby olbrzymią sensacją. Polak momentami potrafił powalczyć, miał nawet kilka break pointów, jednak 100% z nich obronił później Tiafoe. Amerykanin wcale nie dominował w sposób tak bardzo wyraźny, jak można było zakładać przed spotkaniem, ale nawet średnia dyspozycja wystarczyła do tego, by pokonać Żuka 2:0 w setach. Pierwszy był wyjątkowo szybki, każdy z zawodników wygrywał swój serwis, a kluczowym okazał się moment z seta numer 4, gdzie Tiafoe przełamał Polaka. Żuk na dalszym etapie walczył, obronił dwie setówki dobrymi serwisami, ale później był już bezradny i przy podaniu rakiety numer 19 ATP przegrał gładko do zera.
W drugim secie to Polak zaczynał, ale myślami był jeszcze przy poprzedniej partii, bo od razu dał się przełamać. To ustawiło przebieg dalszego spotkania. Szczególnie szkoda momentu, w którym mógł wrócić do meczu – kluczowy znów był set numer 4. Żuk miał w nim aż cztery break pointy, ale żadnego z nich nie zdołał wykorzystać. Potem Tiafoe nie miał już takich kłopotów. Jedną z akcji spotkania jest na pewno ta, w której Polak efektownie obronił loba i posłał piłkę z taką rotacją boczną, że oszukał zupełnie zdezorientowanego Amerykanina. Ten myślał, że spokojnie do tej piłki dojdzie. Było kilka fajnych, efektownych wymian, momentami Żuk grał jak równy z równym, ale finalnie to on przegrywał te najważniejsze piłki.
3. Hubert Hurkacz – Taylor Fritz 6:7, 6:7
Polak pokonał wcześniej Bublika i Wawrinkę w singlu, dopisał też dwie wygrane z miksta, grając z Igą Świątek. Przegrał jednak jeden mecz z Matteo Berrettinim. Po spotkaniu z Fritzem było już wiadomo, że wszystko jest przesądzone. Hurkacz nie dał rady dziewiątce światowego rankingu. Akurat Fritz to taki zawodnik, na którego Hubert trafiał wyjątkowo rzadko. Mimo tego że obaj są tenisistami z czołówki na podobnym poziomie i nawet sąsiadują w rankingu, to w ostatnich latach nie mierzyli się w ogóle. Ile w tym półfinale było przełamań? Otóż całe… zero. Zadecydowały naprawdę pojedyncze piłki, drobne błędy. Gdyby liczyć pojedyncze punkty, to Fritz wygrał w nich 45:40. Zwłaszcza w drugim secie Polak niszczył go asami serwisowymi, ale Amerykanin konsekwentnie zdobywał punkty przy swoim podaniu, doprowadzając dwukrotnie do tie-breaka. I oba z nich wygrał identycznie. W obu Hurkacz prowadził po 5:4 i przegrał trzy piłki z rzędu.
Był też inny moment tego spotkania, którego bardzo szkoda. Przy stanie 5:4 w pierwszym secie Hurkacz miał dwie piłki setowe. Przy pierwszej z nich popełnił błąd wyrzucając piłkę z forehandu w daleki aut. Była to długa wymiana, w której najpierw świetnie się bronił, żeby potem w tej teoretycznie najłatwiejszej sytuacji posłał piłkę w bardzo odległy aut. W drugim secie przy stanie 5:5 Hurkacz także miał dwa break pointy, ale w nich już nie miał nic do powiedzenia – najpierw as, potem skuteczna akcja przy siatce i Fritz się obronił. Hubert wygrał swoje podanie dość spokojnie, ale powtórzył to samo, co w pierwszym secie – przegrał trzy piłki w tie-breaku z rzędu, psując między innymi dwa forehandy i to Amerykanie szybciutko, bo już po trzech meczach, zameldowali się w historycznym finale United Cup.
4. Magda Linette – Madison Keys 4:6, 2:6
Magda Linette dotychczas w United Cup radziła sobie doskonale. Zwłaszcza wielką robotę zrobiła przeciwko Włoszce Bronzetti. Polska przegrywała już 1:2, jednak Linette ograła spokojnie przeciwniczkę i utrzymała nas w dalszej rywalizacji. Oddała Bronzetti zaledwie trzy sety i zdeklasowała ją na korcie. Włosi wystawili potem słabego miksta, bo wiedzieli już, że i tak mają zapewniony awans inną drogą. Dla Linnete mecz z Keys to więc pierwsza porażka w całym turnieju. W zasadzie nie trzeba było już nawet rywalizować dalej, ale wspólnie podjęto decyzję, by jeszcze sobie pograć.
W pierwszym secie obie tenisistki szły łeb w łeb, ale kluczowy był set numer 10. Polka serwowała, by utrzymać się w meczu, a Keys wiedziała, że teraz musi zaatakować. Zrobiła to i wyszła na prowadzenie 40:0. Tylu piłek setowych nie mogła zmarnować i przyklepała prowadzenie 1:0. Druga partia nie była już tak wyrównana, tutaj to Amerykanka miała większą przewagę. Linette popisała się szybkim przełamaniem, ale później miała już niewiele do powiedzenia.
5. Alicja Rosolska/Łukasz Kubot – Jessica Pegula/Taulor Fritz 7:6, 4:6, 6-10
Na koniec mógł sobie zadebiutować 40-letni Łukasz Kubot. Ten mecz i tak nie miał już znaczenia, Polacy grali o “punkt honorowy”, ale i tego nie udało się wywalczyć. Zaczęło się jednak obiecująco, od prowadzenia 1:0. Niewiele brakło, a Polacy zmarnowaliby przewagę z tie-breaka, gdzie prowadzili już 6-1. Do wygranej potrzebna była już tylko jedna piłka, ale Fritz i Pegula konsekwentnie odrabiali straty i dopiero przy stanie 6-5 to Pegula popełniła błąd przy siatce i zwycięstwo naszej pary w pierwszym secie stało się faktem. Fritz grał tego dnia przecietnie, w secie numer dwa stracił swoje podanie i nie potrafił dominować na korcie, jednak w formie tego dnia była jego mikstowa partnerka. Finałową partię nie grało się już na sety, ale na punkty – do 10. Przy stanie 6-6 to Amerykanie zdobyli cztery punkty z rzędu. Tym razem to polski zespół zmarnował wcześniejszy udany come back i po błędach zarówno Rosolskiej jak i Kubota – skończyło się wygraną USA. A to w konsekwencji dało im solidne 5:0 w półfinale.
Marzenia o finale skończyły się dla nas już wcześniej, ale bolesne jest to, że nie udało się wywalczyć nawet punktu honorowego.