Skip to main content

Hubert Hurkacz w nocy z piątku na sobotę polskiego czasu niestety stracił szansę na obronę singlowego tytułu w Miami Open. Pocieszył się jednak błyskawicznie, kilkanaście godzin później wygrywając w deblu! To był polski dzień na Florydzie.

W półfinałowym starciu singla z Carlosem Alcarazem Hubiemu zabrakło tak naprawdę bardzo niewiele. Obaj panowie nie przełamali się w obu partiach ani razu, więc dwukrotnie o losach seta decydowały tie-breaki. Niestety, dwukrotnie więcej zimnej krwi w kluczowych momentach zachowywał Hiszpan. W pierwszym secie wygrał do pięciu, w drugim do dwóch. Najbardziej szkoda 11. gema w drugim secie. Hurkacz po raz pierwszy w tej partii miał swoje break pointy. Obydwa zostały obronione i po długiej walce finalnie Alcaraz wyszedł na prowadzenie 6:5. Polak wyrównał, ale od tie-breaka nie było już odwrotu.

Alcaraz w dzisiejszym finale Miami Open zagra z Norwegiem Casperem Ruudem. Wydaje się, że to Hiszpan jest faworytem tego meczu, którego początek zaplanowano na 19:00 czasu polskiego.

Hurkacz wczoraj o 19:00 mógł śledzić wyczyny Igi Świątek w żeńskim finale, w którym nasza zawodniczka rozniosła Naomi Osakę. Potem Hubi sam wyszedł na kort, by na pocieszenie po porażce w singlu, wygrać finał debla. W parze z Johnem Isnerem rywalizowali przeciwko holendersko-brytyjskiemu duetowi Wesley Koolhof / Neal Skupski. Warto dodać, że po drodze Polak i Amerykanin ograli w ćwierćfinale znakomity deblowy duet Joe Salisbury / Rajeev Ram. Wystarczy spojrzeć na deblowy ranking ATP, by przekonać się o jakości obu panów.

W finale o wyniku decydowały detale. W pierwszym secie konieczny był tie-break. Nie szło w singlu, ale tym razem Hubi miał więcej szczęścia. Udało się wygrać do pięciu i zrobić duży krok w kierunku wygranej. W drugim secie także wszystko zapowiadało tie-break, bo obie pary dość pewnie wygrywały swoje podania. Jednak przy stanie 5:4 Isner i Hurkacz dostali swoją szansę. W deblu gemów nie gra się na przewagi, więc przy stanie 40:40 oglądaliśmy piłkę meczową. Hurkacz odważnie zaatakował i po chwili wraz z amerykańskim wielkoludem mogli świętować swój triumf. Miami wciąż pozostaje bardzo szczęśliwym miejscem dla wrocławianina, a wczoraj było niezwykle szczęśliwie dla Polski.

Co tu dużo mówić – polski tenis w ostatnich miesiącach przeżywa niesamowity czas. Kiedyś pojedyncze sukcesy Agnieszki Radwańskiej czy dobrze zapowiadający się Jerzy Janowicz to było wszystko. I wydawało się, że wcale nie tak mało. A dziś jesteśmy rozpieszczani. Iga Świątek rozpoczyna swoją dominację wśród pań – to zdanie brzmi buńczucznie, ale patrząc na to, w jakim stylu wygrywa kolejne mecze i turnieje, trudno o inną konstatację. Hurkaczowi do bycia liderem wśród panów jeszcze daleko i być może taki moment nigdy nie nastąpi, ale swoją przynależność do ścisłej czołówki potwierdza regularnie. Przecież kilka dni temu pokonał Daniła Miedwiediewa, a wczoraj wygrał w deblu, po drodze ogrywając naprawdę nie byle jakich zawodników. Cóż, chwilo trwaj!

Related Articles