Matteo Berrettini, pogromca Huberta Hurkacza z piątkowego półfinału Wimbledonu, w niedzielnym finale powalczył dzielnie, urwał faworyzowanemu Novakowi Djokoviciowi pierwszego seta, ale skończył tak jak Danił Miedwiediew w lutym i Stefanos Tsitsipas w czerwcu – poległ. Djoković wygrał swój 20. Wielki Szlem i jeszcze w tym roku może stać się najlepszym tenisistą w historii – przynajmniej biorąc pod uwagę liczbę zwycięstw w najważniejszych turniejach.
Djoković do finału wszedł lekko, łatwo i przyjemnie. Przegrał tylko jednego seta – pierwszego w tegorocznym Wimbledonie. Niespodziewanie oddał partię Jackowi Draperowi. Później był już bezbłędny, eliminując z imprezy kolejno rzeczonego Drapera, Kevina Andersona, Denisa Kudlę, Cristiana Garina, Martona Fucsovicsa i wreszcie Denisa Shapolapova. Znawcy tenisa twierdzili, że Djoković nie gra wybitnie, ale i tak spokojnie robi swoje.
Można było więc liczyć, że finałowy rywal, Matteo Berrettini, sprawi Nole większe problemy. W końcu wszedł do finału w świetnym stylu, pokonując Huberta Hurkacza, czyli pogromcę Rogera Federera. Włoch imponował serwisem, a także forehandami. Miał swoje atuty, których Djoković miał prawo się obawiać.
I pierwszy set udowodnił, że pretendent może namieszać. Mistrz prowadził z przełamaniem i przy stanie 5:3 miał piłkę setową, ale Berrettini wyszedł z opresji, wygrał swojego gema serwisowego, a potem po raz pierwszy przełamał Djokovicia, doprowadzając do wyrównania. W końcu set rozstrzygał się w tie-breaku, a rozpędzony Berrettini wytrzymał presję i wygrał.
Wydawało się, że 25-latek z Rzymu złapie wiatr w żagle. Jednak było zupełnie inaczej. Przegrał już pierwszy gem serwisowy, a potem także kolejny. Djoković prowadził już 4:0, a finalnie wygrał 6:4. Dość podobny przebieg miał trzeci set. Serb zdołał przełamać rywala w jego drugiej serwisowej próbie. Sam utrzymywał podanie do samego końca i znów wygrał 6:4. Berrettini stracił impet, serwował trochę słabiej, a do tego mnożył błędy – czy to ze swojego słabszego backhandu czy z forehandu. W dodatku momentami komicznie wyglądały jego eskapady pod siatkę – w tym elemencie Djoković bił go na głowę.
Set nr 4 okazał się ostatnim. Berrettini w prawie każdym gemie serwisowym Djokovicia szukał swojej szansy i kilka razy był blisko, ale pierwsza rakieta świata to człowiek, o którym mówi się, że nie ma układu nerwowego. W trudnych momentach gra na wyniszczenie. Przebija piłki do znudzenia, wyczekując na błąd rywala. Dobiega niemal do każdego ataku rywala. Czasem to wystarcza, gdy u przeciwnika daje o sobie znać gorąca głowa. Berrettini grał przecież swój pierwszy wielkoszlemowy finał. Ba, mógł być pierwszym Włochem, który wygrał Wimbledon. Ale nim nie został. Od stanu 3:3 Nole wygrał trzy kolejne gemy, z czego dwa serwisowe rywala. Po blisko 3,5 godzinach mógł paść na wimbledońską trawę, bo obronił tytuł. Wygrał w Londynie po raz trzeci z rzędu i szósty w ogóle. A w liczbie wielkoszlemowych zwycięstw zrównał się z dwoma innymi gigantami XXI wieku – Federerem i Nadalem. Ma wszystko w swoich rękach, by już niebawem wyjść na prowadzenie. Choć Nadal i Federer wciąż grają, to coraz ciężej oszukać im swój PESEL. Szczególnie tyczy się to Szwajcara, który w sierpniu skończy 40 lat. Hipersprawny Serb czterdziestolatkiem zostanie dopiero w 2027 roku. Jeśli będzie grał tak jak teraz, a młodsi rywale nie będą w stanie mu dorównać, może dobić i do 30 wielkoszlemowych wygranych. A najbliższy cel to Tokio.
Włosi zaliczyli pierwsze londyńskie rozczarowanie w niedzielę. Około 23:00 może nastąpić drugie…