Skip to main content

Piątkowe półfinały Australian Open nie przyniosły pięciosetowych maratonów, ale nie można też powiedzieć, że były jednostronne czy nudne. Po dwóch dobrych spotkaniach finalistami imprezy zostali Rafael Nadal i Danił Miedwiediew. Obaj rozstrzygnęli swoje mecze w czterech setach.

Jako pierwsi o finał zagrali Nadal i Matteo Berrettini. Obaj mieli prawo odczuwać zmęczenie, bo w swoich ćwierćfinałach musieli stoczyć pięciosetowe boje. Czysto teoretycznie taki wysiłek powinien być większym obciążeniem dla 35-letniego Nadala. Ale w przypadku Hiszpana spoglądanie w PESEL nie ma większego sensu. Jeśli tylko nie jest kontuzjowany, zawsze jest przygotowany do nadludzkiego wysiłku.

I to właśnie Nadal nadawał ton rywalizacji. 10 lat młodszy Berrettini dał się przełamać już przy pierwszym podaniu. To wystarczyło Nadalowi, by wygrać pierwszego seta. W drugim? Historia się powtórzyła. Berrettini przegrał swój pierwszy gem serwisowy, a potem na dodatek kolejny. Po czterech gemach było 4:0 dla Nadala. 20-krotny zwycięzca turniejów wielkoszlemowych nad wyraz spokojnie dobrnął do mety tego seta. Był już o krok od swojego szóstego finału w Melbourne.

Ale wtedy Berrettini wziął się w garść. Nie dał sobie odebrać serwisu, a przy stanie 4:3 sam zaatakował. Doprowadził do stanu 40:0 i wykorzystał drugiego break pointa. W kolejnym gemie gładko dopełnił formalności. Zrobiło się 2:1.

Nadal nie miał jednak zamiaru przerabiać scenariusza z ćwierćfinału z Shapovalovem. Tym razem to on wyczekał na swoją okazję przy stanie 4:3. To przełamanie oznaczało, że jeśli zawodnik z Majorki wygra za moment swoje podanie, wówczas będzie po meczu. I nadal to zrobił. Po blisko trzech godzinach gry mógł unieść ręce w geście triumfu. Jeszcze miesiąc temu nie było takie pewne, czy w ogóle zagra w Australii. Przed startem turnieju na pewno nie był w gronie głównych faworytów. A teraz jest jeden mecz od 21. zwycięstwa w turnieju Wielkiego Szlema w karierze. Problem jest już tylko jeden. Ten to problem to Danił Miedwiediew.

Rosjanin wyrasta na giganta światowego tenisa. Wygrał ostatni US Open, a teraz ma chrapkę na drugie z rzędu wielkoszlemowe zwycięstwo. Przy okazji mógłby powetować sobie ubiegłoroczną porażkę w finale, kiedy to ograł go jak dziecko Novak Djoković. Miedwiediew pokonał dziś Stefanosa Tsitsipasa. Kto wie, czy kluczowy nie był pierwszy set. Grek w tie-breaku prowadził 4:1, by finalnie przegrać. Wprawdzie podniósł się i wygrał drugiego seta, ale w kolejnych znów to Rosjanin był regularniejszy.

W trzecim i czwartym secie moskwianin nie stracił już swojego podania ani razu. W trzeciej partii długo zanosiło się na tie-break. Jednak przy stanie 5:4 dla Miedwiediewa, Tsitsipas nie wytrzymał napięcia. Przegrał pierwsze trzy piłki, a potem przy drugiej piłce setowej musiał przełknąć gorzką pigułkę. Miedwiediew rósł z każdą minutą, a Grek był coraz słabszy. Czwarty set był już dość jednostronny. Tsitsipas wygrał tylko swojego pierwszego gema serwisowego, ale od stanu 1:1 przegrał kolejnych pięć i mógł zapomnieć o finale. Miedwiediew triumfował, a smak tego zwycięstwa jest tym lepszy, że między obydwoma tenisistami w przeszłości iskrzyło. Dziś zresztą także mieliśmy nieprzyjemne incydenty, choć nie z udziałem Stefanosa Tsitsipasa, a jego ojca. Znany z impulsywnych reakcji Apostolos Tsitsipas kilka razy prowokował Miedwiediewa. Rosjanin skarżył się sędziemu, który zresztą w pewnym momencie ukarał Greka ostrzeżeniem. Psychologiczne gierki zakończyły się finalnie sukcesem faworyta, który tylko poprawił swój dobry bilans meczów z Tsitsipasem.

Czego możemy spodziewać się w niedzielę? Na pewno bardzo dobrego meczu. Raczej nie trzysetowego. Obaj panowie są świetnie przygotowani i lubią grać długie, wyniszczające wymiany, wyczekując na błąd rywala. Pytanie, komu bardziej zależeć będzie na skracaniu wymian? Wydaje się mimo wszystko, że starszemu Nadalowi. Rosjanin nie wygląda na kogoś, kogo przerażałaby wizja nawet pięciogodzinnego spotkania.

A zatem dwie maszyny do przebijania na drugą stronę staną naprzeciwko siebie. Czy znów przedstawiciel Wielkiej Trójki utrze nosa młodszemu rywalowi? Choć Federer, Djoković i Nadal miewają swoje problemy, to wciąż bardzo rzadko pozwalają komuś z zewnątrz na wygrywanie najważniejszych turniejów. Miedwiediew to jeden z nielicznych wyjątków, choć trzeba pamiętać, że 25-latek swój pierwszy wielkoszlemowy sukces odniósł zaledwie kilka miesięcy temu w Nowym Jorku.  

Related Articles