W kończącym się roku Australian Open udało się rozegrać bez większych problemów, choć pożary na Antypodach budziły pewne wątpliwości. Koronawirus dopiero rozprzestrzeniał się po świecie i nikt nie traktował go jeszcze jak poważnego zagrożenia. Jednak 2020 roku był szczególny i totalnie przewrócił życie – także to sportowe – do góry nogami. French Open i US Open odbyły się w innych terminach, Wimbledon wcale, a teraz i Australian Open 2021 oberwał rykoszetem. Turniej się odbędzie, ale miesiąc później niż zwykle.
Całe zamieszanie z Australian Open 2021 wynikało z przepisów w stanie Wiktoria w Australii, gdzie każdy przybywający z zagranicy musi poddać się 14-dniowej kwarantannie. Dla sportowców to drakoński przepis, bo jak przygotować się do dwutygodniowej imprezy na najwyższym poziomie, de facto dwa tygodnie siedząc w hotelu? Jednak lokalne władze stanęły twardo na swoim stanowisku. W Australii z koronawirusem sobie poradzono. Nowym przypadków zachorowań już praktycznie nie ma i na pewno celem dla rządzących jest utrzymanie takiego stanu rzeczy, a nie narażanie mieszkańców na nawrót wirusa – być może nowego szczepu.
W końcu Craig Tiley, szef australijskiej federacji tenisowej mógł obwieścić światu dobre informacje. Choć nie udało się utrzymać pierwotnego terminu, to jednak turniej zostanie rozegrany. Start najprawdopodobniej 8 lutego. – Tenisiści przejdą dwutygodniową kwarantannę, która rozpocznie się już 15 stycznia. Rząd stanu Wiktoria wyraził jednak specjalną zgodę na to, by mogli przygotowywać się do zmagań – napisał Tiley.
Zawodnicy do końca stycznia formę przed turniejem szlifować będą w specjalnej "bańce". W zamkniętej strefie, w której nie będą stwarzać zagrożenia. Co ciekawe, w związku z tymi obostrzeniami kwalifikacje do Australian Open odbędą się… poza Australią. Konkretnie w Dosze i Dubaju. Co więcej – nie odbędą się także zmagania juniorów i mikstów.
Ale są też dobre wiadomości. Turniej najpewniej toczyć się będzie z udziałem publiczności. Rozpoczęła się już sprzedaż biletów. Skoro w Australii COVID-19 póki co, cytując klasyka, jest w odwrocie, to nie ma powodów, by nie dać ludziom możliwości oglądania największych artystów rakiety i żółtej piłeczki.
Wśród nich zabraknie wirtuoza. Roger Federer od zeszłorocznego Australian Open, w którym mimo problemów zdrowotnych poległ dopiero z Novakiem Djokoviciem, nie zagrał już w ani jednym oficjalnym turnieju. 20-krotny triumfator Wielkich Szlemów przeszedł dwie operacje kolana i od dłuższego czasu podkreślał, że celem nr 1 jest dla niego start w Australian Open 2021. Kilka dni temu poinformował jednak, że wciąż nie jest w takiej formie, która uprawniałaby go do gry w tej imprezie. Zrezygnował, co jest ciosem nie tylko dla jego fanów, ale dla wszystkich kibiców tenisa i dla organizatorów – nie ma przecież większego ambasadora męskiego tenisa niż genialny Szwajcar. Problemy zdrowotne wykluczyły także finalistę z 2008 roku, Jo-Wilfrieda Tsongę.
Faworytami wśród panów będą oczywiście Rafael Nadal i ubiegłoroczny zwycięzca, czyli Djoković. Swoje role odegrać będą chcieli też finaliści listopadowego ATP Finals – Danił Miedwiediew i Dominic Thiem, który w kończącym się roku wygrał US Open, przełamując hegemonię "wielkiej trójki".