Skip to main content

Końcówka sezonu w wykonaniu Caroline Garcii nie wyglądała dobrze. Choć po walce, to bardzo szybko odpadała z turniejów w Tokio, Guadalajarze, czy San Diego. Na osłodę jednak zakończyła sezon wygraną w prestiżowym WTA Finals.

Turniej WTA Finals to zwieńczenie całego tenisowego sezonu. Już samo znalezienie się w nim to wielki sukces, który podsumowuje dobrze wykonaną robotę w danym roku kalendarzowym. Wziąć udział w nim może TOP8 zawodniczek rankingu WTA. Jeśli któraś nie jest w stanie wystąpić z powodu kontuzji bądź też ze względów osobistych, to wtedy do gry wkraczają zawodniczki rezerwowe. Tym razem nie było takiej potrzeby i cała czołowa ósemka zagrała w Forth Woth w stanie Teksas. My oczywiście liczyliśmy na to, że wisienkę na torcie położy Iga Świątek, zdobywając w roku kalendarzowym swój dziewiąty tytuł. Ale niestety, Iga zatrzymała się na półfinale. Z łatwością poradziła sobie w grupie, o czym już pisaliśmy, jednak pokonała ją w półfinale Aryna Sabalenka.

W finale Caroline Garcia poradziła sobie z pogromczynią Igi Świątek i awansowała z szóstej na czwartą pozycję rankingu WTA. Garcia wygrała w finale 7:6 (4), 6:4. Był to jej czwarty tytuł w tym sezonie. Mimo że przecież w tym turnieju biorą udział najlepsze tenisistki na świecie, to tryumf Francuzki jest akurat niespodzianką. Zwłaszcza po tym, co zrobiła w Guadalajarze. W tie-breaku prowadziła już 5:0, miała trzy piłki setowe, a potem przegrała go 6:8. Drugiego seta również i pożegnała się z turniejem w drugiej rundzie. Wcześniej dwa razy odpadała w pierwszych rundach – w San Diego i w Tokio. Ostatni jej udany turniej to wielkoszlemowy US Open, gdzie jednak w półfinale dostała bolesną lekcję od Ons Jabeur. Tamten mecz trwał zaledwie godzinę i siedem minut.

Faworytki upatrywaliśmy w Idze Świątek, co oczywiste, ale dobrze też radziła sobie jesienią Jessica Pegula. Amerykanka wygrała WTA 1000 w Guadalajarze, a wcześniej była w półfinale WTA 500 w San Diego. Tam zresztą postawiła się naszej Świątek i przegrała dopiero po trzech setach. Pegula tutaj przegrała wszystkie trzy mecze – z Jabeur, Sakkari i Sabalenką. Za to bilans Garcii w tegorocznym WTA Finals to cztery zwycięstwa (w tym trzy dwusetowe) i jedna porażka. Przegrała tylko z Igą Świątek w fazie grupowej. Trochę postraszyła naszą zawodniczkę do stanu 3:3, bo wtedy punkty nie przychodziły łatwo. Później był to już teatr jednej aktorki. Najłatwiej za to poradziła sobie z Marią Sakkari w półfinale, więc była wypoczęta. Ten jednostronny pojedynek trwał 1h i 16 minut. Garcia świetnie punktowała po pierwszym serwisie. Praktycznie w ogóle nie przegrywała takich piłek i tylko raz dała się przełamać.

W finale, mimo że obejrzeliśmy tylko dwa sety, przeważyły szczegóły. Zarówno Sabalenka jak i Garcia skutecznie wygrywały swoje podania. Sabalenka wygrała w sumie 63 punkty, a Garcia 68. Zwyciężczyni turnieju częściej jednak trafiała pierwszym serwisem, posłała też w sumie 11 asów, z czego aż 10 w pierwszym secie. Białorusinka najbardziej może żałować tie-breaka, w którym po ładnej akcji prowadziła 2:0, żeby za chwilę przegrać aż sześć piłek z rzędu. Do tego dwa punkty oddała podwójnymi błędami serwisowymi. W całym meczu doszło tylko do jednego przełamania – na samym początku drugiego seta. Później Francuzka utrzymywała tę przewagę, bardzo dobrze serwowała i nie pozwalała rywalce na żadne break pointy. Z przebiegu tego seta wygrała więc spokojnie. Wszystko szło szybko i płynnie, bez żadnych gier na przewagi. A Sabalenka z frustracji rzucała rakietą…

Garcia wygrała turniej, ale oczywiście jako liderka rankingu z gigantyczną przewagą rok kończy Świątek. Prędko tego prowadzenia nie straci, nawet gdyby wyjechała na półroczne wakacje.

Related Articles