Skip to main content

Na Twitterze istnieje takie konto „Did Iga Świątek bagel or breadstick somebody?”. O co chodzi? „Bagel” to w tenisowym żargonie wygrana w secie do zera (ze względu na okrągły kształt bajgla). „Breadstick” to z kolei wygrana w secie do jednego (ze względu na wygląd palucha chlebowego). Piszemy o tym nie bez przyczyny, bo Polka awansowała właśnie do finału turnieju w Dosze. I była to dla niej nomen omen bułka z masłem.

To był chyba najłatwiej osiągnięty finał w karierze raszynianki. Broniąca tytułu sprzed roku Świątek zmagania w stolicy Kataru rozpoczęła od 1/8 finału, gdzie jej rywalką była Danielle Collins. Aż dziw bierze, że rok temu Amerykanka była w stanie ograć Polkę w półfinale Australian Open. To co działo się przed dwoma dniami to była istna tenisowa masakra. Świątek rozbiła Collins w pierwszym secie 6:0, tracąc… 4 piłki. Zaledwie cztery piłki na całego seta, który potrwał zaledwie 21 minut. Można to nazwać co najwyżej rozgrzewką. Drugi był ciut dłuższy, ale marne to pocieszenie dla 42. w rankingu WTA zawodniczki z USA. Ugrała raptem gema i wygrała trochę więcej małych punktów. Koniec końców po 53 minutach gry zeszła z kortu z wynikiem 0:6; 1:6. A zatem bajgiel i paluch.

W ćwierćfinale Świątek… nie zagrała wcale. Jej rywalką miała być Belinda Bencic, ale borykająca się z problemami zdrowotnymi Szwajcarka poddała ten mecz, w którym oczywiście nie byłaby faworytką. Świątek miała wolny czwartek, a dzień później zagrała półfinał.

Półfinałową rywalką Igi była Weronika Kudiermietowa. I cóż tu można powiedzieć? W pierwszym secie Świątek oddała rywalce siedem piłek i wygrała 6:0, zamykając temat w 25 minut. Grała jak z nut. Spychała rywalkę każdym zagraniem do defensywy. Uderzała z pełną mocą. Grała swoje. Set drugi zasadniczo nie różnił się od pierwszego niczym. Tyle tylko, że zawodniczka z kraju, który najechał Ukrainę, wygrała w nim gema. Przez moment było więc 1:1. Kolejny miły akcent dla Kudiermietowej? Obroniła dwie piłki meczowe. Trzeciej już nie i przegrała 0:6; 1:6. A zatem bajgiel i paluch.

Nie wiemy, co tam wypiecze Świątek w finale z Jessicą Pegulą, ale wiemy jedno – Polka na pewno nie będzie zmęczona. Awans do finału zajął łącznie 110 minut na korcie. Pegula w samym półfinale z Marią Sakkari spędziła w grze 121 minut. Amerykanka wcześniej eliminowała Jelenę Ostapenko i Beatriz Haddad Maię. Finał jutro o 16:00. Zmotywowana po przegranej z Australian Open Polka chce błyskawicznie wrócić na szlak wygrywania turniejów i zdaje się, że jest na dobrej drodze. Można być jednak pewnym, że Pegula postawi trudniejsze warunki niż Collins i Kudiermietowa.

Related Articles