Skip to main content

Iga Świątek rozprawiła się z czwartą rywalką podczas Australian Open. Polka jest już w ćwierćfinale i doprawdy trudno nie napisać, że z ogromnymi szansami na półfinał. Apetyty polskich kibiców tenisa są rozbudzone.

Ale wcale nie musiało być tak przyjemnie. Dzisiejszy mecz z Soraną-Mihaelą Cirsteą nasza najlepsza tenisistka rozpoczęła trochę niemrawo. Po dwóch gemach było 0:2. Utracony na samym początku serwis boli, ale Świątek odrobiła stratę w ósmym gemie. Było 4:4. Oglądaliśmy zaciętą rywalizację, dwóch zawodniczek na zbliżonym poziomie. Obie dużo ryzykowały, grając ofensywny tenis. W przypadku Igi to oczywiście żadne zaskoczenie. Niestety, przy stanie 5:5 Polka znów straciła podanie, a po chwili przegrała pierwszego seta w Melbourne.

Druga parta zaczęła się podobnie jak pierwsza – tym razem to Świątek przełamała rywalkę i prowadziła 2:0. Cirstea szybko wyrównała. Potem znów to tenisistka z Raszyna prowadziła z przewagą przełamania. Przy stanie 5:2 dla Świątek, Rumunka wygrała jeszcze jednego gema, ale Polka w kolejnym wykorzystała drugą piłkę setową. To był powiew optymizmu, nie tylko ze względu na sam wynik, ale i grę. Świątek z minuty na minutę wyglądała na coraz pewniejszą. Popełniała coraz mniej niewymuszonych błędów i prowadziła wiele wymian pod swoje dyktando. Ale do wygranej w meczu było jeszcze daleko.

Kluczowy gem trzeciego seta? Chyba czwarty. Przy stanie 2:1 dla Cristei, Świątek wyszła z niemałych tarapatów, broniąc cztery break pointy. Wyniszczający gem Polka zapisała na swoim koncie. Za chwilę wzmocniona mentalnie przełamała rywalkę. Ta jednak nie dała za wygraną i odpowiedziała re-breakiem. Co na to Iga? Również przełamanie i to na czysto! Zrobiło się 4:3! Kolejny gem dla Świątek i 5:3. Podłamana takim obrotem spraw Cirstea po raz kolejny łatwo przegrała swoje podanie i zmordowała schodziła z kortu jako przegrana. Świątek kipiała pozytywną energią, bo zwycięstwa w tak trudnych meczach smakują najlepiej. A przecież wiele razy w zeszłym sezonie oglądaliśmy Igę Świątek, która w ciężkich chwilach nie radziła sobie mentalnie i właśnie dlatego przegrywała. Za wcześnie na wychwalanie współpracy z nowym trenerem, ale oby był to sygnał, że w tym względzie zwyciężczyni French Open 2020 poczyni postępy. O jej tenis można być spokojnym.

Co teraz? Dzień odpoczynku, a w środę mecz z Kaią Kanepi. Estonka to bardzo doświadczona tenisistka. Jest starsza od Świątek o 16 lat. Nigdy w turnieju wielkoszlemowym nie doszła dalej niż do ćwierćfinału, więc byłoby bardzo niemiłą niespodzianką dla polskich kibiców, gdyby udało jej się to tym razem. 115. rakieta WTA, Kanepi, po zaciętym boju pokonała dziś wiceliderkę rankingu, Arynę Sabalenkę.  

Cóż, może nie warto pompować balonika, ale nie sposób nie zauważyć, że jeśli Polka wygra ćwierćfinał, będzie także faworytką w półfinale. Zagra wtedy ze zwyciężczynią meczu Danielle Rose Collins (30. w WTA) vs Alize Cornet (61. w WTA). Czy to oznacza, że droga do sobotniego finału jest utorowana? Tego nie można przesądzać, ale na pewno okazja jest wyśmienita.

Related Articles