Sześć z ośmiu eliminacji żużlowego cyklu Grand Prix 2020 za nami. Zawodnicy odwiedzili już Wrocław, Gorzów Wielkopolski i Pragę. Szczególnie udany dla polskiego mistrza świata, Bartosza Zmarzlika, był praski "dwumecz". F-16 wygrał oba turnieje i z przytupem awansował na czoło klasyfikacji generalnej. Jego przewaga nie jest jednak tak duża, by móc spokojnie odtrąbić obronę tytułu. W piątek i sobotę w Toruniu na Motoarenie Zmarzlika czeka ciężki bój z czającymi się za plecami Fredrikiem Lindgrenem i Taiem Woffindenem. Oby był to zwycięski bój i oby Toruń okazał się szczęśliwy, tak jak niemal dokładnie rok temu.
Gdyby nie zmiana systemu punktacji w tegorocznym Grand Prix, Zmarzlik byłby już znacznie bliżej upragnionego celu. Przypomnijmy, że do tej pory punkty zdobywane na torze były przenoszone bezpośrednio do klasyfikacji generalnej. Oznaczało to, że można było wygrać turniej, wygrywając finał, ale nie zdobyć w nim największej liczby punktów. W tym roku jest inaczej – punkty przydzielane są na koniec, na podstawie miejsc zajętych w turnieju. Największym beneficjentem tego systemu jest… Lindgren. Na torze zdobył aż 17 punktów mniej niż polski mistrz świata, ale w "generalce" traci ich tylko siedem i to na Szweda trzeba się oglądać najmocniej. Woffinden ma 10 punktów mniej niż Zmarzlik i trzykrotny mistrz świata także stanowi spore zagrożenie, tym bardziej, że w 2018 wygrywał turniej na Motoarenie, a rok wcześniej był drugi.
Rok temu Woffinden skończył zawody w Toruniu na 6. miejscu. Bartosz Zmarzlik dotarł do finału, ale pewny tytułu mistrzowskiego w ostatnim wyścigu dojechał do mety na końcu stawki. Zawody z kompletem punktów wygrał Leon Madsen, przed Emilem Sajfutdinowem i Nielsem Kristianem Iversenem. Gdyby Madsen powtórzył swoją fenomenalną jazdę sprzed roku, ma cień nadziei, by wskoczyć na podium. Jednak do Woffindena traci aż 19 punktów, do Lindgrena 22. Oczko więcej od Duńczyka ma też Maciej Janowski, ale "Magic" rządził tylko we Wrocławiu, a potem spisywał się już wyraźnie słabiej.
Grand Prix w Toruniu oglądamy regularnie od 2010 roku, czyli od czasu, gdy powstała nowiutka, piękna Motoarena. W pierwszych zawodach triumfował Tomasz Gollob. Trzy lata później królem Motoareny został Adrian Miedziński, rok później Krzysztof Kasprzak. W 2017 roku znów usłyszeliśmy Mazurka Dąbrowskiego po zakończeniu turnieju – tym razem dla Patryka Dudka. Rok temu Mazurek wybrzmiał po raz kolejny – tym razem z powodu mistrzostwa świata dla Zmarzlika. Toruń jest więc dość szczęśliwym miejscem dla polskich żużlowców i oby ten trend został zachowany.
Najważniejsze jest de facto to, że Zmarzlik znajduje się w wybornej formie. To na jego plecach Stal Gorzów najpierw opuściła ostatnie miejsce w tabeli, a potem notując fantastyczną serię zwycięstw awansowała do półfinału DMP. W niedzielę już z dwukrotnym mistrzem świata Zmarzlikiem w składzie, gorzowianie mogą awansować nawet do finału, choć parę miesięcy temu można się było zastanawiać, czy znów będą jeździć w barażu o utrzymanie.
Finisz cyklu Grand Prix to także rokrocznie walka o miejsce w czołowej ósemce, gwarantujące udział w cyklu w kolejnym sezonie. Sytuacja w skróconym sezonie 2020 nie jest jednak szczególnie ciekawa. Wprawdzie ósmy Sajfutdinow ma tyle samo punktów, co dziewiąty rodak – Artem Łaguta, to jednak za plecami duetu Sbornej już przepaść. Max Frickie ma 20 oczek mniej! W praktyce oznacza to, że najprawdopodobniej ktokolwiek by nie zajął 9. miejsca, i tak dostanie stałą dziką kartę na sezon 2021. Niestety, z rywalizacją o Indywidualne Mistrzostwo Świata na co najmniej rok najpewniej pożegna się Patryk Dudek. Duzers uzbierał marne 29 punktów, a na stałego "dzikusa" w sezonie 2021 ma małe szanse, tym bardziej, że z Grand Prix Challenge awans uzyskał inny Polak – Krzysztof Kasprzak. Mało realne, by przyznano prawo startów także czwartemu biało-czerwonemu.
W Toruniu z turniejową dziką kartą pojedzie jeden z ulubieńców miejscowej publiczności, Jack Holder, który w pierwszoligowym sezonie w barwach Aniołów był bezdyskusyjnie pierwszoplanową postacią.