Skip to main content

To była maratońska niedziela dla kibiców żużla. Emocje wystartowały o 12:00 i trwały blisko 10 godzin. Apogeum był złoty medal dla Sparty Wrocław po zwycięskim rewanżu z Motorem Lublin. Ale po kolei…

Na początek otrzymaliśmy finał II ligi. W Bawarii miejscowe Trans MF Landshut Devils mierzyło się z Kolejarzem Opole. Zespół z Opola z tej okazji wzmocnił się gośćmi, takimi jak Mateusz Świdnicki, Bartłomiej Kowalski czy Mateusz Tonder. Okazała się to całkowita klapa. Diabły zaskoczyły faworyzowanego Kolejarza i wygrały 52:38, a cała wymieniona trójka punktowała bardzo słabo. Po spotkaniu menadżer opolan, Piotr Mikołajczak, wydał oświadczenie, które można skrócić do zdania, że nie myli się ten, kto nic nie robi. Faktem jest, że 14-punktowa wygrana niemieckiej drużyny niczego jeszcze nie przesądza w kontekście dwumeczu. W Opolu Kolejarz może zaprezentować się dużo lepiej i z nawiązką odrobić stratę. Ale ziarno niepewności zostało zasiane…

Jeszcze bardziej jednostronny był finał I ligi. Po pierwszym biegu Wilki Krosno prowadziły z Arged Malesą Ostrów 5:1, ale to był w zasadzie jedyny miły moment dla kibiców z Podkarpacia. Ostrowska drużyna szybko odrobiła stratę, wyszła na prowadzenie, a potem systematycznie do samego końca je powiększała. Efekt końcowy? Pogrom 60:30. Najbliżej dwucyfrowego dorobku w Wilkach byli jadący po 6 razy Tobiasz Musielak (8+1) i Vaclav Milik (9). W zespole gospodarzy punktowali praktycznie wszyscy, a najlepiej Tomasz Gapiński, zdobywca 14 oczek. Wszystko wskazuje na to, że tutaj rywalizacja jest już rozstrzygnięta i w miejsce Falubazu Zielona Góra w Ekstralidze 2022 oglądać będzie drużynę z Ostrowa Wielkopolskiego.

Stal Gorzów wypracowała sobie ośmiopunktową przewagę nad Unią Leszno w meczu wyjazdowym, czym mocno przybliżyła się do brązowych medali. Niedzielny rewanż nie był może formalnością, ale wygrana Byków byłaby dużego kalibru niespodzianką. Jednakowoż na Jancarzu niespodzianki nie było. Unia powalczyła, na ile mogła, ale finalnie przegrała znów 49:41. Najlepiej w zespole gości zaprezentował się Emil Sajfutdinow, który w czterech startach przywiózł 11 punktów. Tym samym udanie pożegnał się z zespołem Unii, bo w przyszłym sezonie będzie reprezentował barwy Apatora Toruń. W Stali rzecz jasna dominował Bartosz Zmarzlik. Przegrał swój pierwszy bieg, właśnie z Sajfutdinowem, ale potem był już bezbłędny, co dało łącznie 14 oczek. Unia po latach dominacji w Ekstralidze spada poza podium, a Stal znów ma medal, ale z mniej cennego kruszcu niż rok temu.

Najcenniejsze medale zostały udziałem Sparty Wrocław i Motoru Lublin. Sprawą otwartą pozostała kwestia ich podziału, choć po remisie w Lublinie bliżej świętowania Drużynowego Mistrzostwa Polski byli wrocławianie. Jednak w czasie niedzielnego finału na Stadionie Olimpijskim Sparta miała trudne momenty. Dość powiedzieć, że Koziołki prowadziły dwoma punktami po 10. biegu! Gdyby np. sędzia przerwał mecz z powodu ulewnego deszczu, wówczas mistrzostwo trafiłoby do Lublina. Ale deszczu nie było, a w kolejnej serii startów gospodarze przesądzili sprawę. Wygrali kolejno 5:1; 4:2 i 5:1. Z dwupunktowej przewagi gości, zrobiło się +8 dla Sparty, co przed biegami nominowanymi oznaczało praktycznie pewną koronację. Motor musiałby wygrać nominowane różnicą 9 lub 10 punktów, a to jest niemal niemożliwe.

Wynik w zespole Motoru ratowali ci sami zawodnicy, którzy świetnie spisali się przy Z5 – Mikkel Michelsen i Dominik Kubera. Zabrakło na pewno trzeciego filaru, którym mógł być Grigorij Łaguta. Rosjanin był zastępowany, ale o ile punkty Michelsena i Kubery rekompensowały brak Łaguty, o tyle Jarosław Hampel i Krzysztof Buczkowski to już jednak nie ten sam poziom. W mistrzowskiej ekipie Sparty nie zawiedli liderzy. Tai Woffinden zdobył 9 pkt + 3 bonusy, Artiom Łaguta 13 punktów, Maciej Janowski 12+1, a Dan Bewley, cichy bohater finałowego dwumeczu, 10! Nawet nieco słabsza postawa Gleba Czugunowa (4 pkt) niczego tu nie zmieniła.

Sparta zdobyła pierwsze mistrzostwo od 15 lat. Motor po raz drugi w historii stanął na podium, po raz drugi jest to srebro. Pierwsze udało się zdobyć 30 lat temu, gdy po torze nad Bystrzycą śmigał Hans Nielsen.
 

Related Articles