Skip to main content

Dwójka naszych reprezentantów była we wtorek całkiem blisko strefy medalowej. Aleksandra Król, czyli chorąża polskiej reprezentacji, odpadła w ćwierćfinale giganta w snowboardzie. Na tym samym etapie rywalizację mężczyzn zakończył Oskar Kwiatkowski.

Zacznijmy może tym razem od Klaudii Domaradzkiej i jej ostatniego ślizgu w saneczkarstwie. Był to jej najgorszy przejazd, gorszy około 1,5 sekundy od poprzednich, ale to dlatego że przed samym finiszem miała upadek. Na szczęście nic strasznego się w tym przypadku nie stało, Polka doślizgnęła się do mety z czasem ponad jednej minuty i zajęła w całej klasyfikacji 27. miejsce, czyli spadła o trzy. To był jej olimpijski debiut. Gdyby nie upadek, pewnie i tak nie zmieściłaby się w TOP20, które kwalifikowało do ślizgu numer cztery. Przejdźmy teraz do tego, co dało nam trochę radości we wtorek. Nikt na co dzień nie interesuje się raczej snowboardowym slalomem gigantem, ale jest to sport bardzo efektowny już przez samo to, że zawodnicy startują na torach obok siebie i widać ich bezpośrednią rywalizację, a coś takiego zawsze gwarantuje dodatkowe emocje.

Oskar Kwiatkowski może zaliczyć swój występ do udanych. Zaczęło się od nocnych kwalifikacji, gdzie dalej przechodziło po 16 olimpijczyków. Takie same zasady były u mężczyzn i u kobiet. Kwiatkowski startował razem z drugim Polakiem, Michałem Nowaczykiem i wywalczył sobie bardzo dobre rozstawienie, bo skończył kwalifikacje na 5. pozycji, a więc w 1/8 zmierzył się 12. Mirko Felicettim z Włoch. Nowaczyk też pojechał całkiem nieźle, bo był 7. Kwiatkowski zaczął dobrze, miał nad Włochem dużą przewagę, jednak popełnił błąd. I pewnie ta walka trwałaby do końca, gdyby nie to, że Felcetti się przewrócił. Kwiatkowski miał więc już przyklepany ćwierćfinał. Pecha miał za to Nowaczyk, który w swoim wyścigu przegrał zaledwie o 0,09 s i odpadł w 1/8.

Ćwierćfinał to w tej konkurencji etap kluczowy. Jeżeli przejdzie się ten etap, to nawet mimo porażki w półfinale, jest jeszcze szansa na walkę o brąz. Kwiatkowski miał trudne zadanie, musiał się zmierzyć z doświadczonym Słoweńcem Timem Mastnakiem, który później zdobył srebrny medal. Przegrywał walkę, a kiedy chciał przyspieszyć, to zaryzykował i nie zmieścił się w bramce. Polak na pewno nie był bez szans, dlatego nie krył rozczarowania w późniejszym wywiadzie. Na pewno miał nadzieję na więcej, co tylko świadczy o jego ambicji. Kwiatkowski został sklasyfikowany na 7. pozycji, poprawił swój wynik z Pjongczangu, gdzie odpadł w 1/8 finału. Już zapowiedział, że wybiera się także na igrzyska do Mediolanu w 2026 roku.

Wśród kobiet rywalizowała też trójka naszych reprezentantek i ta, na którą liczyliśmy najbardziej, a więc Aleksandra Król, zapowiadająca nawet medalowe aspiracje, nakręcona też pewnie trochę zwycięstwem w Pucharze Świata w Simonhöhe 14 stycznia. Weronika Biela w eliminacjach zajęła 22. miejsce i nie weszła do fazy głównej, o dwa tylko oczka poprawiła swój wynik z Pjongczangu. Aleksandra Michalik była 24. i także odpadła już późną nocą. Chorąża polskiej reprezentacji weszła do 1/8 samotnie z Polek z 8. czasem, pokonała rywalkę ze Szwajcarii wcale nie tak minimalnie (o 0,2 sekundy), ale miała wielkiego pecha przy drabince, trafiając w ćwierćfinale na legendę tej dyscypliny i główną faworytkę – Ester Ledecką z Czech. Powiedziała, że próbowała ją cisnąć i wywierać presję i skończyło się to wywrotką. Ledecka potem obroniła złoto olimpijskie. Cztery lata temu nazwano ją królową igrzysk, bo dokonała czegoś niezwykłego – przeszła do historii, kiedy w ciągu kilku dni wywalczyła złote medale w całkiem odmiennych konkurencjach: w snowboardowym slalomie gigancie równoległym oraz alpejskim supergigancie. A Król poprawiła się w porównaniu z poprzednimi igrzyskami, bo tam odpadła w 1/8.

Ponownie na starcie stanęły zawodniczki uprawiające bieg narciarski – Izabela Marcisz, Monika Skinder i Weronika Kaleta. Żadna jednak nie skończyła biegu kwalifikacyjnego w TOP30, a to dawało awans do dalszego etapu. Najbliżej była Marcisz, najlepsza z naszych biegaczek, która skończyła na 39. miejscu. Skinder była 42., a Kaleta 50. Przykry był obrazek płaczącej Moniki Skinder, która mówiła przed kamerami TVP, że trzydziestka była tu jej marzeniem, mimo że przecież lepsza jest w klasyku. Polki nie dały sobie rady ze sztucznym śniegiem i specyficznymi podbiegami. Marcisz też była rozczarowana, choć ona już na tych IO i tak zrobiła znakomity wynik. U mężczyzn także Kamil Bury odpadł w eliminacjach, a najlepszy występ zaliczył Maciej Staręga, mąż biathlonistki Moniki Hojnisz-Staręgi, który zakwalifikował się do ćwierćfinałów, a tam wcale nie był tak daleko, żeby przejść jeszcze dalej. Jego ćwierćfinał był akurat stosunkowo wolny i do awansu zabrakło mu zaledwie około 0,6 sekundy, a półfnały to już miejsce w TOP12.

Najprzyjemniejsza była jednak tego dnia ceremonia medalowa Dawida Kubackiego.

Related Articles