Za nami półmetek prestiżowych rozgrywek Premier League, w których biorą udział najlepsi darterzy na świecie. Bryluje w nich Michael van Gerwen, który na razie wygrał trzy turnieje na dziewięć i prowadzi w tabeli już od kilku kolejek. Podsumujmy sobie dotychczasowe występy.
Za nami dziewięć czwartków z Premier League, czyli dziewięć kolejek sezonu zasadniczego. Do końca zostało jeszcze siedem takich turniejów, a później już ostateczna faza play-off rozgrywana od półfinałów. Cały czas kombinuje się z różnymi zasadami tych rozgrywek. Zwykle miały formułę ligową, która właśnie została zmieniona. Od wielu lat zawodnicy grali między sobą co tydzień po jednym meczu, coś na zasadzie sezonu ligowego. W 2021 roku właśnie na tym etapie, co teraz, dwóch zawodników odpadło z dalszej rywalizacji. Problemem tamtej starej Premier League było to, że darterzy lecieli do Dublina, Cardiff, Aberdeen, Manchesteru czy Liverpoolu tylko na jeden mecz, do tego bardzo krótki, bo grany do siedmiu wygranych legów. Żeby to jakoś porównać, to zawodnicy grają osiem takich meczów w jeden dzień, jeżeli dochodzą do finału mini turnieju Players Championsip. Wtedy trzeba pokonać ośmiu kolejnych rywali, zaczynając od 1/64. Najlepsi darterzy jechali więc do przykładowego Dublina rozegrać jeden króciutki mecz.
To, że zawodnik przyjeżdżał bądź przylatywał do konkretnego miasta na jeden krótki mecz było największym mankamentem Premier League, ale i miało swój urok właśnie w nietypowym formacie ligowym. Przez to mecze wyjątkowo mogły kończyć się remisem 6:6, co jest w darcie niespotykane. Widzowie w jednym mieście oglądali pięć spotkań pomiędzy największymi gwiazdami darta. Za wygraną zdobywało się dwa punkty, za remis jeden, a za przegraną zero. Zawodnicy zbierali punkty, a czterech najlepszych mierzyło się w turnieju finałowym. Teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej. Po pierwsze, zredukowano liczbę uczestników z 10 do 8. Po drugie, nie ma już formatu ligowego, tylko są mini turnieje (za każdym razem ćwierćfinały, półfinały i finał). Po trzecie, całkowicie zmieniono system punktowania – za wygrany turniej jest pięć punktów, za przegraną w finale trzy, za dojście do półfinału (pokonanie jednego rywala) dwa, a za przegraną w pierwszym meczu zero. Z trzema wygranymi na koncie prowadzi Michael van Gerwen, który przypomniał sobie swoje najlepsze czasy.
Holender dokładnie miesiąc temu spadł na piąte miejsce w rankingu PDC, czyli swoje najgorsze od dekady. To był najgorszy van Gerwen od lat. Ten, który nie wygrał żadnego turnieju w 2021 roku. Po niespodziewanym odpadnięciu z Damonem Hetą w piątej rundzie UK Open, stracił dużo punktów i spadł na piąte miejsce na świecie. W marcu wziął się za odrabianie strat w mini turniejach Players Championship. Na siedem jednodniowych turniejów wygrał dwa, zgarniając za to 24 000 funtów rankingowych, a przy kiepskiej dyspozycji Jamesa Wade'a i Michaela Smitha zdołał wyprzedzić ich w rankingu i wrócić do TOP3. Prawdziwą furorę van Gerwen robi jednak w opisywanej tu Premier League. Holender wygrał trzy turnieje, raz przegrał w finale, a dwa razy w półfinale. To na ten moment daje mu 22 punkty i zdecydowane prowadzenie w tabeli. Jego dominacja najbardziej widoczna jest w różnicy legów na poziomie +37. To pokazuje, że jeśli van Gerwen wygrywa, to często deklasuje rywali. W jednym marcowym finale pokonał Petera Wrighta 6:0, a w ostatnim Jamesa Wade'a 6:1.
Jeśli czegoś może żałować w Premier League, to tego, że nie udało mu się wygrać turnieju u siebie w Rotterdamie, gdzie przegrał w finale z Joe Cullenem. Wygrywał w Exeter, Brighton i teraz w Leeds. Wszystko to na przełomie marca i kwietnia. Już dawno van Gerwen nie był w tak znakomitej formie. Ostatnio po trzech legach prowadził już 3:0 i ani razu nie pomylił się na podwójnej. Grał jak maszyna z najlepszych czasów. Pozwolił Wade'owi na urwanie tylko jednego lega. Ze średnią punktową 103,87 i 6/9 na podwójnych bez najmniejszych problemów pokonał Wade'a i jeszcze tylko powiększył przewagę w Premier League. Drugi Jonny Clayton nie jest już tak równy, ma co prawda tylko trzy punkty straty, ale już różnicę legów +9, co przy +37 van Gerwena jest wynikiem słabiutkim. To van Gerwen świeci tam najjaśniej, a reszta jest tłem. Premier League, gdzie co tydzień grają największe gwiazdy, może być pierwszym wielkim turniejem, jaki wygra od dawna. Co prawda to van Gerwen, ale przy jego dyspozycji w 2021 roku byłaby to niespodzianka. W marcu i kwietniu wrócił stary dobry "Mighty Mike".