Skip to main content

O tym, że Polacy nie przywiozą z Tokio żadnego medalu w tenisie wiedzieliśmy już od kilku dni. W weekend poznaliśmy ostateczne rozstrzygnięcia we wszystkich turniejach na kortach Ariake Tennis Park. Dominowały niespodzianki.

Pod nieobecność Rogera Federera, Rafaela Nadala czy Dominica Thiema faworyt w singlu mężczyzn mógł być tylko jeden. Zresztą, nawet gdyby cała wymieniona trójka poleciała do Tokio, to trudno żeby faworytem był ktoś inny niż zwycięzca trzech dotychczasowych Wielkich Szlemów w 2021 roku. Mowa oczywiście o Novaku Djokoviciu. Jednak serbski arcymistrz poległ w półfinale z Alexandrem Zverevem, o czym pisaliśmy już TUTAJ. Wcześniej z turniejem żegnali się już inni mocni zawodnicy, tacy jak Danił Miedwiediew czy Stefanos Tsitsipas. W finale Zverev zmierzył się z 12. rakietą światowego rankingu, Karenem Chaczanowem. Rosjanin nie sprawił Niemcowi większych kłopotów i poległ w dwóch setach. Dużo można powiedzieć o tym meczu, ale na pewno nie to, że był wyrównany. Tym samym Zverev, który nie wygrał jeszcze w karierze turnieju wielkoszlemowego, ma złoto Igrzysk Olimpijskich w singlu – coś, czego nie dokonał ani Federer, ani Djoković. Ten drugi poległ w meczu o 3. miejsce ze świetnie usposobionym Pablo Carreno-Bustą. Nole nie powtórzył więc osiągnięcia z Pekinu, kiedy to stanął na najniższym stopniu podium.

Jeszcze bardziej zaskoczył turniej kobiet, w którym niespodziewaną zwyciężczynią została Belinda Bencic. Szwajcarka to nr 12 rankingu WTA. W finale zagrała z o 30 miejsc niżej notowaną Marketą Vondrousovą. Zacięty mecz rozstrzygnął się w trzech setach. Czeszka musiała zadowolić się srebrem. Bencic, podobnie jak Zverev, nigdy nie wygrała jednego z czterech najważniejszych turniejów. Ba, nie grała nawet w finale. Na najniższym stopniu podium stanęła Elina Svitolina, świeżo upieczona małżonka Gaela Monfilsa. Ukrainka w meczu o brąz pokonała Elenę Rybakinę z Kazachstanu. Na podium próżno było więc szukać Ashleigh Barty, Naomi Osaki czy naszej Igi Świątek.

Złota medalistka z singla, Belinda Bencic, zgarnęła także srebro w deblu. Stworzyła tam mocną parę z Viktoriją Golubic. Panie dotarły do finały, ale tam nie miały większych szans w starciu z czeskim duetem Krejcikova/Siniakova. Czechy i Szwajcaria w tenisie kobiet zgarnęły zatem najcenniejsze krążki. Brąz debla kobiet wywalczyły Laura Pigossi i Luisa Stefani, reprezentujące Brazylię.

Do ciekawej sytuacji doszło w deblu panów – w finale zagrały dwie pary z Chorwacji. Nikola Mektić i Mate Pavić po złotym tie-breaku pokonali Marina Cilicia oraz Ivana Dodiga. Brąz zgarnął nowozelandzki duet Marcus Daniell / Michael Venus.

Ostatnią nadzieją medalową Polski w tenisie był mikst, gdzie wygranie dwóch meczów dawało awans do najlepszej czwórki. Iga Świątek i Łukasz Kubot pokonali pierwszą przeszkodę, ale w meczu z duetem Jelena Wiesnina / Asłan Karacjew musiała przełknąć gorycz porażki. Rosjanie zagrali w finale ze swoimi rodakami – para Anastazja Pawluczenkowa / Andriej Rublow okazała się lepsza, ale podobnie jak w deblu mężczyzn, decydował złoty tie-break, w dodatku grany na przewagi. Co ciekawe, brąz miksta rozstrzygnął się bez gry, bo podłamany po porażce w meczu o 3. miejsce singla Djoković zrezygnował z walki o inny brąz, zostawiając na lodzie Ninę Stojanović. Medal bez wychodzenia na kort dostali Australijczycy – Ashleigh Barty i Johh Peers.

Tokijskie zmagania obrodziły więc w to, co jest solą sportu – niespodzianki. Szkoda, że żadnej pozytywnej nie sprawili tenisiści znad Wisły, a po dość dobrej pierwszej części sezonu liczyliśmy na choćby jeden krążek.

Related Articles