Ten wtorek był naszym najlepszym dniem na igrzyskach w Tokio. Osobny tekst poświęciliśmy wszystkim naszym medalowym występom. W tym zbierzemy pozostałe, jak dwa ostatnie wyścigi fazy zasadniczej naszej pary żeglarek, pechowo przegrany brąz Marty Walczykiewicz czy bolesna porażka siatkarzy na sam koniec.
Dzień wyglądał pięknie, dopóki nie zakończył się ćwierćfinałowy mecz siatkówki pomiędzy Polską a Francją. Polscy siatkarze przegrali 2:3, a w tie-breaku kompletnie się posypali. Rywale podbijali i kontrowali wszystko, grali jak nakręceni i rozbili nas w tym secie. Jeśli już któregoś seta szkoda, to na pewno tego czwartego, w którym było np. 7:4, ale przytrafiła się seria czterech punktów przegranych z rzędu. Kiedy wydawało się, że set może się rozstrzygnąć na końcówki, to nasi znów stracili trzy punkty z rzędu – nie trafił w boisko Kurek, później zatrzymany został Semeniuk, później jeszcze challenge, który wychwycił blok Bieńka i przegraliśmy 21:25. Pierwszy set był najlepszy, choć Polacy roztrwonili przewagę. Przez całe spotkanie świetny był Wilfredo Leon, dokładał też czasami punkty z zagrywki. Obie drużyny popełniły taką samą liczbę błędów. Zaważył blok i gra w obronie. Po bloku Francuzi zdobyli aż 16 punktów, my zaledwie 6, czasami niepotrzebne było wstrzymywanie ręki, ostrożna gra. Nie sprostał dziś Aleksander Śliwka, Michał Kubiak czy wchodzący Kamil Semeniuk. Kiepsko funkcjonowała też gra środkiem. Opieraliśmy się głównie na Wilfredo Leonie, ale i bardzo dobrym Kurku. To było za mało.
To piąta z rzędu porażka naszych siatkarzy w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich. Seria zaczęła się od 2004 roku i trwa do dzisiaj. W Rio przegraliśmy sromotnie 0:3 z USA, w 2012 było równie bolesne 0:3 z Rosją, późniejszymi mistrzami olimpijskimi, w 2008 nie daliśmy rady w tie-braku Włochom, choć wcześniej udało się wyrwać czwartego seta na przewagi. W 2004 nie byliśmy tak mocni jak dziś i przegraliśmy 0:3 z Brazylią, nawiązując tylko walkę w drugim secie. Dziś przegrana boli bardziej, bo jesteśmy przecież podwójnym mistrzem świata, a ostatnio w Lidze Narodów lepsza była tylko Brazylia. Boli też oczywiście naszych siatkarzy. Bartoszowi Kurkowi po przegranej ostatniej piłce wystarczyło kilka sekund, żeby nie wytrzymać. Polacy usiedli pod bandami, na krzesłach, zakryli się ręcznikami i to był najbardziej przykry obrazek wtorku.
Jeśli już zaczęliśmy od negatywnego wyniku, to bardzo smutny był też fotofinisz w kajakarstwie z samego rana. Marta Walczykiewicz zajęła 4. miejsce w finale kajakarskich jedynek, choć na tablicy pojawiła się informacja, że Polka jest trzecia. Nawet Marta zaczęła się już cieszyć z medalu przez… kilkanaście sekund. Było wiadomo, że Lisa Carrington to faworytka – złota medalistka z Londynu i Rio wygrała i tutaj, od początku prowadząc. Polka w swoim półfinale była trzecia i awansowała do finału, a tam do końca walczyła o miejsca 2-3. Przegrała brąz z Dunką Jorgensen o 0,269 sekundy, a więc nie tak dużo, ale też i nie można powiedzieć, że minimalnie. Walczykiewicz to srebrna medalistka z Rio, multimedalistka w ME czy MŚ. Srebro zdobyła też na ostatnich mistrzostwach świata w 2019 roku. Wystartuje jeszcze na 500 metrów, ale 200 to jej koronna konkurencja. Na pewno szkoda tutaj szansy. Wiktor Głazunow i Tomasz Barniak to z kolei kanadyjkarze, którzy przez slabe eliminacje musieli się wczoraj przebijać przez ćwierćfinał, a dziś zajęli trzecie miejsce w swoim półfinale, a później ogólnie 7. pozycję w wyścigu finałowym na 1000 metrów. To wielokrotni mistrzowie Polski w kanadyjkach, ale bez sukcesów na arenie międzynarodowej, więc na ten finał należy patrzeć pozytywnie. Arkadiusz Michalski to nasz najlepszy w tej chwili ciężarowiec. Brązowy medalista MŚ z 2019 roku (do 109 kg), złoty medalista ME z 2018 (do 105 kg). Kiedy zdobywał brąz, to potrafił podrzucić 228 kg, dziś zaliczył tylko 216 kg, a pozostałe próby odpuścił przez kontuzję. Konkurencja i tak jednak była za mocna, nawet 228 kg nie dałoby mu brązu.
Wyścig numer 9 i wyścig numer 10 miały dziś Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar-Hill, ale ten dzień był w ich wykonaniu słabiutki. Był to ich zdecydowanie najgorszy dzień. Zajęły dwa razy 15. miejsce i straciły już jakiekolwiek szanse na złoty medal, ale wypuściły także drugą pozycję. Żeby powalczyć o srebro, to muszą jutro po pierwsze płynąć zdecydowanie lepiej, a po drugie wyprzedzić Francuzki o co najmniej dwie lokaty. Tylko katastrofa pozbawi je brązowego medalu, muszą bowiem pilnować, żeby Słowenki nie wyprzedziły je aż o pięć miejsc (startuje TOP10). Finałowy wyścig w 49er mieli też Łukasz Przybytek i Paweł Kołodziński, zajmując w nim bardzo dobre czwarte miejsce. Ogólnie jednak nie poprawili 9. lokaty w klasyfikacji ogólnej. A to, co działo się na mecie przejdzie do historii tej klasy żeglarstwa. Brytyjczycy musieli wyprzedzić Nowozelandczyków o dwie lokaty, wygrali wyścig, a ci dopłynęli na trzecim miejscu i rzutem na taśmę zapewnili sobie złoto. Mateusz Rudyk, Patryk Rajkowski i Krzysztof Maksel zajęli ósme miejsce w sprincie drużynowym w kolarstwie torowym. Najpierw był ósmy czas w kwalifikacjach i pojedynek z pierwszymi Holendrami. Polacy nie mieli z mistrzami olimpijskimi żadnych szans, ale najgorszy był pojedynek z Nową Zelandią, gdzie nasi się rozjechali i stracili aż prawie trzy sekundy, zajmując ostatnie miejsce w stawce.
Były też oczywiście starty naszych lekkoatletów. W swoim biegu elimiacyjnym na 1500 metrów Michał Rozmys był szósty i awansował dalej do półfinałów. Tam już trudno mu wróżyć sukces. Swój dramat przeżywał Marcin Lewandowski. Nasz utytułowany biegacz został zahaczony przez jednego z rywali i się przewrócił. Dobiegł do mety minutę później, przestał marzyć o awansie, był rozgoryczony, płakał przed kamerami. Nie wierzyłw powodzenie protestu, ale został on pozytywnie rozpatrzony i brązowego medalistę ostatnich MŚ w półfinale zobaczymy. Przeżył prawdziwy emocjonalny rollercoaster – z piekła do nieba. Marii Andrejczyk wystarczyła tylko jedna próba, żeby awansować do finałowej 12 w rzucie oszczepem. Ta jedna próba wystarczyła też, żeby mieć najlepszy wynik ze wszystkich. Polka otwiera listy najlepszych wyników w 2021 roku. Jako jedyna rzuciła oszczepem ponad 70 metrów w maju tego roku i jest na pewno faworytką. Dobrze poszło też naszej złotej medalistce w sztafecie, czyli Natalii Kaczmarek. Dobiegła bardzo spokojnie na drugiej pozycji, dającej bezpośredni awans do półfinału i widać było, że ma jeszcze spory zapas. Szansę mamy tu jednak w sztafecie, bo indywidualnie konkurencja jest niesamowita. To jedyna nasza zawodniczka, która wystartowała indywidualnie, choć lepsze wyniki w tym roku miała np. Hołub-Kowalik czy Święty-Ersetic. Siły tutaj pójdą na sztafetę.
Pisaliśmy w osobnym tekście o medalistkach rzutu młotem, ale wystąpiła w nim także świeża wicemistrzyni świata, a więc Joanna Fiodorow. W finale poprawiła swój najlepszy wynik z tego sezonu, ale 73,83 dało jej 7. lokatę. Damian Czykier awansował do półfinału z czwartego miejsca z czasem 13,67 w konkurencji 110 metrów przez płotki. Piotr Lisek walczył w finale skoku o tyczce
i zajął ostatecznie 6. miejsce. Lisek wiedział, że żeby tu się liczyć w walce o podium, to trzeba skoczyć 6 metrów. Tak mocny aż konkurs nie był, choć i tak wszyscy byli w cieniu Armanda Duplandisa, który rzucił się na swój rekord świata, ale strącił 6,19. Lisek strącił poprzeczkę na 5,70 i przerzucił ją na 5,80, żeby powalczyć. Udało mu się pokonać tę wysokość, ale tę osiągnęło ją dwóch zawodnikó nad nim, którzy 5,70 nie strącili. Wszyscy odpadli na 5,87. Nieprzyjemną niespodziankę sprawił nam Michał Haratyk, który nie awansował do finałowej 12 w pchnięciu kulą, choć ma piąty wynik na świecie w 2021 roku. Słabiutkie 20,86 dało mu 13. miejsce. Odpadł też Konrad Bukowiecki, ale on jest akurat bez formy i tego można było się spodziewać, bo w tym roku ledwie sie mieści w TOP50.
A co jutro? Przede wszystkim finał męskiego młota, a w nim Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki, znów nadzieja na dublet. Będzie też wyścig finałowy Ani Skrzypulec i Jolanty Ogar-Hill. Zaskoczyć spróbuje nas w finale na 800 metrów Patryk Dobek.