Skip to main content

Za nami pierwszy z trzech dni lekkoatletycznych mistrzostw świata w Belgradzie. Adrianna Sułek przyjechała tu jako liderka światowych list w pięcioboju i potwierdziła swoje aspiracje, zdobywając srebro.

Srebrny medal, rekord życiowy, rekord Polski i 13. wynik w historii pięcioboju lekkoatletycznego – to wynik Adrianny Sułek na MŚ w Belgradzie. Nasza zawodniczka w pojedynczych konkurencjach poprawiła życiówkę w skoku wzwyż i skoku w dal. Jej końcowy wynik dał 4851 punktów, czyli najwięcej, ile zdobyła w życiu. A i tak to nie dało złotego medalu, bo niesamowite 4929 punktów uzyskała Belgijka Noor Vidts. Ona pobiła nawet aż trzy życiówki! Na 60 metrów przez płotki, w skoku w dal i w biegu na 800 metrów. Sułek miała olbrzymiego pecha, że trafiła na rywalkę w tak gigantycznej dyspozycji. Na pewno może czuć się zawiedziona, bo zrobiła więcej niż mogła, a tutaj belgijska wicemistrzyni Europy sprzed roku zadziwiła wszystkich. Rok temu Noor Vidts zdobyła 4791 punktów. Teraz z takim wynikiem przegrałaby z Adą Sułek.

Sułek jest w tym momencie w najlepszej życiowej formie i nie ukrywała, że przyjechała po najcenniejszy medal. Zapłakana przed kamerami TVP Sport opowiadała o wielkiej ambicji. Zresztą, ona czuła się po prostu mocna i przyznała, że skoro w tym roku trzykrotnie zdobywała pozycję liderki list światowych, to poprawienie się jeszcze na wynik 4800 wystarczy do złotego medalu. Cóż, nie wystarczyło i nikt nie mógł się tego spodziewać. Takiej pięcioboiski w polskiej lekkoatletyce nie było od ponad 20 lat. Wówczas medale z wielkich imprez przywoziła Urszula Włodarczyk – srebrny i brązowy z mistrzostw świata w hali, czy też kilka różnych medali mistrzostw Europy, w tym ten najcenniejszy – złoto z Valencii w 1998 roku. Włodarczyk była też medalistką mistrzostw Europy w siedmioboju, a tam jest o 40 m dłuższy bieg przez płotki i przede wszystkim rzut oszczepem, którego Sułek nie lubi. Siedmiobój to też konkurencja olimpijska.

Skok wzwyż – w tym Polka jest mocna, ale chyba nikt nie spodziewał się, że aż tak. W tej konkurencji była najlepsza i to ze zdecydowaną przewagą. Pokonała poprzeczkę na wysokości 1,89, a jej główna rywalka miała 1,83. A to aż 77 punktów różnicy. To była konkurencja numer dwa, Sułek odrobiła nią z nawiązką 60 m przez płotki, w którym jest słabsza od czołówki, ale i tak pobiegła tylko o 0,02 s wolniej od życiówki. Straciła prowadzenie po pchnięciu kulą, gdzie Belgijka osiągnęła lepszą odległość o 63 centymetry, ale po trzech konkurencjach to było tylko osiem punktów straty w generalce. Na ME w marcu 2021 roku Sułek skoczyła w dal 5,80, na igrzyskach kilka miesięcy później było to 5,93, w tym roku w mistrzostwach Polski 6,23, a teraz na mistrzostwach świata życiowy wynik 6,43. Widać wyraźny postęp w tej konkurencji i to tylko przez rok. Ale tu i tak straciła sporo punktów do Vidts, choć więcej zrobić nie mogła. Było jasne, że już nie wygra. 2:09.56 na 800 metrów to najlepszy wynik Adrianny w sezonie. Rezerwy na pewno jeszcze są.

Sułek zapowiedziała poprawę i mocny trening nad rzutem oszczepem i pchnięciem kulą, żeby być też mocna w siedmioboju. Na igrzyskach olimpijskich właśnie bardzo dużo straciła punktów w tych konkurencjach. Forma polskiej wieloboistki jednak cały czas rośnie i jest tu potencjał na wiele medali różnych mistrzostw, jeżeli będzie w taki sposób pracować nad swoimi słabszymi punktami. Srebro zadedykowała zmarłemu w październiku 2019 roku Wiesławowi Czapiewskiemu, słynnemu trenerowi wieloboju, który szkolił m.in. Sebastiana Chmarę i miał też wielki wpływ na kształtowanie młodziutkiej Ady Sułek. Wówczas przemawiała na jego pogrzebie, mówiąc, że to człowiek, którego nie da się zastąpić. Na pewno byłby dumny z takiego wyniku i z pracy, jaką Sułek wykonała z trenerem Markiem Rzepką.

Related Articles