W sobotę Polska była o włos od medali w przypadku Kamila Stocha (4. miejsce) i łyżwiarza szybkiego Piotra Michalskiego (5. miejsce). Oto trochę bardziej szczegółowe podsumowanie polskich występów.
W sobotę Polki, w składzie: Izabela Marcisz, Monika Skinder, Weronika Kaleta i Karolina Kukuczka startowały w sprincie 4x5km, gdzie zajęły 14. miejsce i wyprzedziły tylko cztery najsłabsze reprezentacje. Widać było, że Marcisz nie za bardzo utożsamia się z "koleżankami", do wywiadu przed kamerami TVP Sport stanęła sama, bo startowała jako pierwsza. Pozostałe zawodniczki na siebie czekały i podeszły do kamery we trzy. Dużo głośniej jest na temat konfliktu niż wyników. Marcisz kilka dni temu powiedziała, że nie pobiegnie w dwójkowym sprincie razem z Moniką Skinder. Zawodniczki, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepadają. Marcisz mówi o zmęczeniu. Przyznała, że nie jest maszyną, a to będzie jej piąty start i ma ich najwięcej wśród naszych biegaczek. Dodatkowo jeszcze wystartuje w klasyku na 30 kilometrów. Trzeba przyznać, że ma trochę racji, bo nawet Bjoergen tyle nie biegała, co podkreślała Justyna Kowalczyk. Dlaczego Marcisz nie odpuściła jakiegoś indywidualnego biegu, tylko akurat ten, w którym mamy szanse na najlepszy wynik? Odpowiedź nasuwa się sama.
Znakomicie poszło łyżwiarzom szybkim startującym na 500 metrów. Zawsze warto docenić, kiedy ktoś szykuje formę idealnie pod igrzyska i tak było w tym przypadku. Piotr Michalski zajął 5. miejsce, a po swoim biegu był nawet trzeci i po kolejnym nadal trzymał się podium. Wyprzedziło go po jednym zawodniku z 14. i 15. pary i został zepchnięty na 5. miejsce. Szkoda tylko, że startował z najwolniejszym w całych zawodach Białorusinem, bo może jeszcze podkręciłby swój wynik. To jest sprint i decydują setne sekundy. Michalski przegrał o 0,03s… Wykręcił najlepszy w sezonie wynik, bo w ogólnej klasyfikacji Pucharu Świata jest 9., a dotychczas najwyżej był 6. w Salt Lake City. Damian Żurek był w sprincie 11., potwierdzając dobrą formę, bo niedawno pobił życiówkę i zanotował najlepszy wynik w PŚ – 10. miejsce. Marek Kania zadziwił w Stavanger, gdzie w Pucharze Świata sprawił niespodziankę i stanął na najniższym stopniu podium, ale to zawodnik, który kręci się zwykle w okolicach TOP15 i tak też było tym razem, bo skończył 16.
Grzegorz Guzik to jedyny polski biathlonista na igrzyskach w Pekinie. W sobotę po jednym błędzie na strzelnicy zajął 48. miejsce w sprincie i wchodząc do TOP60 wywalczył miejsce w niedzielnym biegu na dochodzenie. Potrafił w sprincie być nawet w tym sezonie po kilku pudłach poza TOP100, więc nie ma aż takiej tragedii. Niestety biathlon męski nie stoi w Polsce na wysokim poziomie, w ostatniej sztafecie w Anterselvie Polacy zajęli ostatnie, 24. miejsce. Polskie panczenistki w składzie: Natalia Czerwonka, Karolina Bosiek i Magdalena Czyszczoń uzyskały siódmy czas w ćwierćfinale biegu drużynowego w łyżwiarstwie szybkim, ale Czyszczoń i Czerwonka spędziło po osiem dni w izolacji i trzeba to brać pod uwagę. Polki wiedziały doskonale które skończą, bo jechały w ostatnim wyścigu z reprezentacją Rosji, a więc najsłabszym z TOP4. Przy bardzo dobrej dyspozycji można nawet z nimi powalczyć, ale tu zabrakło ponad czterech sekund i Polki wylądowały w finale D (był on 15.02 i zajęły 8. miejsce).
No i te nieszczęsne skoki… co tu dużo mówić, to akurat dyscyplina zimowa, którą Polacy śledzą z największym zainteresowaniem. Medal Dawida Kubackiego był czymś miłym, ale nie do końca spodziewanym. Liczyliśmy być może na jakiś błysk Kamila Stocha. Ten błysk rzeczywiście był. Trzykrotny złoty medalista olimpijski był załamany, rozpłakał się w rozmowie z Eurosportem, mówiąc, że wiele poświęcił. Widać było, jak buzują w nim emocje. Temat narodowej dyskusji zszedł na Karla Geigera i jego za duży kombinezon. Na ten temat powstały dziesiątki artykułów, więc bez sensu się powtarzać. Konkurs stał na znakomitym poziomie, organizatorzy pozwalali na dalekie skoki, Stoch skoczył 137,5 metra i był 4. po pierwszej serii. W drugiej zabrakło mu już 2,5-3 metrów i po skoku 133,5 metra czekał w kolejce na drugim miejscu. Zajc jeszcze się spalił, ale już Lindvik i Kobayashi pobili wynik Stocha i skończyło się na najbardziej pechowej pozycji. Dawid Kubacki rzucał później do dziennikarza teksty w stylu – no przecież masz oczy i widziałeś o sytuacji związanej z Geigerem. Wszyscy awansowali do drugiej serii, ale reszta skończyła poza TOP15. Piotr Żyła był 18., Paweł Wąsek 19., a Dawid Kubacki 26. i te wyniki odzwierciedlają obecny sezon.