Tegoroczne Welsh Open padło łupem snookerzysty anonimowego. Olbrzymią sensację w tym turnieju sprawił sklasyfikowany na 81. miejscu (!) w rankingu – Jordan Brown. Po drodze pokonał Marka Selby'ego, Stephena Maguire'a, a w finale Ronniego O'Sullivana.
To było oczywiście pierwsze turniejowe trofeum Irlandczyka z Północy. W ten sposób został najniżej sklasyfikowanym zawodnikiem, który wygrał turniej rankingowy od czasów "Garncarza" ze Stoke, czyli Dave'a Harolda. Anglik wygrał Asian Open w 1993 roku i był wtedy sklasyfikowany na 93. pozycji. To było jednak jego pierwsze i ostatnie zwycięstwo. Oby tak się nie stało z Jordanem Brownem, który taką efektowną drabinką i pokonaniem 9:8 w finale O'Sullivana wszedł z buta do światowego snookera. Dotychczas był tylko w ćwierćfinale German Masters, a we wszystkich innych turniejach odpadał we wczesnych rundach.
Wszystko mogło się inaczej skończyć już w ćwierćfinale. Brown wygrał z Selbym w niewiarygodnych okolicznościach. Przy stanie 4:4 we frejmach oraz 56:60 w punktach na stole – decydowała tylko i wyłącznie czarna bila. Selby mógł ją wbić do środkowej uzdy, wyjść na 62:60 i podziękować rywalowi za zacięty mecz. W swojej ostatniej próbie jednak spudłował, do stołu podszedł Brown i wykorzystał to, że otrzymał drugie życie. Gdyby nie fakt, że gra się przy pustych trybunach, to pewnie otrzymałby tak ogromne brawa, jakich nikt dawno nie dostał. W półfinale nadspodziewanie łatwo poradził sobie z Maguirem i powiedział: – Trzy lata temu pracowałem na stacji benzynowej. Wstawałem o 5:30 albo 6:30. I tak w kółko. To szaleństwo, gdy pomyślę, jaką drogą przeszedłem.
Z wielkim mistrzem grał bez żadnego strachu, właściwie to nawet głównie on prowadził, choćby 4:1 w pewnym momencie albo 5:3 po pierwszej sesji. Dopiero potem Ronnie się trochę przebudził. Wszystko roztrzygnęło się w w ostatnim frejmie. Kiedy O'Sullivan dał rywalowi dojść do stołu, pudłując przy niebieskiej, to sensacyjny zwycięzca już się nie pomylił, notując w kluczowym momencie brejka w wysokości 74 punktów. Ręka mu nie zadrżała. Jeszcze niedawno pracował na stacji benzynowej, a teraz właśnie pokonał w turnieju rankingowym najlepszego snookerzystę w historii.
– To był zaszczyt zagrać z Ronniem w finale. To najwspanialszy zawodnik wszech czasów – powiedział po finale. Rywala także pochwalił O'Sullivan: – Cieszyłem się każdą minutą meczu. Jordan to jest świetny facet. Grało mi się bardzo dobrze, a niewielu zawodników potrafi mnie pokonać, kiedy tak gram. Jestem bardzo szczęśliwy z jego powodu. To z pewnością jedna z największych sensacji w historii tej dyscypliny. Warto zwrócić uwagę na dalszą karierę 33-latka.