Mistrzostwa świata skończyły się dla Krzysztofa Ratajskiego, zanim tak naprawdę zdążyły się zacząć. Polak przegrał już w swoim pierwszym meczu, a pokonał go 3:1 w setach przeciętny Irlandczyk – Steve Lennon.
Powiedzmy wprost – Krzysztof Ratajski przegrał z przeciwnikiem, z którym nie powinien przegrać. Jest pierwszym rozstawionym zawodnikiem, który pożegnał się z mistrzostwami świata. Irlandczyk Steve Lennon jest za to na razie jedynym w stawce, który przeszedł już dwie rundy. Rozstawieni gracze zaczynają bowiem mistrzostwa od drugiej rundy i właśnie tam swój udział zakończył "Polski Orzeł". Poza jednym znakomitym setem – był to rozczarowujący występ Ratajskiego, który jest zresztą odwzorowaniem całego nijakiego sezonu. Polski darter miał walczyć o wejście do TOP10, a tymczasem nawet straci swoje pieniądze rankingowe, bo dwa lata temu dotarł minimalnie dalej – do trzeciej rundy. Obecny wynik zastąpi więc tamten.
Ratajski nie powtórzy spektakularnego sukcesu, jakim był ćwierćfinał w zeszłym roku. To wtedy tak naprawdę dał o sobie znać i pokazał się większości Polaków, mimo że był już przecież zawodnikiem z drugiego szeregu czołówki. Dzięki turniejowi transmitowanemu w TVP Sport Polacy dowiedzieli się, kim jest Krzysztof Ratajski i zauroczyli w darcie. "Polski orzeł" wygrał wówczas trzy spotkania, w tym dwa pierwsze w bardzo dobrym stylu, do zera – najpierw z Ryanem Joyce'm, a później z Simonem Whitlockiem. W 1/8 finału zapewnił niesamowite emocje przed telewizorami, mając 3:3 w setach i 2:2 w legach z Niemcem – Gabrielem Clemensem. Polak zmarnował wówczas siedem lotek meczowych w deciderze, a Clemens sześć. Skończyło się na tym, że obaj mieli do skończenia… double 1. Ratajski odszedł od stolika i wykorzystał ósmą lotkę meczową. O takich emocjach w tym roku możemy niestety zapomnieć.
Wróćmy do samego meczu z Lenonnem, który nie jest przecież jakimś niesamowitym graczem. To przeciętny Irlandczyk, który zwykle odpada gdzieś w pierwszych rundach, a najbardziej i tak lubi UK Open. W mistrzostwach świata nigdy wcześniej nie dotarł nawet do trzeciej rundy, a pobił swój najlepszy wynik właśnie dzięki wygranej z Ratajskim. Steve Lenonn nie grał jakoś bardzo dobrze, ale dystansował Krzysztofa Ratajskiego w liczbie punktów. Średnie mogą być trochę przekłamane po spektakularnym secie numer dwa, ale wystarczy porównać ile razy obaj panowie podchodzili do kończenia lega – Lenonn aż 40, Ratajski tylko 15. To pokazuje, że Irlandczyk schodził ze swoich wartości szybciej. Przeciętne 22,5% przy kończeniach i tak wystarczyło na pokonanie Polaka.
Czy był jakiś pozytyw w występie Ratajskiego? Na pewno drugi set, w którym popisał się spektakularnym kończeniem – 50, 50 i podwójnym 16. Wówczas grał tak, że nie pozwolił rywalowi ani razu podejść do tarczy, żeby zakończyć lega. Można było mieć nadzieję, że Ratajski wreszcie odpalił, nakręcił się i będzie już tylko lepiej. Szybko rozwiał te wątpliwości i popadł w przeciętność w kolejnym secie, który przegrał bardzo szybko – 0:3. Nie było nawet blisko, żeby jakoś w tym meczu się podniósł. Kolejnego seta także przegrał, tym razem 1:3 i zakończył turniej, a to do tej pory największa niespodzianka tych mistrzostw.